niedziela, 23 listopada 2014

Michael Jackson is Alive???

Hej!
Na życzenie jednej z naszych czytelniczek przedstawiamy Wam notkę dotyczącą śmierci Michaela. 
Na pewno wiecie, że jest wiele spekulacji na ten temat. Jest wiele osób, które uparcie twierdzą, że nasz Król żyje. 
Co my na ten temat sądzimy? Według nas Michael niestety nie żyje. Spójrzmy prawdzie w oczy. Czy gdyby żył pozwolił by na to, żeby Paris próbowała się zabić? Zostawiłby ją w tak trudnej chwili samą? Oczywiście, że nie! 
Nie będę ukrywać. Zaraz po śmierci Michaela wierzyłam w to, że może żyje. Kto by tego nie chciał? Wszyscy wolelibyśmy, żeby MJ był wciąż z nami. Z biegiem czasu jednak zrozumiałam, że prawda jest bolesna. 
Zastanówmy się też. Czy gdyby Michael żył powrót byłby dla Niego dobry? Zaraz po jego śmierci rozniosły się pogłoski, że kilka osób odebrało sobie z tego powodu życie. Jeśli to prawda, rodziny tych osób na pewno sprawiłyby Michaelowi wiele przykrości. Nie mówiąc już o brukowcach, które znowu zatrułyby Mu życie. Minęło już ponad 5 lat. To już na prawdę wystarczająco dużo. Musimy się wreszcie pogodzić z tym jaka jest rzeczywistość. Chcemy czy nie Michael niestety odszedł. Dla nas wszystkich jest to bolesne. 
Uważam, że te plotki o jego rzekomym życiu powinny zostać zaprzestane. Takie informacje na pewno sprawiają ból jego dzieciom. 




REST IN PEACE! 
Michael Jackson 1958 - 2009

You will be always in our hearts!



Love, Billie.


wtorek, 14 października 2014

OPOWIADANIE! - część 28



Witajcie po długiej przerwie! Ciekawe il wytrwałych przy nas zostało:)
Taka dola mautrzysty niestety... A powiem wam, że jak się jest na humanie i pisze się co chwilę wypracowania z historii, polskiego ,wosu, to nie ma się siły już na nic :/
Zachęcam do komentowania, chcemy wiedzieć kto jeszcze nas czyta :)
Dziś trochę krotko, ale trzeba trochę czasu by powtórnie złapać natchnienie.
Diana



7 marzec 1985


      Życie w cieniu ukochanej osoby nie zawsze jest takie proste jak się może wydawać. W moim przypadku sytuacja była szczególnie trudna. Spotykaliśmy się z Michaelem od dłuższego czasu, ale nigdy nie byliśmy razem w kinie, a nawet na głupim spacerze. (pomijając te po zmroku, w komicznym przebraniu Jacksona) Mimo że Mike na każdym kroku okazywał mi czułość, komplementował i chwalił mnie, ja sama miałam problemy z poczuciem własnej wartości. Może się wydawać, że wyszukuję problemy tam gdzie ich nie ma, jednak świadomość, że jesteś praktycznie nikim w porównaniu z twoim facetem może naprawdę czasami dołować. Michael to człowiek wyjątkowy pod każdym względem. Uzdolniony, a do tego wspaniały człowiek.  Dlatego też mimo wielu zajęć związanych z nauką postanowiłam zrobić coś w kierunku własnego rozwoju.

    Był późny, wiosenny wieczór, kiedy Michael mnie odwiedził. Wiedziałam, że właśnie mniął jego zarazem ciężki, jak i bardzo ekscytujący dzień. Tego dnia został wydany singiel "We are the world". Sama, kiedy pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę popłakałam się jak bóbr. Jest piękna, wzruszająca, a jej przekaz jest niezwykle ważny. Byłam strasznie dumna, że współtwórcą tego utworu jest mój ukochany. Dlatego też, kiedy tylko wszedł do mieszkania rzuciłam mu się na szyję.

- Ohoho... Jakie miłe powitanie. Z jakiej to okazji? - zapytał zderzorientowany Michael, zaraz po tym jak opsypałam go licznymi pocałunkami. Raczej rzadko w podobny sposób się zachowywałam, ponieważ byłam mało spontaniczna i bardzo nieśmiała.
- Przecież wiesz!  Jak się czujesz? Jak ci minął dzień? Jesteś moim bohaterem!
-  Rany, ty chyba jesteś podekscytowana bardziej niż ja.
- Przecież wiesz, że jestem twoją największą wielbicielką. W dodatku, nie pokazałeś mi utworu przed oficjalną publikacją.
- Dlatego najbardziej zależy mi, aby podobały się przede wszystkim tobie moje utwory. Co sądzisz o "We are the world"? Chciałem, abyś zobaczyła go jak będzie idealnie dopracowany.
- Domyśl się. Wykonałeś wspaniałą pracę. Sama popłakałam się, słuchając tej piosenki. Jesteś taki dobry... Nie myślisz tylko o sobie, ale także o dzieciach. Tobie sodówka chyba nigdy nie odbije. Myślę, że dostaniecie nie jedną nagrodę w tym roku.
- Dziękuję.  Ale wiesz... Nie chodzi mi o statuetki na pierwszym miejscu. Dla mnie najważniejszą sprawą w tym przedsięwzięciu była pomoc małym mieszkańcom Afryki.  - to w jaki sposób  Michael opowiadał o swojej działalności, budziła we mnie jeszcze większy respekt.
- Kocham cię Mike. - szepnęłam i pocałowałam go namiętnie, gdy siedzieliśmy na kanapie. Uwielbiałam czuć jego bliskość. Gdy znajdowałam się w ramionach MJ czas na moment się zatrzymywał...

Po kilku chwilach Michael powiedział:
- Moja Księżniczko. W najbliższą środę zapraszam cię na romantyczną kolację.
- Ja w czwartek nie mogę...
- Dlaczego? Cudem wygospodarowałem ten wieczór.
- A nie ma innego dnia?
- Średnio będzie w przyszłym tygodniu. Teraz po wydaniu singla dopiero zacznie się kosmos. Dlaczego nie chcesz w środę?
- Bo.. ehm... - gryzłam się myślami, czy powiedzieć Michaelowi, co robię w każdą środę od miesiąca. 
- Ej?
- Dobrze.. Masz mnie. Powiem ci, ale pewnie mnie wyśmiejesz.
-Hah... Ciebie? Nigdy w życiu. - Mike charakterystycznie zachichotał.
- Już się ze mnie smiejesz!
- Nie, skąd. - nagle poczułam 'dźgnięcie' w brzuch. 
- Nic ci nie powiem!
- Ohh. Już przestaję.
- Foch! - próbowałam udawać obrażoną, ale wkrótce zaczęłam się trząść ze śmiechu. 
-  Wiem, że się na mnie nie potrafisz obraźić. - Mike wymownie zamrugał czekoladowymi oczami i przeczesał włosy. Bardzo dobrze wiedział, jak na mnie to działa. 
 - To że jesteś gwiazdą, nie znaczy, że zawsze ci muszę ulegać.
- Laura!
- No dobrze, już mówię! Bo ja... ehm. Miesiąc temu...
- Wydusisz to z siebie wreszcie?
- Grrr! Bo ja chodzę na salsę od miesiąca! - informację niemal wykrzyczałam, mając zamknięte oczy. Zapewne wydaje się śmieszne, że nie chciałam powiedzieć Michaelowi, ale przypominam, że miałam wtedy do czynienia z ikoną tańca, która nie dość, że robiła to wspaniale, to jeszcze stworzyła swój, niepowtarzalny styl, który ciągle próbują naśladować miliony osób na całym świecie. 
- To świetnie! Ale... ej! Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym od razu? Ja miałbym cię wyśmiać? Wiesz, jak kocham taniec.
-Właśnie dlatego wstydziłam się Ci to powiedzieć... Ty jesteś profesjonalistą.
- Kochanie, ale salsy nie tańczę profesjonalnie. Musisz mnie w najbliższym czasie nauczyć. Właściwie jak ci tam idzie?
- Myślę, że całkiem dobrze. Coraz bardziej to lubię. Instruktor przez pierwsze trzy lekcje nie chciał uwierzyć, że nigdzie wcześniej nie chodziłam. Podobno mam świetny, naturalny ruch ciała.
- Zawsze ci mówiłem, że powinnaś zostać tancerką. 
- Na tancerki nadają się kobiety pewne siebie, ale Adam twierdzi, że wszystkiego można się nauczyć.
- Adam? Kto to?
- Mój partner.
- To tańczycie w parach?! - Michael zareagował tak, jakby właśnie odkrył kosmos.
- Kochany, Salsa to taniec towarzyski.
- Ale solo też są.
- Ale w parach jest atrakcyjniejszy i bardziej popularny
- Oczywiście, że atrakcyjniejszy, jak cię facet obmacuje.
- Mike! Ty jesteś zazdrosny? Nie wierzę. W końcu ty, a nie ja.
- Jak mam nie być? Czytałem nawet ostatnio, że taniec zbliża ludzi. Wspólne treningi, dotyk ciał itd. -tłumaczył się zakłopotany.
- Przypominam, że to na ciebie skacze codziennie tysiące fanek i jakoś muszę sobie radzić.
- To co innego... - Michael się zarumienił,
- Ohoho nie. Zresztą, skoro taniec zbliża ludzi, to zatańcz ze mną.
- Teraz?
- Oczywiście. - odparłam, pospiesznie wstałam i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń. 
    Rzeczywiście. Chyba taniec dodaje pewności siebie, ponieważ od jakiegoś czasu stałam się o wiele bardziej spontaniczna. Nie dane nam było jednak długo nam razem pokręcić się w takt muzyki, bo wkrótce, ktoś otworzył z tupetem drzwi.
- Pewnie to Stacy. - stwierdziłam.
Oczywiście się nie myliłam. Moja przyjaciółka stała na środku salonu. Jej twarz była tak intensywnie czerwona jak jej sukienka, a w rękach trzymała ogromny bukiet róż.
- Co się stało? - zapytaliśmy z Michaelem jednocześnie.
- Tom mi się oświadczył!



