czwartek, 25 lipca 2013

OPOWIADANIE- część 5

Witajcie! Dziś dodaję 5 część naszego opowiadania. Komentujcie i wyrażajcie opinie! To dla nas bardzo ważne. Ponadto chciałabym dodać, że kilka dni temu w końcu spotkałam się z Billie na żywo. Obie byłyśmy bardzo zadowolone i niecierpliwie czekamy na kolejne. Co u Was? :)

Diana

Ps: Dziękujemy za ponad 1000 odsłon! Nawet nie wiecie ile to dla nas znaczy. :)

                                    

8 Listopad 1978

 

- Laura… Masz śliczne imię.

-Dziękuję. - odparłam nieco speszona, kiedy Michael powiedział mi taki komplement. Nigdy nie wiedziałam jak zachować się w sytuacjach, kiedy ktoś mówił o mnie coś miłego.

- Swoją drogą nie pamiętam, czy wiesz, że nie przez przypadek tak się nazywam - dodałam po chwili, by zakończyć tę niezręczną dla mnie sytuację.

- Nigdy o tym nie mówiłaś.

- Więc… Imię to odziedziczyłam po babci, która była Polką. Ciekawym zbiegiem okoliczności jest również fakt, że urodziłam się 11 listopada, a jest to dzień obchodzony w Polsce jako Święto Odzyskania Niepodległości.

- Naprawdę? Jestem w szoku. Oczywiście pozytywnym. Nie wiedziałem, że masz polskie korzenie.

-Moja babcia miała okazję wyemigrować z rodzicami do USA, więc ją wykorzystali. Już wtedy zagrożenie wybuchem wojny było bardzo odczuwalne. Przybyli tutaj zaraz przed wielkim, amerykańskim krachem ekonomicznym. Potem babcia poznała dziadzia Henry'ego i takim sposobem moja rodzina została tutaj na stałe. Moim marzeniem jest jednak, by w przyszłości odwiedzić, Polskę, ale nie wiem, czy dożyję  do czasu, kiedy tam upadnie komunizm. Niestety w Ameryce są ludzie, którzy nawet nie wiedzą, gdzie ten kraj leży. Wystarczyło by trochę poczytać jaką wartość i ciekawą historię ma Polska.

- Niesamowite… Poza tym, to bardzo przykre, że nie wszystkie kraje są niezależne i wolne. Obiecuję Ci, że zabiorę Cię kiedyś tam i bez żadnych problemów zwiedzimy cały kraj!

- Spróbuj  tylko nie dotrzymać obietnicy!

-Nigdy cię nie zawiodę.

    

Po tych słowach Michael subtelnie objął mnie ramieniem .Uwielbiałam, kiedy to robił, ponieważ wtedy czułam się niesamowicie bezpieczna, wiedziałam, że mam przy sobie prawdziwego przyjaciela. Siedzieliśmy w takim ułożeniu, kiedy nagle milczenie przerwał sygnał dzwoniącego telefonu. Michael niechętnie wstał, by go odebrać. Stwierdził, że to może być coś ważnego. Chcąc, nie chcąc  przysłuchiwałam się rozmowie, ponieważ byłam z nim w tym samym pomieszczeniu.  Ku mojemu zaskoczeniu rozmowa ta nie była o sprawach zawodowych. W pobliżu dało się słyszeć lekko podenerwowany głos Michaela:

-Cześć Tatum… Dlaczego do mnie dzwonisz? (…) Oj przestań, nie przepraszaj mnie już więcej. Nie gniewam się na ciebie i nigdy nie byłem obrażony, jednak nie próbuj mnie już przekonywać… Od dawna między nami koniec. Jeśli nie to, w takim razie co masz na myśli? Sam nie wiem czy to ma sens… Muszę się zastanowić… Hmm… jeśli to dla ciebie bardzo ważne. Dobrze spotkajmy się. Yhm, więc jesteśmy umówieni. Do zobaczenia.

 

     Przysłuchiwałam się tej rozmowie z niepokojem… Nie wiedziałam o co, a raczej o kogo chodzi, ale i tak dziwnie się poczułam. Zaraz, zaraz…. Co? Co ja gadam? Przecież nie jestem jedyną osobą, którą zna Michael i ma on prawo umawiać się z kim chce i kiedy chce, a ja jako przyjaciółka nawet nie mam prawa czepiać się tego! - pomyślałam.

  Nagle mój monolog przerwał mi sam Jackson, który właśnie odłożył słuchawkę:

- Przepraszam cię bardzo, że musiałaś na mnie czekać i słuchać tej rozmowy.

-Nie masz za co! To ja powinnam Cię przeprosić, gdyż mogłam wyjść z pokoju na korytarz.

-Absolutnie nie było takiej potrzeby. Przecież wiesz, że ci ufam.

- Wiem i jestem ci za to wdzięczna. Kto właściwie dzwonił? – w tej chwili ugryzłam się w język i myślałam, że się spalę ze wstydu. Postanowiłam dodać:

- Przepraszam, to było wścibskie.

- Spokojnie, Tobie mogę wszystko powiedzieć. Dzwoniła do mnie moja była dziewczyna Tatum O’Neal.

- Była? –palnęłam kolejny mądry tekst. Nie wiedziałam co się  ze mną działo.

- Tak była… Rozstaliśmy się w dość niezręcznych okolicznościach. Kto wie, może gdyby nie jedna głupota wciąż bylibyśmy razem… Byłem naprawdę w niej zakochany.

- Możesz powiedzieć, co się wydarzyło?

- To trochę niezręczne… Ale wierzę, że nikomu nie powiesz.

- Przecież mnie znasz. Zaraz ogłoszę wielką tajemnicę Michaela Jacksona całemu światu, by zdobyć popularność i znaleźć się na okładce przynajmniej jednego brukowca! – zaśmiałam się.

- Hahaha! Nie ma to jak dyskrecja. Wracając do tematu… Bardzo ją kochałem. Co prawda jest jeszcze bardzo młoda, ma 15 lat, ale widziałem w niej dojrzałą dziewczynę. No właśnie jak się wkrótce okazało, aż za dojrzałą… Próbowała  namówić mnie do współżycia…

 Z wrażenia otworzyłam buzię, co oczywiście Michael musiał zauważyć. Zrobiło mi się strasznie głupio, lecz on wciąż kontynuował:

- Nic nie zmyślam. Sam byłem w szoku. Nawet poszedłem do niej do domu, by nie wyjść na mięczaka. Jednak nie dałem rady już tego zrobić. Ona widząc to obraziła się i wyszła. Po kilku dniach chyba przemyślała sprawę, ponieważ zaczęła do mnie wydzwaniać i prosić byśmy do siebie wrócili. Ja po tamtym incydencie zrozumiałem, że nie pasujemy do siebie, mamy inne charaktery. Tatum prędzej czy później znowu zaczęła by na mnie wywierać presję, a ja nie chcę... - w tym momencie Michael momentalnie się zaczerwienił.

- Czekasz na tą jedyną prawdziwą miłość? –zapytałam, po czym miałam ochotę walnąć się w czoło kijem bejsbolowym. Jak to zabrzmiało? Przecież, być może Tatum  była tą jego „jedyną prawdziwą miłością” Nie wiedziałam co się ze mną ze mną działo od czasu telefonu od tej dziewczyny.

- Po prostu dla mnie to jeszcze za wcześnie, ale masz rację. Mam nadzieję, że kiedyś taką właśnie spotkam. Muszę cię bardzo przeprosić. Nie zobaczymy się za trzy dni tak jak się wcześniej umawialiśmy.

