wtorek, 14 października 2014

OPOWIADANIE! - część 28



Witajcie po długiej przerwie! Ciekawe il wytrwałych przy nas zostało:)
Taka dola mautrzysty niestety... A powiem wam, że jak się jest na humanie i pisze się co chwilę wypracowania z historii, polskiego ,wosu, to nie ma się siły już na nic :/
Zachęcam do komentowania, chcemy wiedzieć kto jeszcze nas czyta :)
Dziś trochę krotko, ale trzeba trochę czasu by powtórnie złapać natchnienie.
Diana



7 marzec 1985


      Życie w cieniu ukochanej osoby nie zawsze jest takie proste jak się może wydawać. W moim przypadku sytuacja była szczególnie trudna. Spotykaliśmy się z Michaelem od dłuższego czasu, ale nigdy nie byliśmy razem w kinie, a nawet na głupim spacerze. (pomijając te po zmroku, w komicznym przebraniu Jacksona) Mimo że Mike na każdym kroku okazywał mi czułość, komplementował i chwalił mnie, ja sama miałam problemy z poczuciem własnej wartości. Może się wydawać, że wyszukuję problemy tam gdzie ich nie ma, jednak świadomość, że jesteś praktycznie nikim w porównaniu z twoim facetem może naprawdę czasami dołować. Michael to człowiek wyjątkowy pod każdym względem. Uzdolniony, a do tego wspaniały człowiek.  Dlatego też mimo wielu zajęć związanych z nauką postanowiłam zrobić coś w kierunku własnego rozwoju.

    Był późny, wiosenny wieczór, kiedy Michael mnie odwiedził. Wiedziałam, że właśnie mniął jego zarazem ciężki, jak i bardzo ekscytujący dzień. Tego dnia został wydany singiel "We are the world". Sama, kiedy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę popłakałam się jak bóbr. Jest piękna, wzruszająca, a jej przekaz jest niezwykle ważny. Byłam strasznie dumna, że współtwórcą tego utworu jest mój ukochany. Dlatego też, kiedy tylko wszedł do mieszkania rzuciłam mu się na szyję.

- Ohoho... Jakie miłe powitanie. Z jakiej to okazji? - zapytał zderzorientowany Michael, zaraz po tym jak opsypałam go licznymi pocałunkami. Raczej rzadko w podobny sposób się zachowywałam, ponieważ byłam mało spontaniczna i bardzo nieśmiała.
- Przecież wiesz!  Jak się czujesz? Jak ci minął dzień? Jesteś moim bohaterem!
-  Rany, ty chyba jesteś podekscytowana bardziej niż ja.
- Przecież wiesz, że jestem twoją największą wielbicielką. W dodatku, nie pokazałeś mi utworu przed oficjalną publikacją.
- Dlatego najbardziej zależy mi, aby podobały się przede wszystkim tobie moje utwory. Co sądzisz o "We are the world"? Chciałem, abyś zobaczyła go jak będzie idealnie dopracowany.
- Domyśl się. Wykonałeś wspaniałą pracę. Sama popłakałam się, słuchając tej piosenki. Jesteś taki dobry... Nie myślisz tylko o sobie, ale także o dzieciach. Tobie sodówka chyba nigdy nie odbije. Myślę, że dostaniecie nie jedną nagrodę w tym roku.
- Dziękuję.  Ale wiesz... Nie chodzi mi o statuetki na pierwszym miejscu. Dla mnie najważniejszą sprawą w tym przedsięwzięciu była pomoc małym mieszkańcom Afryki.  - to w jaki sposób  Michael opowiadał o swojej działalności, budziła we mnie jeszcze większy respekt.
- Kocham cię Mike. - szepnęłam i pocałowałam go namiętnie, gdy siedzieliśmy na kanapie. Uwielbiałam czuć jego bliskość. Gdy znajdowałam się w ramionach MJ czas na moment się zatrzymywał...