Billie&Diana

piątek, 29 sierpnia 2014

OGŁOSZENIA! :)


Witajcie kochani czytelnicy!


     Cóż to były za zwariowane wakacje! Przyznam szczerze, że takich jeszcze nie miałam i nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Masa wyjazdów, wycieczek, przygód. Miało też to swoje konsekwencje - mianowicie trochę zaniedbałyśmy naszego bloga. No cóż pora na wyjaśnienia...
1. DZIĘKUJĘ za życzenia urodzinowe. Na pierwszym miejscu mojej, kochanej Billie za pamięć i tę notkę na blogu, wzruszyłam się wtedy, serio! Oczywiście specjalne podziękowania należą się WAM! Bez was nie byłoby tego bloga, więc szczególnie cieszę się że kilka osób w dodatku napisało tak miłe rzeczy.
2.   Mam to szczęście, że obchodzę urodziny w tym miesiącu co Michael, więc gdziekolwiek on jest, życzę mu szczęścia :)
3.Co do notek i opowiadania... Planujemy małe "zawieszenie". Do końca września z wiadomych nam przyczyn nic nie pojawi się na blogu.  :/ To nie jest tak że nam się pomysły wykończyły, bo mamy szeroko opracowaną fabułę, do samego końca, jednak planujemy ten miesiac poświęcić na napisanie notek na 'zaś'. Dlaczego? bo teraz czeka nas MATURA! (co mnie osobiście dobija i przeraża, gdyż postawiłam sobie bardzo wysoko poprzeczkę, co do ilości zdawanych przedmiotów) W związku z czym notki nie będą tak częste jak rok temu. Mam nadzieję, że poczekacie! ;)
4. Udanego roku szkolnego, akademickiego i jak komu co pasuje! :)
Pozdrawiam i ściskam gorąco
Diana

środa, 13 sierpnia 2014

Surprise!

Kochani!
Dziś Diana ma swój wielki dzień! 18-nastka, początek dorosłego życia! Zbierzmy się i życzmy jej jak najlepiej! Diano, do moich wcześniejszych życzeń chce dołączyć podziękowania. Dziękuje Ci za to, że nie raz pomagasz mi przy notkach, a kiedy nie jestem w stanie ich napisać robisz to za mnie. Wkładasz dużo siebie  w tego bloga i na pewno bez Ciebie nie byłby taki jaki jest. Dziękuję za to, że jesteś. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła! I jeszcze raz:



                            WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!




wtorek, 12 sierpnia 2014

Neverland!

Hej Kochani!
W dzisiejszej notce, prosimy o wsparcie. W ostatnim czasie pojawił się problem. Neverland ma zostać sprzedany. Nie możemy na to pozwolić. Michael chciałby, żeby ten budynek tam stał. Chciałby, żeby Neverland mógł być azylem, chwilą zapomnienia i radości w ciężkim życiu chorych dzieci. To jest jego przeznaczenie. Ten budynek jest również bardzo ważny dla Nas - fanów. Jest to swojego rodzaju pamiątka po Michaelu. Coś co wciąż nam o Nim przypomina. Coś co daje nam cząstkę Niego.
Neverland zawsze był ważny dla Michaela. Był nie tylko azylem dla chorych dzieci. Był przede wszystkim azylem Michaela. Mimo, że sam pod koniec w to zwątpił.

Podajemy link do jednej z petycji. Wydaje nam się, że do jednej z ważniejszych, ponieważ jest to petycja od Jermaine. Podpisujcie wszystkie jakie znajdziecie. Im więcej petycji tym większa szansa na ocalenie rancza.

PETYCJA

Podpisujcie. Postarajmy się. Zróbmy coś dla Michaela.

Billie&Diana

sobota, 2 sierpnia 2014

OPOWIADANIE! -część 27!

Hej Kochani! Wybaczcie, że notkę dodaje z opóźnieniem. Obie z Dianą ciągle jesteśmy w rozjazdach i nieustannie się mijamy. Długo nie miałam dostępu  do komputera. Mam nadzieję, że ta notka wam to wynagrodzi. :) Dziękuję Dianie za pomoc. Ta część powstała wspólnie z Nią.
PS: W lipcu minął rok odkąd prowadzimy bloga. Chciałybyśmy wam bardzo podziękować za obecność. Dla takich czytelników jak wy warto pisać! Dziękujemy, że jesteście!

Billie&Diania
          


      Jadąc do szpitala w głowie miałam najczarniejsze scenariusze. Nie wiedziałam nic oprócz tego, że miał wypadek. Nawet nie wiedziałam czy żyje. Wiedziałam tylko jedno. Teraz nie liczyło się nic, ani nikt. Tylko On. Chciałam już być przy Nim. Wiedzieć, że jest cały i nic mu nie będzie. Z minuty na minutę byłam coraz bardziej zdenerwowana. Ruch uliczny powodował, że wraz z upływem czasu stawałam się strzępkiem nerwów. Dlaczego zawsze jest tak, że kiedy najbardziej zależy nam na czasie, zawsze coś musi stanąć na przeszkodzie? Tak też było i tego dnia. Najpierw utknęliśmy w korku, a potem przez centrum wlekliśmy się za emerytem który jechał około trzydzieści kilometrów na godzinę. Mimo emocji nie krzyczałam, tylko nerwowo spoglądałam na Andrew'a który sam bardzo się martwił, chciał jak najszybciej dojechać na miejsce, jednak los jak zwykle musiał płatać figle. W końcu udało się nam dotrzeć na miejsce. Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Przed szpitalem panował okropny harmider, na około biegały tłumy ludzi. Fotoreporterzy, fani i jeszcze Bóg wie jakie przybłędy. Widząc co się dzieje mój brat postanowił poczekać w samochodzie, a ja sama podjęłam próbę przedostania się przez rozwrzeszczany tłum.
Wchodząc do budynku nie wiedziałam gdzie się udać. Podeszłam do recepcji. 

- Przepraszam. W której sali leży Michael Jackson?
- Jest Pani z jego rodziny? Jeśli tak potrzebuję odpowiednie dokumenty potwierdzające tożsamość. 
- Nie, to znaczy prawie. Jestem jego przyjaciółką.
- Przykro mi, ale takich informacji udzielamy tylko rodzinie. Pan Jackson jest znaną osobą i nie Pani pierwsza podaje się za jego przyjaciółkę. Przepraszam, muszę już iść. 