- Ale...- chciałam przypomnieć Michaelowi, że mieliśmy świętować moje urodziny, lecz on nie dał mi dokończyć:

- Wybacz, ale Tatum bardzo prosiła mnie o jedno spotkanie. Powiedziała, że nie robi już sobie nadziei, że do niej wrócę.  Strasznie jej zależało, twierdzi, że musi mi coś ważnego powiedzieć. Jej głos wydawał mi się zdenerwowany i zmartwiony. My możemy się spotkać w inny dzień. Nie martw się, nigdzie ci nie ucieknę. 

- Nie martwię się. Po prostu liczyłam, na to że ten dzień spędzę z tobą – odparłam zrezygnowana.

 

 

                                                *    *   *

 

Wracając z hotelu nie byłam już zrezygnowana…. Byłam wściekła, sfrustrowana i zdenerwowana. „ Czyżby Michael naprawdę zapomniał o moich urodzinach? Przecież dzisiaj nawet mu o nich wspominałam!” –krzyczałam w myślach.

Nie wiedziałam na kogo jestem bardziej zła na Tatum, czy na Michaela. Prawdopodobnie na obojga. Czułam, że jeśli po drodze do domu nie spotkam czegoś na czym mogłabym wyładować swoje emocje, wpadnę do domu jak burza i zepsuję humor wszystkim domownikom. Prawdopodobnie jeszcze pokłóciłabym się z rodzicami o moje "pyskowanie".  Ku mojemu szczęściu (lub nieszczęściu) drogę zastawił mi Lucas, czyli  chłopak Stacy. Grzecznie, a zarazem cwaniacko się ze mną przywitał.

- Cześć Laura!

-Hej - odburknęłam.

- Ooo, czyżbyś wstała dzisiaj lewą nogą?

- Ku twojemu zaskoczeniu, nie. Zresztą jesteś ostatnią osobą, której powiedziałabym, co mnie gryzie!

- Ej spokojnie Mała.

- Nie masz prawa mówić do mnie Mała!

- Mam prawo. Przecież wysoka na pewno nie jesteś. Powiedziałbym raczej, że z ciebie jest taki mały karzełek. Muszę się schylać, kiedy chcę z tobą porozmawiać.

- Od kiedy tak bardzo chcesz ze mną rozmawiać? Właśnie jesteś idealnym dowodem, że wzrost nie równa się z poziomem inteligencji. Jesteś głupi jak...yyy... jak but! Nic nie jesteś wart! Jesteś dupkiem, który już od roku krzywdzi moją przyjaciółkę! Nie rozumiem dlaczego ona wciąż z tobą jest, ale obiecuję, że wybiję jej ciebie z głowy!

- Hahaha. Śmieszna jesteś. Widocznie mnie kocha. Mam w sobie to coś, ten błysk w oku itd. Słońce... zobaczysz , jeszcze kiedyś będziesz moja.  – odparł z kpiną.

Odkąd go znałam, nie widziałam w nim żadnego szacunku do dziewczyn. Był głupim cwaniakiem i podrywaczem, który myśli, że każda dziewczyna należy do niego. Paradoksalnie w takich momentach było mi żal tego człowieka, gdyż on zwyczajnie nie potrafił kochać.

- Przegiąłeś… Jeszcze słowo a cię pobiję! – zagroziłam mu.

-Śmiało Mała! Już to widzę.

Po tych słowach nie wytrzymałam. Nie myśląc ani chwili postanowiłam udowodnić temu palantowi, że jednak potrafię i…. z całej siły kopnęłam go w krocze. Nigdy nie widziałam Lucasa w takim stanie! Zaraz po tym klęknął na środku chodnika. (oczywiście wszyscy przechodnie patrzyli na niego z zainteresowaniem i z rozbawieniem) Zaczął krzyczeć:

- Auuuuuuu! Dziewczyno czy ty zwariowałaś?! Ja tylko żartowałem wariatko! Pomóż mi chociaż wstać! Cholera jasna, przecież ja nie dojdę do domu!

- Chyba żartujesz. Olbrzymie, nie wiedziałam że jesteś taki słaby.

Już miałam ruszyć w stronę domu, po czym odwróciłam się na pięcie, wróciłam do Lucasa i poklepałam go po ramieniu mówiąc:

- W tej pozycji zrobiłeś się jakiś… hmm jak to określić…. MAŁY? Zdrowia życzę!

Po tych słowach pobiegłam usatysfakcjonowana do domu. 


Billie&Diana

środa, 24 lipca 2013

"I love You Poland!" - czyli Michael Jackson w Polsce.


Cześć Kochani!

    W dzisiejszej notce skupie się na pobycie naszego idola w naszym kraju. Michael odwiedził Polskę dwa razy. W 1996 roku przyjechał do nas w ramach trasy "HIStory World Tour", a w 1997 wrócił
w celach biznesowych. W tej notce zajmę się rokiem 96.

Od czego by tu zacząć? Michael zjawił się w Polsce we wrześniu 1996. Na lotnisku powitała go grupa taneczna, która odtańczyła tańce ludowe. Król Popu podczas swojego pobytu w naszym kraju zatrzymał się w hotelu Marriott. Przed koncertem artysta spotkał się także z wychowankami jednego z warszawskich domów dziecka. Rozdał im prezenty, a jedna z dziewczynek wystąpiła z nim później na scenie. Michael podczas pobytu w naszym kraju spotkał się z, byłym już, prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Wydaje się nam, że wizyta w pałacu prezydenckim powinna być sztywna itp. Nasz kochany Michael nie tracił jednak humoru i podśpiewywał sobie "Smile". Cały Mike. :) <3




Na pewno wizyta Michaela Jacksona w Polsce była wydarzeniem wręcz historycznym. Taka gwiazda jak On przybyła właśnie do naszego kraju! ( W takich chwilach żałuje, że nie urodziłam się wcześniej... )
Dla mnie osobiście wielkim zaskoczeniem okazał się cennik biletów. Zawsze, kiedy myślałam o koncertach Michaela byłam pewna, że bilety były bardzo drogie. W końcu on jest taką gwiazdą! Zerknijcie sobie na ów cennik.

BILETY / TICKETS
Ceny / Prices
50 PLN - sektory I - VIII
40 PLN - sektory IX - XVI
30 PLN - sektory XVII - XXV

Zdziwieni? Ja również byłam zaskoczona. Ja rozumiem, że to były inne czasy, ale jednak nie wyobrażam sobie takich cen. Jak wiecie, w tym roku Paul Mccartney zawitał do Polski. Najtańszy bilet kosztował 250zł. A na koncert Michaela wtedy wystarczyło mieć 30zł.




Kolejna sprawa, która mnie zaskoczyła to fakt, że koncert nie został w całości wyemitowany w telewizji. Polsat puścił jedynie dwie piosenki. Podobno było tak dlatego, że Michael nie wydał im licencji na nagranie całego koncertu. Nie wiem jednak na ile to prawda.

Spotkałam się również z informacją o tym, że na koncert przybyło więcej fanów, niż planowali organizatorzy. Wiele osób weszło bez biletów. Tak na prawdę nie miało znaczenia to, jaki bilet się kupiło. Kto pierwszy ten lepszy. Ludzie od rana czekali pod bramkami, a kiedy te zostały otwarte biegli ile sił w nogach pod scenę. Sektory zostały zniszczone. Dla tych ludzi liczył się tylko Michael. A ja całkowicie ich rozumiem. ;)



A jakie były recenzje po tym koncercie? Krytycy byli zgodni co do jednego. Koncert przerósł organizatorów, a ochrona nie potrafiła poradzić sobie z rosnącą liczbą wielbicieli Michaela. Organizatorzy zawiedli. Dlaczego? Plan był przecież dograny. Przed Michaelem mieli zagrać polscy artyści, między innymi: Formacja Nieżywych Schabuff. Nasi rodacy mieli grać od godziny 18.30 do godziny 21. Niestety skończyli już o godzinie 20. Przez godzinę puszczana była muzyka z kaset. Przed godziną 21, setki fanów przedarli się przez ochronę. ( bez biletów. )
Krytycy zgodnie wypowiedzieli się, że Michael Jackson na pewno nie zawiódł. Zjawił się na scenie punktualnie i dał koncert jakiego nigdy wcześniej w Polsce nie było.