Po kilku chwilach Michael powiedział:
- Moja Księżniczko. W najbliższą środę zapraszam cię na romantyczną kolację.
- Ja w czwartek nie mogę...
- Dlaczego? Cudem wygospodarowałem ten wieczór.
- A nie ma innego dnia?
- Średnio będzie w przyszłym tygodniu. Teraz po wydaniu singla dopiero zacznie się kosmos. Dlaczego nie chcesz w środę?
- Bo.. ehm... - gryzłam się myślami, czy powiedzieć Michaelowi, co robię w każdą środę od miesiąca. 
- Ej?
- Dobrze.. Masz mnie. Powiem ci, ale pewnie mnie wyśmiejesz.
-Hah... Ciebie? Nigdy w życiu. - Mike charakterystycznie zachichotał.
- Już się ze mnie smiejesz!
- Nie, skąd. - nagle poczułam 'dźgnięcie' w brzuch. 
- Nic ci nie powiem!
- Ohh. Już przestaję.
- Foch! - próbowałam udawać obrażoną, ale wkrótce zaczęłam się trząść ze śmiechu. 
-  Wiem, że się na mnie nie potrafisz obraźić. - Mike wymownie zamrugał czekoladowymi oczami i przeczesał włosy. Bardzo dobrze wiedział, jak na mnie to działa. 
 - To że jesteś gwiazdą, nie znaczy, że zawsze ci muszę ulegać.
- Laura!
- No dobrze, już mówię! Bo ja... ehm. Miesiąc temu...
- Wydusisz to z siebie wreszcie?
- Grrr! Bo ja chodzę na salsę od miesiąca! - informację niemal wykrzyczałam, mając zamknięte oczy. Zapewne wydaje się śmieszne, że nie chciałam powiedzieć Michaelowi, ale przypominam, że miałam wtedy do czynienia z ikoną tańca, która nie dość, że robiła to wspaniale, to jeszcze stworzyła swój, niepowtarzalny styl, który ciągle próbują naśladować miliony osób na całym świecie. 
- To świetnie! Ale... ej! Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym od razu? Ja miałbym cię wyśmiać? Wiesz, jak kocham taniec.
-Właśnie dlatego wstydziłam się Ci to powiedzieć... Ty jesteś profesjonalistą.
- Kochanie, ale salsy nie tańczę profesjonalnie. Musisz mnie w najbliższym czasie nauczyć. Właściwie jak ci tam idzie?
- Myślę, że całkiem dobrze. Coraz bardziej to lubię. Instruktor przez pierwsze trzy lekcje nie chciał uwierzyć, że nigdzie wcześniej nie chodziłam. Podobno mam świetny, naturalny ruch ciała.
- Zawsze ci mówiłem, że powinnaś zostać tancerką. 
- Na tancerki nadają się kobiety pewne siebie, ale Adam twierdzi, że wszystkiego można się nauczyć.
- Adam? Kto to?
- Mój partner.
- To tańczycie w parach?! - Michael zareagował tak, jakby właśnie odkrył kosmos.
- Kochany, Salsa to taniec towarzyski.
- Ale solo też są.
- Ale w parach jest atrakcyjniejszy i bardziej popularny
- Oczywiście, że atrakcyjniejszy, jak cię facet obmacuje.
- Mike! Ty jesteś zazdrosny? Nie wierzę. W końcu ty, a nie ja.
- Jak mam nie być? Czytałem nawet ostatnio, że taniec zbliża ludzi. Wspólne treningi, dotyk ciał itd. -tłumaczył się zakłopotany.
- Przypominam, że to na ciebie skacze codziennie tysiące fanek i jakoś muszę sobie radzić.
- To co innego... - Michael się zarumienił,
- Ohoho nie. Zresztą, skoro taniec zbliża ludzi, to zatańcz ze mną.
- Teraz?
- Oczywiście. - odparłam, pospiesznie wstałam i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń. 
    Rzeczywiście. Chyba taniec dodaje pewności siebie, ponieważ od jakiegoś czasu stałam się o wiele bardziej spontaniczna. Nie dane nam było jednak długo nam razem pokręcić się w takt muzyki, bo wkrótce, ktoś otworzył z tupetem drzwi.
- Pewnie to Stacy. - stwierdziłam.
Oczywiście się nie myliłam. Moja przyjaciółka stała na środku salonu. Jej twarz była tak intensywnie czerwona jak jej sukienka, a w rękach trzymała ogromny bukiet róż.
- Co się stało? - zapytaliśmy z Michaelem jednocześnie.
- Tom mi się oświadczył!



Billie&Diana