        Byłam zawiedziona. Co prawda mogłam się tego spodziewać. Kto normalny udzieliłby takich informacji? Mój chłopak jest znany na cały świat. Tłum jego fanów koczuje pod szpitalem. A ja głupia wchodzę i mówię, że chce się z nim zobaczyć. Zupełnie tego nie przemyślałam. Niestety w sytuacji w której się znalazłam zupełnie straciłam głowę, nie potrafiłam podjąć żadnej przemyślanej, rozsądnej decyzji. Mało brakowało, abym usiadła i rozpłakała się na środku holu ze strachu i bezsilności. Postanowiłam jednak wziąć się w graść, nie dla siebie, ale dla Michaela. Szłam przed siebie na oślep, licząc na cud. 
W pewnym momencie, na końcu korytarza dostrzegłam Katherine Jackson. Serce mocniej mi zabiło. Pobiegłam w jej stronę.

- Co z Nim? - zapytałam zdenerwowana. 
- Operują go. - łza pociekła jej po policzku.Pode mną ugięły się nogi. Opadłam na najbliższe krzesło. Chciałam poznać się więcej szczegółów od mamy Michaela, dowiedzieć się co się tak naprawdę stało, na ile stan osoby którą kocham najbardziej na świecie jest poważny. Niestety we wszystkim przeszkodziła mi pseudo rodzina Michaela. Pewnie pomyślicie, że przesadzam z tym określeniem. Nie! Zdecydowanie nie. Co z tego, że są z nim powiązani biologicznie? Nie mają nic wspólnego z prawdziwymi braćmi. Michael od zawsze był dla nich dobrą okazją do wypromowania się, nie mówiąc już o "ojcu".

- Co ona tutaj robi? - usłyszałam okropny głos Josepha.
- Tak jak my, martwi się o Michaela. - broniła mnie jego matka.
- To nie jest Twój interes. Wynoś się stąd!
- Nie wyjdę dopóki nie dowiem się jak on się czuje! Mam prawo to wiedzieć!
- Nie należysz do naszej rodziny! Więc żadne prawa cię nie obowiązują!
- On jest moim przyjacielem! Dowiem się jak on się czuje i zniknę wam z oczu.
- Wynoś się stąd! Myślisz, że jesteśmy idiotami? Wiadomo o co ci chodzi. Za chwilę pójdziesz i ogłosisz wszystko gazetom i zrobisz z naszej rodzinnej tragedii niezły interes. - Jermain kibicował ojcu. Nie rozumiałam tej ich nienawiści do mnie. Nic im nie zrobiłam. Po prostu martwiłam się o ich brata.
- Nie... Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Nie jestem taka jak wy. Mi na pieniądzach nie zależy.
-Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam i przyłożę tej rozwydrzonej dziewusze! - Joseph wpadł w szał, na szczęście z kłopotów uratował mnie lekarz.

- Szpital nie jest miejscem do kłótni. Leżą tu chorzy, którzy potrzebują spokoju. Rodzinne przepychanki proszę załatwiać poza szpitalem. 
- Panie doktorze, co z moim synem? - zapytała zdenerwowana Katherine.
- Operacja się już zakończyła. Pan Jackson doznał poparzeń III stopnia i niezbędny był przeszczep skóry. Na szczęście udało nam się go wykonać. To w jakim stopniu poparzenia odbiją się na jego wyglądzie i zdrowiu dowiemy się w najbliższej przyszłości. W każdym razie Pan Jackson jest w ciężkim stanie, posiada naprawdę głębokie rany.
- Czy można go zobaczyć? - wypaliłam.
- Na razie wybudzamy go z narkozy. Dostał też dużą dawkę środków przeciwbólowych. Ale myślę, że za 30 minut będzie można z nim porozmawiać. Prosiłbym jednak o stosunkowo krótkie spotkanie. On musi teraz odpoczywać.
- Dziękujemy doktorze. - Gdy tylko lekarz się oddalił Jermaine znowu na mnie naskoczył.
- Słyszałaś? Już wiesz co z Nim. Możesz sobie iść. Tam są drzwi! - mówiąc to odwrócił się na pięcie i razem ze swoim ojcem odszedł.
- Dziecko, najlepiej będzie jeśli teraz pójdziesz. Nie chcemy przecież, żeby Michael się denerwował. Ale przyjdź wieczorem. Męża i syna już nie będzie. -szepnęła do mnie mama ukochanego.
- Dobrze... Dziękuje Pani. - byłam rozczarowana i zła. Jak mogli mnie tak potraktować? Przecież chciałam jak najlepiej dla Michaela. Wiem, że ja również się uniosłam, ale nie mogłam sobie pozwolić by bezpodstawnie mnie obrażali. Dobrze, że chociaż jego matka stała po mojej stronie. 
Przed szpitalem czekał na mnie Andrew. Z daleka było widać, że był bardzo zaniepokojony. W końcu od dłuższego czasu znów bardzo się przyjaźnili.

- I co z Nim?
- Jest o operacji. Poparzenia III stopnia. Konieczny był przeszczep. - mówiłam krótkimi zdaniami, nie miałam już na nic siły.
- O matko... Widziałaś się chociaż z Michaelem?
- Jego braciszek mi nie pozwolił. Pani Katherine powiedziała, żebym przyszła wieczorem kiedy ich nie będzie. Mam do ciebie prośbę. Podwieziesz mnie? Chyba nie jestem w stanie dziś prowadzić...
- Bezczelni. Chociaż ona jest normalna. Oczywiście, zawsze możesz na mnie liczyć siostrzyczko. 
-Dziękuję, kocham cię. - po tych słowach wtuliłam się w ramiona mojego wspaniałego brata. W tamtej chwili nie potrzebowałam nic innego tylko szczerego uścisku.


                                            ***

      Dzień dłużył mi się jak nigdy. Postanowiliśmy, że nie będziemy wracać do domu, tylko pojedziemy do jakiegoś sklepu. Kupiłam dla Michaela kilka owoców, soki i coś słodkiego. Nie mogłam wytrzymać. Chciałam za wszelką cenę być już w szpitalu. Przy Nim. Odliczałam każdą minutę. Z drugiej jednak strony, kiedy już trochę ochłonęłam zaczęłam zastanawiać się, czy właściwie Mike będzie chciał mnie widzieć. Przecież nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku tygodni. Bałam się, że on już nie potrzebuje mnie, lecz Brooke. Przez chwilę myślałam, że stchórzę i wrócę do domu. Na szczęście pragnienie zobaczenia go, troska i tęsknota okazały się silniejsze niż strach. Przecież on wciąż był najważniejszą osobą w moim życiu!
Dlatego też, kiedy wreszcie nastała odpowiednia godzina, biegłam jak szalona na spotkanie z Panią Katherine. Wiedziałam już, w której leży sali dlatego od razu skierowałam się w tamtą stronę. Stanęłam przed drzwiami. Położyłam dłoń na klamce, nacisnęłam i weszłam do środka. Łzy poleciały mi po policzkach. Wszystkie duszone emocje nie tylko w czasie tego potwornego dnia, ale ostatnich kilkunastu dni w końcu się uwolniły. Właśnie gdy zobaczyłam go w takim stanie jeszcze lepiej uświadomiłam sobie, jak bardzo go kocham.  Wyglądał okropnie. Całą głowę owiniętą miał w bandaże. Oczy podpuchnięte i zamknięte. Widać było, że cierpi i jest bardzo zmęczony. 

- Michael? - szepnęłam. Lekko uchylił powieki.
- Laura... Jak dobrze, że jesteś.
- Tak bardzo się o Ciebie martwiłam. - podeszłam do jego łóżka i usiadłam. Miałam ochotę go dotknąć, jednak nie chciałam zadać mu kolejnego bólu. - Co się stało?
- Do końca sam nie wiem... Wychodziłem na scenę. Skupiałem się tylko na tym. Chciałem jak najszybciej nakręcić tę reklamę i wrócić do domu, miałem złe przeczucia. Nagle poczułem zapach palonych włosów, a za chwilę przeszywający całe ciało ból. Potem leżałem w karetce. Następne co pamiętam to szpital... - mówił szeptem. Wiedziałam, że każde słowo było dla Michaela ogromnym wysiłkiem.
- Przepraszam, że nie było mnie wcześniej. - nie chciałam mu mówić o sytuacji z Jego rodziną. Nie teraz. 
- Nic nie szkodzi. Ciesze się, że tu jesteś. - wtedy dostrzegłam, że mój ukochany lekko poruszył dłonią. Od razu zrozumiałam. Pospiesznie, ale delikatnie spletliśmy palce.
- Tak bardzo chciałabym Ci pomóc.
- Pomagasz. Swoją obecnością. - uśmiechnęłam się. - Lauro... chciałbym Cię przeprosić. Za tą sytuację z Brooke...
-  Ciśś...Przestań. -subtelnie dotknęłam dłonią jego ust. To już nie ważne. Nie mów nic więcej. Zdaję sobie sprawę, że każde słowo jest dla ciebie ogromnym wysiłkiem.- Teraz musimy skupić się na tym, żebyś poczuł się lepiej. - po tych słowach skierowałam dłoń na jego policzek, potem podbródek. Nie mogłam się powstrzymać. Dopiero kiedy byliśmy tak blisko siebie, uświadomiłam sobie jak bardzo za nim tęskniłam. Michael przymknął oczy.
-  Oj.. przepraszam. Boli cię, prawda? - momentalnie oderwałam rękę.
-Nie... Brakowało mi twego dotyku. Pocałuj mnie. - spojrzałam na niego z czułością, po czym nachyliłam się w jego stronę i  prawie niewyczuwalnie dotknęłam swoimi wargami jego.
- Miałeś już nic nie mówić - uśmiechnęłam się.
- Pozwól.. Ostatnie słowo...
- Zastrzegam, ostatnie!
- Kocham Cię. - tym sposobem Mike po raz kolejny doprowadził mnie do łez. Nie były to jednak łzy strachu lub smutku, lecz SZCZĘŚCIA.
- Ja ciebie jeszcze bardziej Michael.