I na koniec fragment koncertu w Polsce. Michael wykonuje "Heal the World"





w.i.t.h. Love!
Billie!

piątek, 19 lipca 2013

Zabawne historie :D

Ostatnio było trochę smutno i refleksyjnie, więc pora na kilka zabawnych epizodów z życia Michaela! :)

Na początku lat 80-tych Michael odczuwał silne napięcie z powodu bliskości ochrony. W końcu się zbuntował i zaczął samodzielnie jeździć po mieście. Pewnego razu parę kilometrów od domu nawalił mu samochód. Mike nie wiedział co robić. Zostawił samochód na środku drogi i pobiegł zadzwonić z budki po ochronę, żeby go zabrali.





Do kilku zabawnych wydarzeń doszło na planie wideoklipu „Stanger In Moscow” w lipcu 1996 roku.
Najpierw Michael miał małą wpadkę. Miał zaśpiewać tylko początek refrenu: „How does it feel”, ale zaśpiewał dalej:-) Potem pomylił się drugi raz i zaśpiewał to samo:-)))
Podczas przerw Michael jadł prażonego słonecznika. Wiecie co robił ze skorupkami? Chował je do kieszeni:-) Ale to nie wszystko. Te skorupki były mu potrzebne! Wiecie po co? Michael brał je w palce i... pstrykał nimi w ludzi:-))) Pstryk! Skorupka ląduje na Julianie z magazynu „HIStory”! Pstryk! Skorupka na Michaelu Bushu!)))
Cały Mike!
Podczas kolejnej przerwy jeden z członków ekipy zaczął nucić melodię „Stranger In Moscow”. W studiu było cicho i Michael to usłyszał. Rozejrzał się, zlokalizował „wykonawcę” i zaśmiał się: „Hej! To moja piosenka!” :D



Podczas podpisywania „Invincible” z Virgin Megastore.
Podchodzi jakaś fanka po autograf i daje Michaelowi obrączke. Michael podziękował, założył na palec i zabrał się za podpisania płyty. Dziewczyna krzyczała i płakała : Michael wyjdź za mnie! Ożeń się ze mną. Michael: Słucham? Nie rozumiem? Co mówisz? Kiedy odeszła od stolika, MJ zapytał, tych, co stali obok: co ona mówiła? A wszyscy hurtem: Pytała czy się z nią ożenisz?. MJ: „ooohhh” i powrócił dalej do podpisywania, jakby nic się nie wydarzyło. Kiedy podszedł jakis fan do MJ’a i powiedział: Michael naprawdę założyłeś obrączkę. A MJ tylko podpisał mu CD i kiedy odchodził, [MJ] krzyknął za nim: „nie zapomnij przyjść na ślub/wesele!”


W listopadzie 1993 roku Michael leczył swe uzależnienie od środków przeciwbólowych w klinice w Londynie. Kiedyś wraz z innymi pacjentami siedział wieczorem w kuchni i nagle któryś z nich wspomniał jego słynny taniec, Moonwalk. Zaczęli go imitować, a Mike śmiał się i mówił, że nieźle im wychodzi. Nagle wstał i powiedział: -„Idę spać” i wyszedł z kuchni... perfekcyjnym Moonwalkiem :)

W tej samej klinice Michael usiadł kiedyś przy pianinie i zaczął komponować. Zagrał kilka nut i zaśpiewał balladę, którą wymyślił w chwili wykonywania. Facet, który był tego świadkiem był oczarowany i zapytał: „Tę piosenkę wymyśliłeś w tej 
chwili?” A Mike: -„Tak, ale już zapomniałem.”


Czy wiecie jak Michael jest dobrze wychowany? Kiedy obudził swego węża Musclesa... przeprosił go. "„Och, spałeś? Przepraszam." ;)



Diana

środa, 17 lipca 2013

Opowiadanie - część 4

Hej Kochani!

Zmotywowana waszymi komentarzami i natchniona muzyką Michaela napisałam kolejną część opowiadania. Mam nadzieje, że wam się spodoba.

 

PS: Piosenka na dziś to zdecydowanie: Michael Jackson - Heal the world. Miłego słuchania. :) Heal the world

 

Nie mogłam spać. Siedziałam w ciemnościach i zadręczałam się myślami. Co takiego się stało? To musi być coś strasznego. Mama była taka przygnębiona, roztrzęsiona. Od dawna nie widziałam jej w takim stanie. Ostatnio była tak zmartwiona zaraz po kłótni z Jacksonami. Pamiętam jak wtedy martwiła się o Michaela, miała wyrzuty sumienia, że mogła coś więcej zrobić dla niego i reszty dzieci, że zbyt łatwo się poddali i ustąpili Josephowi. Bała się o niego... Michael! Z tego wszystkiego zupełnie o nim zapomniałam. Jestem z nim umówiona. Muszę się położyć. Inaczej będę do niczego, a to spotkanie musi się udać. Zerknęłam leniwie na zegarek. Wyświetlał godzinę trzecią w nocy. "No pięknie" - pomyślałam. Muszę rano porozmawiać z rodzicami i wyjaśnić tą sytuację, jeśli na spotkaniu z Michaelem chce być żywa.. Pośpiesznie skuliłam się w kłębek, zamknęłam oczy i starałam się zasnąć.

 

Przeciągając się, usiadłam na łóżku. Czułam się niewyspana, zmęczona i przygnębiona. Spojrzałam na zegarek. Wskazywał trzynastą. Boże! Za dwie godziny mam być w hotelu! Zerwałam się na równe nogi i pobiegłam na dół. Musiałam najpierw porozmawiać z rodzicami. Na dole zastałam tylko mamę, krzątającą się po kuchni.

- O wstałaś. - powiedziała wysilając się na uśmiech. - Strasznie długo spałaś.

- Mamo. - zaczęłam. - Wczoraj coś usłyszałam. Przysięgam, że nie chciałam was podsłuchiwać! Zachciało mi się pić, chciałam zejść na parter po wodę, a wy rozmawialiście i... - speszona urwałam. - Strasznie się martwię. Co się stało? Coś z dziadkiem? Ktoś jest chory? Proszę, powiedz mi - nalegałam.

- Córeczko - zaczęła mama. - Uspokój się. Nikomu nic się nie stało. Wszyscy są cali i zdrowi. To tylko... - mamie brakowało słów. Widziałam, że jest jej ciężko. - Jestem w ciąży - wyrzuciła to z siebie jakby się tego bała.

- Co?! - z wrażenia omal się nie przewróciłam. - Ale... to przecież wspaniałe wieści! - ucieszyłam się,
a kamień spadł mi z serca. - Czemu się tak martwisz?  Nie chcesz tego dziecka? - zapytałam.

- Oczywiście, że chcę. Po prostu w moim wieku ciąża nie jest zbyt bezpieczna. Martwię się o siebie,
o dziecko. Oboje z tatą mamy czterdzieści lat, obawiam się, że nie zdążymy go wychować lub spadnie to na Ciebie i Andrew'a - mama miała łzy w oczach.