piątek, 11 lipca 2014

OPOWIADANIE - część 26!



Witajcie kochani czytelnicy! Tu Diana. Jak mijają wakacje?  Ostatnio notki się nie pojawiały, bo jesteśmy w rozjazdach. Ja mam internet tylko na polu, a Billie tylko w telefonie, dlatego to znowu ja dodaję kolejną część opowiadania. A ja że bardzo dbam o szczegóły zawarłam masę prawdziwych faktów, łącznie z datami. ;)
Dziękuję czytelnikom, którzy pomimo mojego braku czasu wciąż czytają i komentują. No i blogerom dla których czytanie opowiadania to nie jest akacja - komentarz za komentarz.
Nie wiem czy spodoba wam się ta notka... ale cóż czekam na opinie!
Diana

P.S Przepraszam za czcionkę, to dlatego, że pisałam na wordzie ;)




16 Styczeń 1984

       Czas przy Michaelu uciekał mi niesamowicie szybko. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że jesteśmy ze sobą już ponad dwa lata! Mimo upływu czasu, często patrząc na niego odnosiłam wrażenie, że śnię lub jestem bohaterką pięknej, nierealnej bajki. Oczywiście jesteśmy innymi ludźmi, mamy różne charaktery, ale zawsze udawało nam się dojść do kompromisu, nie przeżyliśmy nigdy żadnej poważnej kłótni. Każdy kto choć raz w życiu spotkał Michaela, wie, że jest niezwykle wrażliwym, czułymi opiekuńczym człowiekiem. Mimo że sam miał wiele problemów zdrowotnych, rodzinnych i tych związanych z narastającą z dnia na dzień popularnością, nigdy nie rozczulał się nad sobą. Powiedziałabym nawet, że nawet ze mną nie lubił rozmawiać o tych sprawach, wolał udawać, że wszystko jest w porządku. Ja jednak próbowałam do niego jakoś dotrzeć. Powoli, małymi kroczkami otwierał się przede mną, chociaż mieliśmy zupełnie różne charaktery. Kiedy mi coś doskwierało, zawsze czułam potrzebę wygadania się bliskiej osobie. Być może właśnie fakt, że często zwierzałam się Michaelowi, powodował że on odpowiadał tym samym.  
      To jak diametralnie zmieniło się jego, a przy okazji moje życie przez ostatnie dwa lata chyba nie trzeba opisywać. Thiller odniósł niespodziewany, ogromny sukces. Do czasów wydania ostatniego albumu Mike był rozpoznawalny, ale nie na taką skalę. Ku mojemu nieszczęściu zakochały się w nim nastolatki, kobiety z całego świata. Oczywiście zawsze w niego wierzyłam i bardzo cieszyłam się z jego sukcesu. Niestety wszystko ma swoją cenę. Od dłuższego czasu widywaliśmy się naprawdę rzadko. Oprócz tego, że mój ukochany nie miał wolnej chwili dla siebie, a tym bardziej dla mnie, ponieważ  całe dnie spędzał w biegu między studiami nagrań, pracami nad teledyskami, piosenkami, galami i wywiadami, to w dodatku spotkania utrudniała nam jego wcześniej wspomniana popularność. Nie było szans by poszedł na spacer, czy do sklepu. Dlatego też Michael opracował pewien patent. Wychodząc na zewnątrz zakładał wąsy, perukę i specyficzną czapkę. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym po raz pierwszy zapukał do drzwi takim stroju. Cały wieczór musiał mnie uspokajać, bo za każdym razem kiedy wyobraziłam sobie jego komiczny wygląd, nie mogłam powstrzymać się od śmiechu. Właśnie.. Apropo mieszkania... Niestety nie udało mi się dość do porozumienia z Victorem. Jak najszybciej wyprowadziłyśmy się ze Stacy z mieszkania, które wynajmowałyśmy od ojca naszego starego przyjaciela. Od tego czasu nie kontaktowałyśmy się więcej z tą rodziną. Może to i dobrze, bo zachowanie Victora nie należało do normalnych. Był zaborczy i nachalny, przynajmniej w stosunku do mnie.. W każdym razie znalazłyśmy sobie inne miejsce. W prawdzie było mniejsze, ale za to bardzo przytulne. Znajdowało się także na spokojnym, nieruchliwym osiedlu, co było wielkim plusem dla Michaela – łatwiej mu było się do mnie dostać.
     Czy zmieniło się coś w moim (poprawka – naszym) życiu? Raczej nie… no może oprócz tego, że w domu wszyscy o „nas” wiedzieli. Stało się to we wakacje 1983 roku. Z jednej strony rodzice byli zaskoczeni, ale z drugiej stwierdzili, że prędzej czy później nasza znajomość musiała się tak skończyć. Ostatecznie wszyscy byli bardzo szczęśliwi. Inna sytuacja panowała w domu mojego chłopaka. Tam do tej pory oprócz Pani Katherine nikt nie wiedział, że spotykam się z Michaelem. Obawialiśmy się reakcji Josepha, do tego ja nie ukrywałam swojej niechęci do reszty rodzeństwa, a ważącym argumentem był fakt, że Michael poważnie rozważał całkowite rozstanie się z zespołem. Bardzo na to nalegałam, ale nie dla moich własnych korzyści. Po prostu wiedziałam, że to Michaelowi wyjdzie na dobre. Sytuacja rodzinna była tam delikatnie mówiąc niezdrowa, Mike musiał wreszcie się uniezależnić. Był na tyle zdolnym i wyjątkowym człowiekiem, by samemu poradzić sobie zawodowo.

      Szesnastego stycznia postanowiłam  w końcu porządnie się wyspać. Kiedy przekręcałam się z boku na bok nagle, ku mojemu zaskoczeniu usłyszałam dzwonek. Zaspana i rozczochrana sennie ruszyłam ku drzwiom, by je otworzyć. O tej porze spodziewałam się wszystkich, tylko nie jego…

-Michael co ty tu robisz?
-Czyżby moja księżniczka się nie wyspała? – zapytał z uśmiechem na ustach, po czym wparował do mieszkania jak do własnego domu.
-Właśnie mnie obudziłeś.
- Oj, wybacz mały śpioszku! – odparł, podarowując mi buziaka na przeprosiny. – Ale muszę ci powiedzieć coś ważnego!
-Słucham uważnie. –spojrzałam na niego z czułością
- Musisz dziś ze mną pójść na wręczenie nagród American Music Advards!
- Co? Żartujesz?
- Mówię całkowicie poważnie. Wszyscy sugerują mi, że powinienem w końcu się z kimś oficjalnie pojawić... Podobno to jest dobre dla mojego, a teraz już naszego wizerunku.
- Mike, wiesz że nie tak się umawialiśmy. Mieliśmy pozostać anonimowi.
- No tak, ale już trochę ze sobą jesteśmy. Zresztą wtedy mógłbym przestać odwiedzać cię w tym zabawnym przebraniu.
_ Tak, a za tobą przybiegłoby do mnie tysiąc fotoreporterów. – usiadłam zrezygnowana na krześle.
- Lauro! Zrozum, że ja chcę w końcu trochę pożyć normalnie. Nie chcę już dłużej się ukrywać tego, że jesteśmy razdem, jakbyśmy robili coś złego.
- Zrozum, że niestety twoje życie już nigdy nie będzie wyglądać do końca normalnie…
- To moja wina?
- Mike, to cena sukcesu.
- Aaa.. więc tak mi kibicujesz?
-Nie kochanie. Ja ci się staram wytłumaczyć, że nie ma nic za darmo. Lepiej będzie, jeżeli pozostaniemy anonimowi. Chociaż w tej sferze będziesz miał spokój od mediów.
- Ehh... Wiesz… skoro ty nie chcesz to na pewno sobie znajdę kogoś, kto chętnie się ze mną wybierze na galę.
- Bardzo proszę! Każda panienka z ulicy chętnie z tobą tam pójdzie i nie tylko.
- Daj sobie już spokój. – powiedział z rezygnacją i wyszedł.

  Nawet nie miałam ochoty go gonić. Nie mogłam zrozumieć co mu się stało. Trudno uwierzyć, że ten świetny, inteligentny facet momentami był naiwny niczym dziecko. Jak on to wszystko sobie wyobrażał? Sądził, że po prostu bez żadnych przeciwności przyjdzie po mnie do domu, a potem wyjdziemy na romantyczny spacer? Naprawdę zabawne.



                                              *   *   *


-Lauro! Już jestem! Specjalnie skróciłam moje spotkanie z Tomem, byśmy mogły w spokoju obejrzeć twojego przystojniaka w TV .W końcu dzisiaj wielka gala!
-Niepotrzebnie wróciłaś z randki. Nie mam ochoty go oglądać.
-Ja chyba śnię! Zawsze gdy ma się pojawić w mediach skaczesz jak napalona fanka. Czyżby pierwsza, przedmałżeńska kłótnia?
-Przestań….
- Ej, ej… Masz usiąść natychmiast i mi wszystko opowiedzieć.
-Oh. Stacy. Był tu dzisiaj rano Michael i zaproponował mi wyjście na American Music Advards. Oczywiście nie zgodziłam się, wiesz jakie byłyby tego konsekwencje. Zresztą nie taką decyzję kiedyś podjęliśmy… Mike nie był zadowolony z mojej reakcji i wyszedł. Acha, wspomniał jeszcze, że znajdzie sobie kogoś, kto na pewno się zgodzi.
- O rany… Więc tym bardziej musisz zobaczyć, czy rzeczywiście się z kimś wybrał.
-No dobrze. Włączaj ten telewizor!


      Kiedy Stacy szukała odpowiedniego kanału serce na moment mi stanęło. Zastanawiałam się jak rzeczywiście Michael się zachowa. Byłam pewna, że mnie kocha, ale świadomość, że twój facet ma wokół siebie miliony fanek, zawsze lekko dawała do myślenia.
 To co zobaczyłam przeszło wszelkie moje oczekiwania…

- ONA?! Wszyscy tylko nie ona! Boże! Mógłby paradować z dwudziestoma napalonymi fankami, tylko nie z NIĄ! Ta głupia krowa, o końskiej mordzie! – krzyczałam na całe mieszkanie.
- Spokojnie Laura, spokojnie…
- Jak ja mam być spokojna?!. – w tej chwili po raz kolejny spojrzałam na TV. Po tym co zobaczyłam, zakręciło mi się w głowie i opadłam na kanapę. – Boże, nie wierzę. Oni trzymają się za ręce.
- O królu na niebie… Spletli je jak para….
- Stacy! Nie dobijaj mnie!  - odrzekłam już histerycznie. W szklanym ekranie widziałam niemalże idealną parę. On przystojny, o śniadej cerze, ubrany w specyficzny, czerwony strój. Ona piękna, młoda, zgrabna, wysoka. Odziana była w śliczną białą sukienkę, a jej czekoladowe włosy zostały ładnie uniesione i pofalowane.  – Kim ja jestem w porównaniu z Brooke…- szepnęłam, ze zrezygnowaniem w głosie.
- Laura! Przestań. Ona jest wielka i ma twarz jak facet. Ej, ty płaczesz?
- Dlaczego on mi to zrobił? Przecież wie, że za sobą delikatnie mówiąc nie przepadamy. Czemu oni się tak trzymają?!
- Na pewno sobie wszystko wyjaśnicie. Zakładam, że ona go tak złapała, by pokazać się fotoreporterom. Wiesz jak ta gówniara do niego lgnie.  – podając mi chusteczkę, przyjaciółka próbowała mnie pocieszyć.



                                             *  *  *


        Obudził mnie przenikliwy ból głowy. Czułam, że oczy mam bardzo spuchnięte, a wszelkie dolegliwości spowodowane są przepłakanym wieczorem. Po chwili dostrzegłam, że nade mną stoi zatroskana Stacy.
- Wyglądam jak dziecko wojny, co nie? – zapytałam, siląc się na uśmiech.
-Nie przeczę. – odpowiedziała.
- Nie obraź, się ale chyba dziś wrócę na kilka dni do domu. Wolę tam sama przyjechać, niż czekać aż zaczną wydzwaniać i pytać się co się stało. Zresztą muszę sobie wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Oczywiście kochana.


     Siedziałam pod cieplutkim, domowym kocem i próbowałam skupić się na czytaniu powieści. W końcu miałam chwilę czasu dla siebie, przerwa semestralna dobrze mi zrobiła, szczególnie dlatego że od początku tego roku akademickiego zaczęłam studia na drugim kierunku. Oprócz sztuki, zdecydowałam się na psychologię. Zabawne jest to, że chciałam  pomagać innym, a sama nie potrafiłam poradzić sobie z własnymi problemami. Za każdym razem, gdy przeczytałam kilka linijek książki, mimowolnie spoglądałam na biurko, gdzie stała ramka ze zdjęciem. Widniały na nim oczywiście dwie postacie – ja i Michael. Cały dzień próbowałam wytłumaczyć sobie co się wczoraj stało. Niestety przez głowę przechodziła masa scenariuszy, także te najgorsze…

- Księżniczko! Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem!
- Nie mów tak do mnie. Miałeś wczoraj inną” księżniczkę”. – odparłam z niechęcią. Wcale nie cieszyłam się, że Mike do mnie przyszedł. Wszystkiego, czego potrzebowałam tego dnia był tylko i wyłącznie święty spokój.
- Jesteś na mnie zła?
-Nie, skąd. Tylko poszedłeś na galę z Brooke, a co najlepsze obściskiwałeś się z nią przed każdym fotografem. Naprawdę nic się nie stało.
- Nie chciałaś ze mną pójść, więc zaprosiłem przyjaciółkę…
-Przyjaciółkę mówisz?! Czy to normalne, że przyjaciele tak się trzymają za ręce?
- To naprawdę nie miało żadnego podtekstu. Sama mi mówiła, że jestem dla niej jak brat.
-Proszę cię nie rozśmieszaj mnie! Dobrze wiesz, że zależy jej na tobie, głównie pod kątem popularności i zainteresowania mediów.
- Nie wiem, dlaczego jesteś tak uczulona na Brooke. Ja ufam swoim przyjaciołom, w przeciwieństwie do ciebie,  bo ty nawet nie wierzysz mi!
- Pomyślałeś może jak ja się wczoraj czułam?! Co miałam powiedzieć rodzinie, która widziała wszystko od A do Z?! Widziałeś co piszą wszystkie gazety? Może rzeczywiście coś jest na rzeczy! Kim ja jestem w porównaniu z młodą, zgrabną aktorką?
-Nie chce mi się tego słuchać.  Okazuje się nawet, że bardziej wierzysz brukowcom. Po prostu świetnie!
-  To nie chodzi o gazety, ale o to jak mnie potraktowałeś.
- To jest chore. Źle cię traktuje, gdyż wyszedłem z Brooke na imprezę? Kiedy idę z Dianą, nie przeszkadza ci to.  Zresztą bardzo miło, że pogratulowałaś mi nagród. Nie ma to jak wsparcie od ukochanej osoby.
- Gratuluję ci, ale teraz wyjdź.
- Ależ oczywiście, taki miałem zamiar. -  spotkanie zakończyło się głośnym zatrzaśnięciem się drzwi.