- Hej! Nie martw się. Damy radę! - przytuliłam mamę. - Na pewno damy radę. Mamo. Ja muszę teraz lecieć. Za niecałe dwie godziny jestem umówiona. Chyba nie chcesz, żebym wyszła w piżamie
 i z pustym żołądkiem. - zaśmiałam się.

- Oczywiście, że nie. Już ci coś szykuję, a ty biegnij się ubrać. - Mama uśmiechnęła się do mnie. Tym razem już szczerze.

 

                                                                      * * *


    Równo o 15 weszłam do hotelu "67". Zdenerwowana rozglądałam się po holu. Nie widziałam go. Podeszłam do recepcji.

- Przepraszam. - zawołałam do recepcjonisty. - Dzień dobry.  Ja byłam umówiona z Michaelem Jacksonem. Nie orientuje się pan czy jest on już w hotelu? - zapytałam.

-Dzień Dobry. Jak się Pani nazywa?

- Laura Brown

- Pan Jackson oczekuje Pani w pokoju nr 25B. - uśmiechnął się mężczyzna.

- Bardzo Panu dziękuję. - odwzajemniłam uśmiech i ruszyłam w stronę schodów.  Idąc do pokoju 25B byłam strasznie zestresowana. Tak na prawdę nawet nie wiem czym. Przecież znam Michaela nie od dziś. Nie mam się czym denerwować! A ja głupia się stresuję jak przed pierwszą randką. Ale to nie randka... nie. To tylko spotkanie dwójki przyjaciół. - musiałam przerwać swój dziwny monolog do samej siebie, ponieważ dotarłam na miejsce. Zapukałam.

- Wejść! Otwarte! - usłyszałam znajomy głos mojego przyjaciela. Nieśmiało otworzyłam drzwi
i weszłam do środka.

- Cześć. - przywitałam się. Stał przy oknie, wpatrzony w dal. Był zamyślony. Podeszłam bliżej.

- Cześć Laura. - odwrócił się i mocno mnie przytulił. - Tak się cieszę, że przyszłaś. Nie masz nic przeciwko, że widzimy się tu w pokoju? - zapytał lekko zdenerwowany i zawstydzony. Wyglądał jak mały chłopczyk, który coś przeskrobał.

- Nie, nie. Jest dobrze. Tu nam nikt nie przeszkodzi w rozmowie. - uśmiechnęłam się.

Widziałam, że moja odpowiedź go uspokoiła. Usiadł na łóżku i spojrzał mi w oczy.

- Tęskniłem.

- Ja też tęskniłam. Na prawdę. I dlatego musimy coś zrobić. Nie chcę, żeby nasz kontakt znowu się urwał. Co z tego, że twoi bracia nie chcą ze mną utrzymywać kontaktu. Z nimi nie muszę. Ale chce mieć kontakt z tobą Michael. Jesteś moim przyjacielem.

- A ty moją przyjaciółką. Nie wiem co zrobimy. Joe w życiu nam nie pozwoli się spotykać.

- Wiem. - posmutniałam.

- Hej! Nie smuć się! - Michael znów mnie objął, a ja od razu poczułam się lepiej. - Coś wymyślimy. Możesz przychodzić na koncerty. Będziemy się widywać po nich. Joe zawsze ma wtedy załatwienia
 z dyrektorami clubów. Nie będzie wiedział o naszych spotkaniach. - kontynuował.

- Michael... nie myślałeś o karierze solowej? Mógłbyś się uwolnić od tego wszystkiego. Zacząć żyć po swojemu.

- Laura, to nie takie proste. Nie mogę teraz zostawić braci, ale może kiedyś to się zmieni. - Tym razem to on posmutniał.

- Rozumiem. W takim razie zgoda. Będę przychodziła na koncerty, a potem będziemy się spotykać. Ale musisz mi coś obiecać. - Uśmiechnęłam się do niego. - Będziesz do mnie dzwonił jak tylko Josepha nie będzie w pobliżu.

- Jasne! Obiecuję! - wykrzyknął. Widziałam, że moja odpowiedź go bardzo ucieszyła. Cały się rozpromienił. Zmieniliśmy temat.

 

                                                                         *  *  *


    Po spotkaniu z Michaelem wróciłam do domu. Byłam taka szczęśliwa. Będąc w hotelu, żartowaliśmy, śmialiśmy się zupełnie jak za dawanych lat. Czas upłynął nam wręcz za szybko. Zamyślona i bardzo zadowolona usiadłam na swoim łóżku. Niestety mój dobry humor nie trwał zbyt długo. Nagle do mojego pokoju wpadła zapłakana Stacy. Od razu wiedziałam, że płacze znowu przez niego. Nic nie mówiąc wzięłam ją w ramiona i mocno przytuliłam. Kołysałam ją niczym matka usypiająca swoje malutkie dziecko. Kiedy przyjaciółka się uspokoiła zapytałam.

- Co tym razem zrobił?

- Opowiedziałam mu o tobie i Michaelu, i o tym jak ci pomogłam. Chciałam, żeby był ze mnie dumny. A on na mnie nakrzyczał - szlochała Stacy. - Powiedział, że nie powinnam się w to mieszać, bo to nie moja sprawa.

- Mam go dość! - nie wytrzymałam. - Co on sobie myśli?! Na pewno nie jest to jego sprawa! Kto mu dał pozwolenie na decydowanie o tym, kto może się w to mieszać a kto nie?! Bo ja na pewno takiego  mu nie dałam! Co za gbur! - krzyczałam. - Powinnaś go zostawić. - Odsunęłam od siebie przyjaciółkę
i spojrzałam jej w oczy. - On nie jest dla ciebie dobry. Rani cię bez przerwy. Nie możesz mu na to więcej pozwolić.

- Ale ja nie umiem go zostawić. - płakała Stacy. - Nie umiem bez niego żyć. Nie dam rady.

- Właśnie, że dasz! Skoro ja dałam radę skontaktować się z Jacksonami i odnowić kontakty chociaż
z Michaelem, to ty dasz radę go zostawić. Nie będziesz sama! Masz mnie! Pomogę ci! - powiedziałam. Wiedziałam, że Lukas będzie musiał zapłacić za wszystkie krzywdy, które wyrządził mojej przyjaciółce. Ze mną się nie zadziera.

Billie & Diana

wtorek, 16 lipca 2013

Michael Jackson - gone too soon. ;(

Cześć Kochani.
Ostatnio dużo myślałam o Michaelu. Diana już wam przedstawiła swoje przemyślenia na temat osoby Michaela, teraz moja kolej. :)


Nie będę wam opisywała jak zaczęła się moja historia z MJ. Wystarczy, że przeczytacie post Diany. Moja historia jest bardzo podobna.
Chce się z wami podzielić czymś innym.


Kim tak na prawdę jest dla mnie Michael Jackson? Kimś kto odmienił moje życie. Kimś dzięki komu jest mi lepiej w gorsze dni. Kiedy jest mi smutno zakładam słuchawki, puszczam muzykę Michaela i staram się zapomnieć o problemach. Słyszę jego cudowny głos, który działa na mnie uspokajająco. Michael jest cudowną osobą, dzięki której inaczej patrze na świat. Dzięki niemu zaczęłam bardziej cenić naszą planetę. I wiecie, mimo że jestem "pośmiertną" fanką nie potrafię się  
pogodzić z tym, że Michaela już z nami nie ma. Do tej pory zdarza mi się oglądać jakiś filmik z koncertu, czy z prywatnego życia Majkula i uronić łzę. Najbardziej boli mnie fakt, że przez to jak późno go pokochałam nie mam już szansy go zobaczyć. Nawet najmniejszej. Bo gdyby żył... zawsze istniałby cień nadziei, że uda się go zobaczyć. A teraz? Pozostają tylko marzenia. Nie jest mi dane pójść na koncert, doświadczyć tych emocji, usłyszeć jego głosu na prawdę, zobaczyć go na żywo. Tyle bym dała, żeby móc go zobaczyć. Jak tańczy, jak śpiewa, jak się uśmiecha. Czasami jak oglądam te filmiki, widzę jak on się porusza, uśmiecha, śpiewa, mówi czy cokolwiek robi... nie wierzę, że już go nie ma. Nie dociera to do mnie, mimo to, że minęły już 4 lata. Przyznam się, że długo wierzyłam w to, że Mike może żyć. Nie chciałam dopuścić do siebie tej strasznej myśli, nie chciałam dać mu odejść. Wierzyłam w te wszystkie dowody, które na tamtą chwilę wydawały się na prawdę mocne i nie do podważenia. Wiecie kiedy moja wiara się złamała? Kiedy usłyszałam co zrobiła Paris. Zadałam sobie wtedy jedno pytanie. "Czy Michael mógłby do tego dopuścić?" Oczywiście, że nie. Pomyślałam wtedy, że jeśli by żył to, mimo ukrycia nie zostawiłby córki samej. Nie dopuściłby do takiej sytuacji. I wtedy zrozumiałam. On nie żyje. Już nigdy nie wróci, a ja powinnam pozwolić mu odejść. To było jedno z najboleśniejszych doświadczeń w życiu. I nie bierzcie mnie za jaką wariatkę. Ja jestem bardzo emocjonalnym człowiekiem, bardzo wrażliwym. Łatwo mnie doprowadzić do łez. Bardzo szybko się przywiązuje. A Michael stał się dla mnie bardzo ważną osobą. Co z tego, że go nie znałam. Jego muzyka niosła przekaz, i nadal niesie. A On jest dla mnie wzorem do naśladowania. ( Może nie we wszystkim, ale w wielu rzeczach na pewno. ;) )
Zawsze będzie w moim sercu. Zawsze będę go podziwiała i szanowała. Mam gorsze dni, kiedy jest mi cholernie źle przez to, że go nie ma. Odszedł zbyt szybko. Zdecydowanie zbyt szybko. Nie będę komentować tego dlaczego odszedł. Nie mam na to nerwów. Jedno jest pewne. Ludzie, którzy są za to odpowiedzialni, kiedyś pożałują.


Gone too soon. ;( <3




w.i.t.h. Love!
Billie.





poniedziałek, 15 lipca 2013

OPOWIADANIE - część 3

Witajcie! Dziś dodaję 3 część. Mam nadzieję, że Wam się spodoba... jeśli w ogóle ktoś to czyta. :) Odwiedzajcie nas i komentujcie. Apropo komentarzy - dzięki naszej, miłej koleżance z susie-theme.blog.pl dowiedziałyśmy się, że mamy ustawione, że komentować mogą tylko osoby posiadające konto na google. Na szczęście to odblokowałyśmy, więc zapraszamy także anonimów! :)

Pozdrawiam Diana

 

 

-Dlaczego właściwie wasze rodziny są skłócone? – zapytała mnie Stacy, siadając na mojej czerwonej sofie.

- Naprawdę nie wiesz? – odrzekłam zdziwiona, gdyż byłam przekonana, że wspominałam  jej o konflikcie z Jacksonami.

- Mogę się tylko domyślać, że Joseph was skłócił.

- Tak, trafiłaś w stu procentach - zaśmiałam się gorzko.

- Opowiedz wszystko ze szczegółami!

Zawahałam się przez chwilę, ale szybko usiadłam przy Stacy i nie ukrywając emocji zaczęłam mówić, ledwo łapiąc oddech.

- Moi rodzice od dawna przeczuwali, że u Jacksonów nie wszystko jest tak jak powinno być. Zdawali sobie sprawę, że dla Josepha najważniejsza jest sława i pieniądze, ale na początku nie przypuszczali, że ten gbur nie kończy na krzykach i zastraszeniach.

- Nie rozumiem Laura…  Co tam się dzieje?

Łza napłynęła mi do oczu. Aby się nie rozkleić, kontynuowałam:

- Stacy… Joseph to najgorszy człowiek, jakiego w życiu spotkałam. On na nich wrzeszczy, bije, grozi. Nie wiem dlaczego, ale za przedmiot do wyżywania się obrał sobie Michaela. Jest on przecież najzdolniejszy… Kiedy do nich przychodziliśmy, niejednokrotnie widziałam siniaki, ale Mike zawsze tłumaczył, że wywrócił się, spadł ze schodów i generalnie jest jedną wielką ciapą. Tak naprawdę to rodzice przez przypadek spostrzegli się, jak straszne rzeczy dzieją się w domu Jacksonów. Pewnego razu postanowili, że odwiedzimy ich bez zapowiedzi. Zapukali, lecz nikt nie otwierał. Już mieliśmy wracać do domu, gdy nagle usłyszeliśmy płacz. Mama i tata przestraszyli się, że któreś z dzieci zostało w domu same i wydarzył się jakiś wypadek. Bez zastanowienia weszliśmy do środka i podążyliśmy w stronę słyszanego głosu. Zeszliśmy do piwnicy. Tata otworzył drzwi. To, co zobaczyliśmy było nie do opisania…. Skulony Michael leżał na ziemi, a Joseph trzymał w ręku jakiś kabel, chyba od żelazka. Boże… gdybyśmy się tam nie zjawili  ten despota mógłby go nawet zabić. Zdezorientowany Joseph krzyknął w naszą stronę :

- Co wy robicie w moim domu do cholery?!

- Joe, co ty wyprawiasz?- zapytał mój tata, który był zszokowany, zresztą jak my wszyscy.

- Zasłużył sobie gówniarz! Nie wiesz to się nie wtrącaj!

-Jak możesz tak traktować własnego syna?- nie wytrzymała mama.

-Jesteście ostatnimi osobami, których to powinno obchodzić! W tej chwili wypier***ajcie mi z mojego domu, bo zadzwonię na policję!

- To raczej my powinniśmy zadzwonić – tata słusznie zwrócił uwagę.

- Hahahaha! Zabawni jesteście! Ja mam znajomości, w przeciwieństwie do was. Za 2 sekundy ma was tutaj nie być.

-Nie martw się, już wychodzimy, ale zostaw Michaela!- dodała na koniec mama równocześnie osłaniając mnie i Andrew’a swoim ramieniem.

 

     Kilka dni po tym zdarzeniu rodzice zdecydowali się przyjąć zaproszenie od Pani Katherine, która nie miała pojęcia o tym, co zobaczyliśmy. Mama i tata postanowili pójść i powiedzieć o wszystkim Pani Jackson. Mieli nadzieję, że ona coś na to poradzi, przemówi mężowi do rozsądku. Podczas kolacji, tata  dyskretnie opowiedział Pani Katherine, co zobaczył. Oczywiście w najmniej oczekiwanym momencie przyszedł Joe, który jak się okazało wszystko podsłuchiwał i zaczął wrzeszczeć, zresztą jak na despotę przystało:

- Wyjdźcie w tej chwili z mojego domu i nie pokazujcie mi się więcej na oczy!

-Joe..uspokój się... proszę – próbowała załagodzić sytuację Pani Katherine.

Kobieto, ty wiesz, że Ci nasi kochani sąsiedzi chcieli nas zagrozić policją?! Ja już od początku ich przejrzałem. Jesteście gówno warci!

- Joe! Porozmawiajmy spokojnie, wyjaśnijmy sobie wszystko  i przede wszystkim nie obrażaj nas przy dzieciach –wtrąciła moja mama.