27 stycznia 1984


     Po raz dziesiąty tego dnia spoglądałam w dobrze mi znaną fotografię stojącą w moim pokoju. Od czasu ostatniej kłótni nie rozmawialiśmy z Michaelem ani razu. Obydwoje jesteśmy strasznie uparci, dlatego żadne z nas pierwsze nie wyciągnęło ręki.  To była nasza pierwsza, poważna kłótnia. Z dnia na dzień brakowało mi go coraz bardziej. Żadnych odwiedzin, ani jednego telefonu... Postanowiłam jednak unieść się honorem i nie odezwać się pierwsza. Dlaczego miałam to zrobić? Przecież to on sprawił mi przykrość. Najgorsze było to, że coraz częściej zastanawiałam się, czy my właściwie jeszcze jesteśmy razem…

- Lauro! Czy ty wiesz co się stało?!- z wielkim hukiem drzwi otworzył Andrew.
- Coś poważnego? – zerwałam się na równe nogi i zapytałam z niepokojem.
-Michael miał wypadek! Wybuchł pożar, kiedy kręcił reklamę do Pepsi!
- Na pewno on tam był? – czułam, że serce bije mi coraz mocniej.
- Widziałem się z Panią Katherine, ona też niewiele wiedziała, ale podobno jest jedyną i bardzo poważną ofiarą.
-O Boże…. Jedziemy do szpitala!









czwartek, 26 czerwca 2014

OPOWIADANIE - część 25!


   Kochani! Wczoraj był 25 czerwca, złożyło się że dodaję 25 część opowiadania. Minęło 5 lat... Każdy ma swoje odczucia, przemyślenia. Ja z mojej strony powiem tyle, że w tym roku kończę 18 lat. Pokochałam go w takim wieku, gdy zaczynałam dorastać, kształtował się mój światopogląd. Nie rozpaczam, jestem mu wdzięczna, że miał i ma na mnie taki pozytywny wpływ.
     Co do opowiadania miałam bardzo długą przerwę, zarówno w pisaniu, jak i w czytaniu za co przepraszam. Najpierw przygotowywałam się do finału ogólnopolskiego konkursu, w którym udało mi się ostatecznie odnieść sukces ;) Potem musiałam nadrabiać zaległości w szkole, walczyć o oceny, bo konkurs trochę mi wszystko poprzestawiał. Zaraz po tym pojechaliśmy na zagraniczny wyjazd z klasą, własnie z niego wróciłam. W każdym razie trochę wybiłam się z blogowego rytmu, także proszę o wyrozumiałość czytając tę notkę, może być dużo słabsza. Nie jest też długa, ale od czegoś trzeba zacząć.Tak czy siak Zapraszam! ;)

P.S Słyszeliście o jakiś informacjach dziś o MJ w mediach?
Diana



- Ślicznie dziś wyglądasz. - Michael spojrzał mi głęboko w oczy, po czym przeczesał palcami moje włosy.

- Nie żartuj!
- Do tego jeszcze słodko chichotasz.
- Ja? To ty jesteś od tego specjalistą! - zaprotestowałam, nie spuszczając wzroku z mojego ukochanego. Tak, przez te kilka ostatnich miesięcy przestałam się krępować i wstydzić moich uczuć.
- Widocznie coś się zmieniło w tej dziedzinie.
- Nie, to raczej efekt spędzania z tobą dużej ilości czasu. Stopniowo przerzucam twoje nawyki, na moje zachowanie.
- Yhm. W takim razie dla twojego bezpieczeństwa powinnaś ograniczyć ze mną wszelkie kontakty. - Mike zrobił poważną minę, na co ja zaczęłam do niego wymownie mrugać oczami. Długo nie wytrzymał, gdyż już po kilku sekundach wybuchnął śmiechem. - Jesteś pierwszą osobą na której nie wychodzą mi moje figle! Kiedy widzę twoje zabawne, wymowne spojrzenie od razu wymiękam!
- Bardzo dobrze. W końcu powinien Cię ktoś ujarzmić. Osobą do tego stworzoną jestem ja! 
-Oszz ty! Czyli robisz to specjalnie! - mówiąc to, zaczął mnie gilgotać. Ponieważ jestem człowiekiem, w ogóle niewytrzymałym na tego typu zabawy, po chwili śmiałam się i krzyczałam na cały głos. Kompletnie zapomniałam, że nie jesteśmy sami domu i możemy zakłócać panujący w nim spokój.Tak...tak siedzieliśmy razem w moim pokoiku, w naszej wspólnej, rodzinnej miejscowości. - Odegram Ci się! - zawołałam, po czym rzuciłam się na niego. 
Leżałam na Michaelu próbując choć trochę zrewanżować się za to, do jakiego stanu przed chwilą mnie doprowadził. Oprócz tego nie mogłam się oprzeć, by nie wsłuchiwać się w jego, jakże cudowny śmiech. Michael oczywiście miał dużo więcej siły, więc szybko złapał moją rękę, a sam zmierzwił mi włosy. Nie muszę opisywać w jakim stanie było wtedy moje łóżko. 


Kiedy na moment zatrzymaliśmy nasze wygłupy, usłyszeliśmy, że ktoś nacisnął klamkę. Ciśnienie momentalnie podskoczyło mi na maska, bo przecież nikt o nas nie wiedział .Chciałam jak najszybciej wydostać się z objęć Michaela i zeskoczyć z łóżka. Oczywiście ja chociaż raz nie mogę zrobić tak, by wszystko było OK, więc zahaczyłam nogą o ciało mojego faceta, po czym triumfalnie, zębami uderzyłam w podłogę.



- Cholera! - zapiszczałam, leżąc jak jakiś żul na podłodze. Pospiesznie podbiegł Michael.

-Księżniczko, wszystko w porządku?
W tym samym czasie, pokój nawiedził Andrew. To, co stanęło przed jego oczyma było naprawdę imponujące. Prawie rozwalone łóżko w tle, a na pierwszym planie rozwalona ja - dosłownie, ponieważ zaraz po upadku zaczęła mi lecieć krew z ust. 
- Rany! Tornado tutaj przeszło? Laura co ci?
 - Andrew, zobacz! Ona krwawi! - zakrzyczał spanikowany Michael.
 - Rzeczywiście! Zadzwonić po pogotowie?
 - Dobra! Biegnij! Ja tu zostanę i będę ją asekurować!
Nie mogłam uwierzyć, że słucham konwersacji dwóch dorosłych facetów. Miałam wrażenie, że znajduję się na targu, wśród rozwrzeszczanych bab. 
- Zwariowaliście?! Krew mi się puściła, bo sobie język mocno przygryzłam! Robicie aferę, jak stare przekupy!
- O mój Boże, całe szczęście, że nic ci nie jest. - powiedział z ulgą Michael, co dla mnie było podsumowaniem tej komicznej sytuacji. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem, ale bałam się, że urażę dumę tych niezwykle ważnych dla mnie panów. 


I nagle stało się coś, czego w ogóle się nie spodziewałam... Michael uradowany, że nic mi nie jest zapomniał się i podarował mi buziaka w policzek. Momentalnie się zarumieniłam, gdyż wiedziałam, że widział wszystko mój brat.  Ten znowuż teatralnie otworzył na maksa usta i stwierdził:



Ehm... Rozumiem już dlaczego to łóżko jest w takim stanie.

- Ej, Andrew to nie tak jak myślisz! - zaczął gorączkowo tłumaczyć się Mike. 
- Jeśli to nie tak jak myślę, to ja jestem prima balerina!
-Może jesteś. - Michael nadal próbował stać na swoim, jednak ja wiedziałam, że to nie ma sensu. Spojrzałam na niego wymownie, po czym podałam mu rękę. Ten podarował mi delikatny uśmiech, a następnie ścisnął moją dłoń. Nie musieliśmy sobie niczego wyjaśniać. Wzajemne spojrzenia i drobne gesty wystarczyły. Postanowiliśmy zdradzić Andrew'owi naszą tajemnicę. 


- Braciszku, chyba wiele nie muszę ci tłumaczyć. Sam widzisz...