- Nie udawajcie dobrodusznych aniołków! Od wielu lat wiem co wam chodzi po głowie! PIENIĄDZE! PIENIĄDZE! PIENIĄDZE! Zazdrościcie, że wam nie powodzi się tak jak mi, prawda?! Od początku tylko na to liczyliście! Po to była wam potrzebna ta chora „przyjaźń”! Pewnie jeszcze za kilka lat chcielibyście wyswatać wasze bachory z moimi dziećmi?! Oj to się wam nie uda! Spadajcie stąd i nie wracajcie!

Mama ze łzami w oczach próbowała jeszcze coś powiedzieć:

- Joseph..jak możesz… 

Jednak szybko przerwał jej tata:

 -  Angeliko chodźmy już… To nie ma sensu, nie będziemy słuchać takich bredni. Po chwili tata złapał mnie za rękę i wszyscy ruszyliśmy w stronę bramki. Zaczęłam płakać. Byłam w szoku. Odwróciłam się jeszcze, by spojrzeć  ostatni raz na Panią Katherine, licząc, że może ona coś powie, postara się nas zatrzymać. Ta jednak stała w bez ruchu, spuściła głowę na dół i pozwoliła nam odejść…

 

        Nagle poczułam, że płaczę nie tylko we wspomnieniach, ale także naprawdę. Stacy pośpiesznie mnie przytuliła.

- Ciśśś… Wszystko będzie tak jak dawniej, nawet lepiej… Jestem pewna. Nie martw się już.

- Boję się, że robię błąd. Boję się Josepha!- szlochałam do ramienia  Stacy.

- Bez względu na wszystko, zawsze będę Ci pomagać.

- Dziękuję! Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie.

- Koniec żalów! Już mam pomysł jak możesz znów skontaktować się z Michaelem!

- Niby jak ?

-Nie ma nikogo w domu?

-Nie…

- To zaraz się przekonasz!- odparła rozchmurzona Stacy, złapała mnie za rękę i pociągnęła za sobą, by znaleźć się na parterze, przy telefonie.

- Co ty wyprawiasz?!- zapytałam zdziwiona, widząc jak moja przyjaciółka przegrzebuje nasz prywatny zeszycik z numerami telefonów.

- Dzwonię do Jacksonów kochana!

- Oszalałaś?!

- Zaufaj mi!

Zrezygnowana oparłam się o ścianę. Poczułam, że szybciej bije mi serce. - „Cudownie! Za chwilę wyjdę na nawiedzoną Laurę Brown, którą jak najszybciej trzeba oddać do psychiatryka, bo jest jakąś psychofanką Jacksonów. Najpierw koncert, teraz telefony. Świetnie…” - zestresowana gadałam
w myślach.

Nagle usłyszałam, że Stacy poważnym tonem rozpoczyna rozmowę:

- Dzień dobry. Czy dodzwoniłam się do Państwa Jacksonów? Jestem Sara Williams i reprezentuję firmę „Just smile!”. Podziwiamy talent i potencjał zespołu The Jacksons, dlatego też jesteśmy zainteresowani współpracą i sponsorowaniem ich koncertów. Czy zastałam Michaela Jacksona, który jest głównym wokalistą? Szczególnie zależy nam, na wypromowaniu jego osoby... Dobrze poczekam.

 

Myślałam, że zaraz się przewrócę. Co ta Stacy plecie?! Nie wiedziałam, czy powinnam  się śmiać, czy płakać. Ta jak gdyby nigdy nic puściła do mnie oczko i kontynuowała rozmowę:

- Witaj Michael… Jaka Sara Williams?! Jestem Stacy, czyli najlepsza przyjaciółka Laury. Chcesz z nią porozmawiać? Ona stoi obok mnie i mdleje na samą myśl o tobie!

 

W tamtym momencie myślałam, że zabiję Stacy. Nie zdążyłam jeszcze oswoić się z moją kompromitacją, gdyż ona przyłożyła mi słuchawkę do ucha.

-Cześć. Miałem nadzieję, że zadzwonisz - usłyszałam cichy, ale melodyjny i delikatny głos Michaela

- Hej... Nie wiedziałam, czy nie będę Ci się narzucać- odpowiedziałam nieśmiało, czując, że moje nogi są jak z waty.

- Nie żartuj, naprawdę się ucieszyłem, że postanowiłaś zrobić pierwszy krok i naprawić nasze relacje.

Odetchnęłam z ulgą. W końcu poczułam, że chociaż z nim mogę rozmawiać jak dawniej. Bardziej pewna siebie zapytałam:

- Michael, co z tym wszystkim zrobimy?

- Wiesz... Teraz nie mam możliwości  by rozmawiać, a szczególnie na ten temat. Spotkajmy się jutro o 15.00 w Hotelu 67. Powiem Josephowi, że umówiłem się na spotkanie hmmm….ze sponsorem firmy „Just smile!” - Usłyszałam słodki chichot w słuchawce. „Tak ten człowiek się nie zmienił, to jest prawdziwy Mike!”– stwierdziłam w myślach

- To jak? Laura jesteś tam jeszcze?- z moich durnych przemyśleń wyrwał mnie ten sam, melodyjny głos. Zawsze wybierałam „idealne” momenty na sentencje.

- Jasne! Do zobaczenia jutro!

- Miłego dnia Lauro!

Odłożyłam telefon. Poczułam się szczęśliwa i zadowolona z siebie. Oczywiście nic by się nie udało bez pomocy mojej szalonej Stacy, której byłam niezmiernie wdzięczna.

 

 

*     *    *

 

Postanowiłam położyć się wcześniej spać, by następnego dnia być wypoczęta. Nie mogłam jednak zasnąć. Miliony myśli przewijały się przez moją głowę. Czułam się szczęśliwa, podekscytowana, a zarazem zestresowana. Wiedziałam, że od jutrzejszego spotkania zależy cała moja przyszła relacja z Michaelem i z resztą jego rodziny. Po godzinie prób odejścia do krainy snów, poczułam się spragniona, więc zeszłam po cichu po schodach, myśląc że wszyscy domownicy już dawno śpią. Będąc na parterze dostrzegłam , że jeszcze po kuchni krzątała się mama. Wyglądała na zdenerwowaną, a tata najwyraźniej próbował ją uspokoić. Po chwili usłyszałam jej łamiący się głos:

 

- Co, jeśli sobie nie poradzimy? Edward... Przecież mamy już swoje lata.

- Kochanie, przeżyliśmy już razem wiele trudnych sytuacji, zmartwień, ale także szczęśliwych i pięknych chwil, więc teraz również sobie poradzimy.

- Musimy wkrótce wszystko powiedzieć dzieciom… Będą w szoku.

- Angeliko, oni są już prawie dorośli. Zresztą uważam, że wychowaliśmy ich na odpowiedzialnych, dobrych ludzi. Pomogą nam. Jestem pewien.

-Edward, boję się- szepnęła mama i utonęła w objęciach mojego ojca.

 

Odechciało mi się pić. Okropnie przeraziło mnie to co usłyszałam. Wiedziałam, co ich rozmowa mogła oznaczać. Byłam skołowana, podświadomość przewidywała najgorsze…

„Czyżby ciężka choroba rodziców albo dziadka? Nie… Nie mogę tak myśleć!” – próbowałam tłumaczyć samej sobie, jednak mimo tego łzy mimowolnie napłynęły do moich oczu. Cicho uciekłam do swojego pokoju i rzuciłam się na łóżko.

Billie & Diana

sobota, 13 lipca 2013



We love You. <3

Billie & Diana.

Rodzina Michaela & Wade Robson - moje przemyślenia.

Cześć Kochani!
Wczoraj długo rozmawiałam z jedna z moich koleżanek. Rozmowa z nią natchnęła mnie do napisania tej notki. Nie będzie to typowy post fanów Michaela.

Na początek chciałabym omówić sprawę rodziny Michaela. Za pewne wszyscy pamiętamy jak wyglądała rodzina Jacksonów na pogrzebie MJ. Kochająca się ponad wszystko rodzina, pogrążona w wielkim bólu po stracie syna, brata, ojca. Taki widok zapamiętają osoby, które nie przyjrzały się dokładnie całemu pogrzebowi. No, ale mniejsza. Nie o tym chce pisać. Wracając do tematu. Jak wygląda rodzina Michaela teraz? Ja rozumiem. Minęły 4 lata od Jego śmierci, czas by każdy z nich wrócił do normalnego życia. Tylko, że to co oni robią nie jest normalne. Michaelowi zależało, żeby jego dzieci zostały z babcią i najbliższą rodziną. Ufał im, mimo wszystko. A oni co? Są za bardzo zajęci zdobywaniem pieniędzy by zauważyć, że Paris ma problemy. Oni już niczego po za pieniędzmi nie widzą. Myślę, że nie zależy im na dzieciach wgl. Potrzebują ich tylko do procesów. Tak na prawdę dzieciaki poradziłyby sobie lepiej same. Ja wiem, że ta sprawa może tylko wyglądać źle. Ale spójrzcie! Czy Janet w normalnej sytuacji zwyzywałaby Paris? Jak mam być szczera to jestem w wielkim szoku. Zawsze uważałam, że w rodzinie Michaela nie dzieje się dobrze, ale myślałam, że z Janet na prawdę ma dobre stosunki. Takiego zachowania jakie zaprezentowała ostatnio spodziewałabym się po La Toy, ale nigdy po Janet...
Jak wiecie Elizabeth Taylor już nie żyje. To przykre, ale gdyby nasz Michael żył... w tej chwili zostałby zupełnie sam. Jasne, miałby dzieci, ale po za tym nikogo. Fani zawsze go wspierali i nadal by to robili, ale jednak nie zastąpią tych prawdziwych przyjaciół czy osób, którym można się po prostu wygadać. To smutne, ale prawdziwe. Mogłabym jeszcze wiele napisać o tej rodzinie, ale przyznam szczerze, że nie mam ochoty. Jak o tym myślę, ogarnia mnie straszny gniew.

W dalszej części notki skomentuje zachowanie pana Wade'a Robsona. Dla tych, którzy z jakiś powodów nie wiedzą kim jest ten pan, wyjaśniam.Wade Robson był jednym z ważniejszych świadków w procesach o molestowanie nieletnich przez Michaela Jacksona w 2005 roku. Wszystko fajnie, prawda? Wade dzięki Michaelowi zrobił karierę jako choreograf. Całe życie zachwalał jaki to Michael jest wspaniały, dobry itp. Co się więc stało, że 4 lata po śmierci Króla Popu ten sam człowiek "przypomniał" sobie, że jednak on też był molestowany? Brak mi słów na opisanie takiej osoby. Myślę, że wszyscy znamy powód, dla którego choreograf się tak zachował. Znowu są to pieniądze. Firma Robsona splajtowała, a on sam rozwodzi się z żoną. Wpadł on na genialny pomysł! Rodzina Jacksonów ma teraz kupę forsy, walczy o kolejne miliony. Dlaczego więc tego nie wykorzystać? Wade zapewne myślał, że pozwie rodzinę Michaela a oni od tak mu zapłacą, żeby się zamknął. Niestety rodzina Króla nie miała czasu bawić się w takie gierki. Proces nadal trwa. Robson znajduje co raz to nowych świadków. Na liście znajduje się miedzy innymi pokojówka, która pracowała w Neverland, kiedy mieszkał tam Robson. Z jej zeznań wynika, że widziała Michaela i małego Wade razem pod prysznicem. Myślę, że wyobrażacie sobie mój gniew na tego człowieka i jak bardzo mi żal Majkula. Nie rozumiem ludzi, którzy wgl wierzą w te bajeczki! MICHAEL JACKSON muchy by nie skrzywdził! On sam mówił, że prędzej by się zabił niż skrzywdził dziecko. Kochał dzieci w dobrym znaczeniu tego słowa, dbał o nie, tyle pieniędzy im oddał. A ludzie oskarżają go o takie rzeczy. Serce mnie boli jak myślę o tym co on wtedy przeżywał i jak bardzo cierpiał. Nic dziwnego, że to go zniszczyło. Moja koleżanka powiedziała "On sam był dzieckiem, a dziecko dziecku nie zrobi krzywdy, chyba, że nieumyślnie, dzieci z natury są dobre i nigdy nie chcą dla kogoś źle..." Muszę przyznać, że ma w tym trochę racji. Sami wiecie jaki był Michael. Co tu dużo mówić. Nie rozumiem tylko jak Wade mógł posunąć się do takich czynów. Traktował Michaela jak przyjaciela, zawdzięcza mu całą swoją karierę... a jak mu się odwdzięcza? Pozywa go o molestowanie. Nie wyobrażam sobie zrobić czegoś takiego i to jeszcze takiej osobie jaką był Michael. I nie chodzi mi o to, że był sławny i miał kasę. A o to, ze był człowiekiem o wielkim sercu.

Ludzie nie wiedzą ile krzywdy wyrządzili Majkulowi. My wiemy, ze jak już się w mediach pojawi o Tobie jakaś informacja to nigdy nie zniknie. Zawsze znajdzie się ktoś kto będzie ją podtrzymywał "przy życiu". Michel nie żyje, a ludzie nadal nazywają go pedofilem i gwałcicielem, mimo że został uniewinniony. ;/ To boli!

Michael próbował chronić przed tym swoje dzieci. Niestety po jego śmierci nikt się tym nie zajął, a dzieci zrozumiały to za późno.

Dla nas Michael zawsze będzie wielkim artystą, kochającym człowiekiem o wielkim sercu i wspaniałą osobą. <3

 w.i.t.h. Love!
 Billie.


OPOWIADANIE - część 2

   

Ruszyłam szybko do swojego pokoju, ignorując narzekanie mamy.  W takiej chwili miałam gdzieś to, że jestem mokra i zalewam podłogę. Musiałam działać! Coś zmienić! Zdenerwowana, ale jednocześnie szczęśliwa usiadłam na łóżku i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że wiem nawet z kim najpierw odnowić kontakty. "Michael" - pomyślałam. Owszem jest starszy, ale zawsze był miły, uśmiechnięty. Nigdy mi nie dokuczał. Pamiętam, że  był inny niż jego bracia... Mniejsza o to!

- Jak mam się z nim skontaktować? Przyjście do niego do domu nie jest najlepszym pomysłem. Przydałaby się Stacy... Ona na pewno coś by wymyśliła. Chyba powinnam ją przeprosić. Może Lukas jest arogancki, chamski, niemiły, ale to wciąż JEJ chłopak. I kto wie, może w stosunku do niej jest inny. – Rozmyślałam.

- Dziewczyno ogarnij się! Masz ważniejsze rzeczy na głownie niż analizowanie zachowania chłopaka przyjaciółki. - mruknęłam do siebie. Zaraz po zakończeniu tego ambitnego monologu pobiegłam na korytarz i chwyciłam za telefon.

- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.

- Ehm... Stacy, to ja Laura. Słuchaj... Chciałam Cię przeprosić. Nie powinnam była tak krytykować Lukasa. Przepraszam. Nie chcę się z Tobą kłócić. Jesteś dla mnie jak siostra.

- Spoko. Przeprosiny przyjęte. Cieszę się, że zadzwoniłaś. Ja też nie lubię się z Tobą kłócić.