-Widzę! Od dawien, dawna uważałem, że do siebie pasujecie! 
- Ej, super, że się cieszysz, ale mógłbyś być troszkę ciszej? Nikt oprócz dziadka o nas nie wie. - upomniałam Andrew'a, który chwilami zachowywał się jak dziecko. 
- Jasne, jasne. Szybko musicie mi wszystko opowiedzieć. Od kiedy się spotykacie tak, że ehm.. ten?
- Ponad pół roku.
- Co?! I ja nic nie wiedziałem?! Nie, nie mam do was pretensji, bo znając twoją popularność szwagrze i skomplikowaną sytuację rodzinną, wszystko rozumiem. Tylko nie pojmuję, dlaczego sam tego nie zauważyłem. Chyba się starzeję, muszę poćwiczyć nad spostrzegawczością.
- Naprawdę nie wiesz jak jestem ci wdzięczna za to, że nas rozumiesz. Jesteś kochany!- po tych słowach skryłam się w ramionach brata. Nagle przyłączył się do nas Mike. Trwaliśmy w tym dziwnym objęciu dobre kilka minut.
-Ja wiedziałem, że ty go od dawna kochasz. Pamiętasz jak swego czasu zemdlałaś, bo stwierdziłem że jesteś zadurzona w Michaelu? Wtedy już było widać na kilometr, że coś się święci.
- Andrew, możesz nie wydmuchiwać moich dawnych kompromitacji?- zaczęłam się czerwienić. 
- Twój brat ma rację. Mi też już serce zaczynało wtedy odmawiać posłuszeństwa. A pamiętasz ten pocałunek?
-Który?
-Ten co uciekłaś.
- Mike, proszę cię...
- Właśnie nigdy dostałem wyjaśnienia dlaczego uciekłaś...
-Błagam cię, myślałam że spalę się ze wstydu.
- Ale to było bardzo miłe.
-Tak? Jakoś twoja postawa tego nie wskazywała.
 -Bo się nie spodziewałem... .A potem...
-HALLO?! Ja tu jestem! - zakrzyczał Andrew. Zamiast o waszych całusach porozmawiamy o Michaelu? Jestem strasznie ciekawy co u ciebie słychać szwagierku. Pracujesz i pracujesz nad tą płytą, a ja chciałbym ją w końcu usłyszeć. Kiedy planujesz wydanie?
- Pod koniec tego roku. Mam nadzieję, że to będzie przełom.
- Przecież "Off the wall" przyniósł ci wielką sławę. Czy można zrobić coś jeszcze lepszego?
 - Artysta nigdy nie może spocząć na laurach. Chciałbym by ten album przeszedł do historii, by ktoś zauważył że chciałem pokazać coś nowego, oryginalnego.
 - Co tam będzie? O czym mówisz? Chyba umrę z ciekawości!
-Nie mogę ci zdradzić szczegółów. Ale teraz będzie bardzo różnorodnie. Strasznie, romantycznie, szybko, wolno. 
- WOW! Nie mogę się doczekać!
- Ja jeszcze bardziej! - dodałam i mocno wtuliłam się w ramiona ukochanego. Wierzyłam w niego. Byłam przekonana, że nowa płyta odniesie sukces. Michael to człowiek renesansu. Większość ludzi nie umie robić jednej rzeczy jak należy, a on tworzy, śpiewa, tańczy, rysuje. Do tego inteligencja, wiedza jest ogromna. Nie da się słowami opisać jak bardzo byłam wtedy dumna, że miałam go przy sobie, że on należał do mnie, a ja do niego. 
   Siedzieliśmy od dłuższego czasu we trójkę na podłodze gawędząc o różnych sprawach, gdy nagle do pokoju wpadł Dziadziuś. Zrobił to z takim tupetem, że omal jego laska nie wylądowała na głowie Michaela. 


- Dzieci ratujcie się! 

- Co się stało?! - zapytaliśmy wszyscy naraz, z przerażeniem w oczach. Pali się, powódź, czy złodzieje? - analizowałam w milczeniu wszystkie możliwości.
- Laura!Victor zmierza na górę, do twojego pokoju!
- O rany! Holender! Michael musisz się gdzieś ukryć!
-Do szafy! - szybko wskazał kryjówkę Andrew. Mike pospiesznie schował się pomiędzy moimi ubraniami (Na szczęście miałam wtedy tam poukładane i nie narobiłam sobie wstydu!), a ja z bratem zaczęliśmy ogarniać pokój. Po chwili przed nami stanął, dobrze znany nam blondyn. Jego mina nie wyglądała na zadowoloną, do tego wparował do pokoju bez pukania, omal nie potrącając po drodze Dziadka. 


- Cześć Victor. Nie spodziewałam się twoich odwiedzin.  -starałam się być miła, ale ciężko było mi ukryć moje zdenerowanie zaistniałą sytuacją. Co cię do mnie sprowadza?

- Mam już ciebie dość! 
- Nie rozumiem, co ja ci takiego zrobiłam?
- Właśnie chodzi o to, że nic nie robisz! Nawet nie jesteś w stanie od pół roku powiedzieć z kim się spotykasz, nie wspominając  o tym, że robisz to po kryjomu. 
- Kolegujemy się, to wszystko.Nie jestem zobowiązana do zdradzania ci wszystkiego. Chociaż to ty nie jesteś dla mnie ostatnio zbyt miły. - starałam się być spokojna, chociaż przez głowę przechodziły mi czarne myśli, sugerujące że Victor wie o Michaelu i wkrótce to wszystkim rozniesie. 
- Nie dość, że masz mieszkanie za tak niską cenę, a ty nie jesteś wstanie powiedzieć o podstawowych rzeczach? Zero wdzięczności. Powinnaś liczyć się z tym, że skoro z ojcem udzielamy ci takich promocji, ty powinnaś się odwdzięczyć!
- Niczego ci nigdy nie obiecywałam.
- Ale mogłaś się domyśleć. Tyle razy próbowałem się do ciebie zbliżyć. Ze mną miałabyś życie jak księżniczka, a ty pewnie znalzłaś sobie jakiegoś życiowego niedoroba! - bardzo bolały mnie słowa Victora. Na dłuższą metę okazał się on zupełnie innym człowiekiem niż przypuszczałam na początku. - W każdym razie jutro z twoją przyjaciółką zabieracie wszystkie rzeczy i doprowadzacie mieszkanie do idealnego porządku! Nie będziecie już żerować na innych! 
- Na nikim nie żerujemy, to była wasza oferta. Zresztą masz rację. Najlepiej będzie jeśli my się wyprowadzimy, a ty przestaniesz mnie odwiedzać. 
- Spierdalaj! Moja noga już tutaj nie stanie! - rzucił na "pożegnanie". Po czym w progu dodał:Ty i ten twój kochaś nieźle się kamuflujecie. Nie raz próbowałem was wypatrzeć, ale na próżno. Jest z wami aż tak źle, że wstydzicie się pokazać?
- To ty mnie śledziłeś?!- zawołałam zszokowana ale Victor już opuścił pokój. Opadłam zdenerwowana na łóżko, ręce zaczęły mi dygotać. Nie mogłam zrozumieć  czemu mnie tak traktował. Tak ciężko  było mi uwierzyć, że kiedyś uważałam go za przyjaciela. Zawsze bardzo przeżywam zawody na ludziach, długo analizuję co mogłam zrobić by było lepiej, jakie błędy popełniłam. Na szczęście już po chwili poczułam, że jestem w objęciach Michaela. Jego ciało i dźwięk bijącego serca momentalnie mnie uspokoiło. 
  Kolejny dzień spędzony z MJ, był dla mnie nową, ważną lekcją. Ta mówiła, że trwanie z ukochaną osobą w trudnych chwilach jest bezcenne...


Billie&Diana






wtorek, 3 czerwca 2014

Opowiadanie część 24!

Hej Kochani!
Na wstępie przepraszam Was wszystkich! Mam zepsutego laptopa, a z komputera brata mogę korzystać tylko czasami. Dlatego mam zaległości w czytaniu Waszych blogów i w pisaniu. Jedynie udaje mi się kontrolować naszą stronkę na FB. Mam nadzieję, że mi wybaczycie. Obiecuje, że jak tylko mój komputer wróci do życia od razu nadrobię zaległości! Miłego czytania. Mam nadzieję, że wam, się spodoba!

Billie



      Wciąż tkwiłam w obięciach Michaela. Nadal w to nie wierzyłam. Czy to na pewno nie sen? Michael chyba wyczuł co mi chodzi po głowie, bo tylko mocniej mnie przytulił.


- Wiesz...Nie mogę uwierzyć w to co się stało. Zawsze tego pragnąłem, ale nie sądziłem, że to się może wydarzyć w rzeczywistości.