- Stacy? Mogę do Ciebie wpaść? Mam sprawę. Nie chcę, żeby mama słyszała, dlatego to nie jest rozmowa na telefon - wyszeptałam do słuchawki.

- Pewnie. To czekam. - Po tych słowach, odłożyła słuchawkę. Nie namyślając się dłużej, przebrałam się w suche ciuchy i podążyłam  do domu przyjaciółki. Byłam tak podekscytowana, że już od progu zaczęłam opowiadać o moich planach pogodzenia się z Jacksonami.

- Idź na ich koncert. Grają dziś w klubie "Malibu" - zaproponowała Stacy.

- Kurde! Jaka ja jestem głupia! Dlaczego sama na to nie wpadłam?! Dziękuję! - Rzuciłam się przyjaciółce na szyję. - Mam tylko prośbę. Chodź ze mną.

- Ok, ok. Tylko puść mnie już! Dusisz! - zaśmiała się Stacy.

*  *  *


     Już od progu słyszałyśmy głośną muzykę i widziałyśmy kolorowe, oślepiające światełka lampy dyskotekowej. Szybkim krokiem ruszyłyśmy w stronę sali, w której koncert dawali bracia Jackson. Byłyśmy spóźnione, a chciałyśmy zobaczyć chociaż jedną piosenkę. Weszłyśmy do sali. The Jacksons właśnie zaczęli grać "Shake Your Body" - jedną z moich ulubionych piosenek.

- Oni są wspaniali - szepnęłam oczarowana do Stacy.  Nie raz słyszałam jak chłopaki śpiewają.
W dzieciństwie często ich podsłuchiwałam, kiedy mieli próby. Nigdy jednak nie widziałam ich na koncercie. Mieli na sobie bardzo ładne, dopasowane, niebieskie stroje. Michael wręcz szalał na scenie. Kiedy patrzyłam  na niego, aż chciało mi się tańczyć razem z nim!

"Wygląda jakby urodził się na scenie" - pomyślałam. Poruszał się w sposób niezwykły! Emanowała od niego taka pozytywna energia. Zachwycał nie tylko ruchami, ale także cudownym, miękkim, melodyjnym głosem.

Muzyka ucichła, a na sali rozległy się głośne brawa i wrzaski. Zadowoleni bracia ukłonili się i zeszli ze sceny. Pobiegłam za nimi ciągnąc za sobą przyjaciółkę.

- Laura! Puść mnie! - krzyczała. - Będzie lepiej, jeśli porozmawiacie sami. To wasze sprawy. Ja nie chcę się w to mieszać. - powiedziała.

- Ale... - zaczęłam. Przyjaciółka jednak nie dała mi dojść do słowa.

- Będzie dobrze. Zobaczysz! Czekam przed klubem. Na razie! – rzuciła na pożegnanie i pośpiesznie wyszła na zewnątrz.

- Świetnie. Zostałam sama i  do tego stresuję się jak głupia! -  Zadręczałam się myślami. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę garderoby gwiazd.

Nagle drogę zagrodził mi wielki mężczyzna.

- Tam nie wejdziesz - chrząknął niemiło.

- Ale ja muszę! Tam jest mój przyjaciel, z którym chciałabym porozmawiać - zaczęłam się tłumaczyć.

- Ta... Jasne, a mój tata to Święty Mikołaj. - zakpił ze mnie ochroniarz. Zrezygnowana już miałam się odwrócić i wyjść, kiedy zobaczyłam Michaela.

- Michael! Michael! To ja Laura! Przyszłam porozmawiać! - krzyczałam.

- O cześć! Co Ty tutaj robisz? - uśmiechnął się podchodząc do mnie. - Barry, już w porządku. Znam ją. Może wejść - zwrócił się do ochroniarza.

- Dziękuję. Całe szczęście, że się zjawiłeś - szepnęłam.

- Laura powiedz, po co przyszłaś? Tak dawno się nie widzieliśmy. - Widziałam, że jego oczy posmutniały, chociaż na ustach malował się uśmiech.

- Chciałam przerwać tę chorą sytuację. Byliśmy przyjaciółmi! Chcę, żeby nadal tak było!
- zaczęłam gorączkowo opowiadać.

- Hej! Spokojnie. Ja też bym tego chciał. - Michael zaczął mnie uspokajać. - I jeśli tylko chcesz, nadal możemy się przyjaźnić! - Tym razem uśmiechnął się szczerze. Radość jaką poczułam jest nie do opisania. Nie trwało to jednak długo. Zza rogu wyłonili się bracia Michaela. Gdy tylko mnie zobaczyli pochmurnieli.

- Czego tutaj szukasz? - zapytał Tito.

- Ja chciałam tylko się przywitać... Kontynuować naszą przyjaźń. - zaczęłam się jąkać.

- Przyjaźni już nie ma. Nie pamiętasz? Nasze rodziny są pokłócone. To  jest wasza wina! - nakrzyczał na mnie Jermaine.

- Ale... to nieprawda. I... I my nadal możemy być przyjaciółmi. - Łzy napływały mi do oczu.

- Nie! Nigdy nie będziemy już przyjaciółmi. Lepiej spadaj stąd, zanim przyjdzie nasz ojciec - warknął Tito.

- Chłopaki! Przestańcie! Ona nic nie zrobiła! - Próbował mnie bronić Michael.

- Mike... daj spokój. Nie będę się z nimi kłócić. Nie chcą mnie tu - odparłam. Odwróciłam się w stronę wyjścia i ruszyłam. Po chwili jednak się zatrzymałam. Podeszłam do Michaela i szepnęłam mu do ucha.

- Ale my bądźmy przyjaciółmi, dobrze? - zapytałam.

- Pewnie, że tak! - ucieszył się Michael. - Odwiedzaj mnie czasem. Mama na pewno się ucieszy. Ona też za wami tęskni - dodał.

- Przekaż im, że ja też tęsknię. Na pewno was odwiedzę! - odparłam. Po tych słowach udałam się w stronę wyjścia. Byłam zadowolona i smutna zarazem. Dlaczego oni się tak zmienili? To już nie są Ci sami ludzie, których znałam. Dobrze, że Michael nadal jest sobą. To mnie cieszy.

Przed klubem czekała na mnie Stacy. Jak tylko wyszłam zarzuciła mnie pytaniami.

- I jak? I jak? Opowiadaj! Co mówili? Jak zareagowali?! - dopytywała się przyjaciółka.

- Michael? Ucieszył się jak dziecko. Bardzo chce kontynuować naszą przyjaźń. Podobno Pani Katherine też za nami tęskni. Michael nawet zaprosił mnie, żebym ich kiedyś odwiedziła. - zaczęłam.

- Super! Pewnie się cieszysz! A reszta chłopaków?

- I tu jest problem. Oni nie chcą mieć ze mną kontaktu. Nie rozumiem dlaczego. Przecież to, że nasi rodzice się pokłócili nie oznacza, że my nie możemy się przyjaźnić - żaliłam się przyjaciółce.

- No tak. Nie rozumiem ich. Naprawdę. Ale nie przejmuj się. Pokazali właśnie, że nie warto sobie zawracać nimi głowy. Nie zasłużyli na to. Zajmij się relacją z Michaelem.

- Masz rację. Tak też zrobię! - odparłam zadowolona.

Do domu wracałam zamyślona. Zastanawiałam się jak polepszyć  kontakt z Michaelem. W jaki sposób się z nim spotykać, nie narażając go na gniew ojca i braci? Byłam jednak zbyt zmęczona, żeby rozwiązać ten dylemat. Gdy wróciłam do domu od razu położyłam się spać.

 

w.i.t.h Love!

Billie & Diana.