- Naprawdę zawsze tego chciałeś?
- Oczywiście, że tak. Kocham Cię odkąd pamiętam, ale nie potrafiłem zdobyć się na to wyznanie... 
- Mam to samo. Bałam się, że zrobię z siebie pośmiewisko, a ty mnie odtrącisz.
- Bardzo się cieszę, że mamy to już za sobą. Teraz jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie!
- Ja też! Mam ochotę wykrzyczeć to całemu światu!
- A no tak... Musimy na ten temat porozmawiać.... Lauro, kocham cię i wiesz to. Ale uważam, że media nie powinny się o Nas dowiedzieć. I broń Boże nie chodzi o to, że się Ciebie wstydzę, czy coś w tym stylu. Nawet tak nie myśl. To dla Twojego dobra. Media są okrutne, nie dawaliby nam spokoju. Mogli by zniszczyć ci życie i nasz związek. A tego bym nie zniósł. - tłumaczył.
Z jednej strony pojawił się we mnie smutek. Tak bardzo go kocham i teraz kiedy wreszcie mogę okazywać mu to uczucie, nie mogę tego robić wszędzie. Oczywiście, ze rozumiałam to co powiedział. Miał w tym sporo racji. Media by nas zniszczyły. Sama też nigdy nie wyobrażałabym sobie sytuacji, w której jestem obserwowana, fotografowana, publicznie obgadywana. Ale fakt, że na ulicy nie mogę się do niego przytulić lub trzymać go za rękę w jakiś sposób mnie przygnębiał. Mimo to powiedziałam:
- Wszystko rozumiem. Naprawdę. Będę się Tobą cieszyć w samotności. - mówiąc to dałam mu buziaka w policzek. - Może to nam nawet wyjdzie na dobre. Cieszmy się tym co mamy.I oczywiście powiem gadule Stacy, żeby nikomu nie mówiła. 
 Tak sie cieszę, że zrozumialaś! 
W tym momencie drzwi sie otwarły, a do mieszkania wparowała Stacy.
- Moje gołąbeczki wreszcie razem! - krzyknęła widząc mnie i Michaela na kanapie. - Nareszcie! Myślałam głuptasy, że już nigdy sobie tego nie powiecie! Dobra ja tylko zabiorę kilka potrzebnych rzeczy i juz mnie nie ma. Nie mozna wam przeszkadzac! - zasmiała się. Stacy od zawsze była zakręcona, chaotyczna, roztrzepana, zapominalska i trochę niezdarna. Czasami zastanawiałam sie czy ona kiedyś nie zgubi własnej głowy. Ale własnie taką ją kochałam. Na tym polegał jej urok. 
- O, juz mam wszystko. No to idę. - Wychodząc przyjaciółka odwróciła się jeszcze na chwilę i puszczajac do nas oko powiedziała - Tylko grzecznie! Jestem za mloda na bycie ciocią! 
- Stacy! - powiedzieliśmy równócześnie z Michaelem, a poduszka z kanapy powędrowała w stronę smiejącej się dziewczyny. Kiedy drzwi się za nią zamknęły wtulilam się mocniej w Michaela.
- Teraz wszystko zmieni sie na lepsze - szepnęłam.
- Wiem to. Bo jesteś przy mnie i nie ważne co będzie się działo. Razem damy radę.


- Wiesz, chciałabym wyjaśnić moje zachowanie wobec Diany. Po prostu myślałam, że Ty i Ona... że Wy... - jąkałam się strasznie, nie wiedząc jak wszystko ubrać w słowa. 

- Hej! Ja i Diana to tylko przyjaźń. Ona jest dla mnie jak matka. Tak było, jest i będzie. Nie masz się o co martwić. Ale rozumiem Cię z tą zazdrością. Ja się bałem o tego całego Victora. 
- Nie masz się o co martwić. Moje serce należy tylko do Ciebie.
- Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę z tego powodu!


Tak trudno było mi się tego dnia rozstać z Michaelem. Może to głupie, ale bałam się, że jak już wyjdzie to nie wróci. Niestety czas spotkania tamtego dnia dobiegł końca, a ja musiałam wpaść jeszcze do domu. Mimo że dopiero kilka godzin wsześniej z tamtąd wróciłam.

Jadąc do rodzinki postanowiłam, że o mojej nowej, wyjątkowej relacji powiem tylko Dziadziowi. On jako jedyny wiedział o moich sercowych problemach, a w dodatku rozumiał mnie lepiej niż niejeden rówieśnik. Kocham całą moją rodzinę, ale na tą chwilę im mniej osób wie o tym związku tym lepiej. Wiem, że jeśli kiedyś się dowiedzą, zrozumieją dlaczego postąpiłam tak a nie inaczej. 
W domu zastałam tylko kochanego staruszka, który od razu zauważył, że coś jest na rzeczy.


- Mów dziecko, wygrałaś na loterii? - zaśmiał się. Zauważyłam, że chyba już uspokoił myśli związane ze stanem wojennyn i powrócił mu humor.

- Nie, a dlaczego pytasz? - droczyłam się z nim.
- Nie udawaj. Nie pamiętam kiedy ostatnio byłaś tak szczęśliwa. - przytulił mnie na powitanie.
- Michel wreszcie wyznał co do mnie czuje. Nie pozostałam dłużna i też powiedziałam co skrywam w sercu. I 
Masz rację Dziadziu. Jestem bardzo szczęśliwa!
- Oj dzieci! Cieszę się twoim szczęściem. Dobrze, że już nie dusicie w sobie tych emocji. To było dla was bardzo niezdrowe. 
- Wiem dziadziu. Też się strasznie cieszę. Byłam bardzo zaskoczona. Michael przyjechał bez uprzedzenia, Stacy to wszystko zaplanowała.
- Poczciwa Stacy. Uwielbiam tą spryciulę. Podziękuj jej ode mnie. Bez niej nie wiadomo jak długo jeszcze byście zwlekali z tą rozmową.
- Znasz mnie. Pewnie nie odważyłabym się nigdy. 
W tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Siedź dziadziu. Ja otworzę. - ruszyłam do drzwi. Byłam bardzo zdziwiona, kiedy w drzwiach zobaczyłam Victora.
- Victor? Co Ty tutaj robisz?
- Zobaczyłem, że przyjechałaś. Stęskniłem się. Pomyślałem, że nie mogę zmarnować takiej okazji, więc przyszedłem.
- Em... miło z Twojej strony. Wejdź, wejdź.- zupełnie nie wiedziałam co robić. Podejrzewam, że Victor chciałby czegoś więcej niż przyjaźni ale nie ja. W dodatku odniosłam wrażenie, że musiał podążać za mną już z miasta, ponieważ on przecież nie pochodził z Gary. Serce zabiło mk mocniej, na myśl, że mógł widzieć Michaela.
- Jak się czujesz? - zapytał.
- Bardzo dobrze, dziękuję. A Ty?
- Hej, coś jest na rzeczy. Jakaś spięta jesteś? Coś się stało? Mi możesz powiedzieć. - mówiąc to przysunął się bliżej i mnie objął. Wyrwałam się delikatnie z tego uścisku.
- Wszystko w porządku.
- Dlaczego ode mnie uciekasz? Myślałem, że między nami coś będzie...
- Victor bardzo cię lubię, naprawdę. Ale moje serce należy do kogoś innego i jestem z Nim szczęśliwa. Chcę, żeby tak zostało. 
- Co? Jak to z kimś innym? - chłopak aż wstał.
- No tak... - nie bardzo wiedziałam co powiedzieć. Nie obiecywałam mu związku i nie rozumiałam jego oburzenia.
- A co ze mną?! 
- Viktor uspokój się. Nie obiecywałam Ci niczego więcej. Jesteś bardzo dobrym przyjacielem....
- Przyjacielem? Nie tego chciałem! - zaczęłam się denerwować. Vicotr był na tyle głośny, że aż dziadziuś przybiegł zobaczyć co się dzieje.
- Młodzieńcze, powinieneś już iść. - powiedział szorstko.
- Najpierw niech ona się wytłumaczy.
- Moja wnuczka powiedziała Ci już wszystko co powinieneś wiedzieć. Teraz wyjdź. Nie jesteś tu mile widziany na chwilę obecną. - Kochany staruszek, którego znałam zamienił się w silnego i stanowczego mężczyznę. Pozytywnie mnie zaskoczył.
- Myślałem, że jesteś inna... - chłopak mówiąc to, odwrócił się na pięcie i wyszedł. 
- Dziękuje Dziadziu. Nie spodziewałam się tego po nim....
- Ludzie bywają bardzo nieprzewidywalni. Jednego dnia są potulni jak baranki, a już następnego dnia dostrzeżesz ukrytego w nich wilka. Uważaj na siebie dziecko. - Dziadziuś mocno mnie przytulił. Byłam mu na prawdę wdzięczna, za wszystko. 


Billie&Diana