Hej Kochani! Wybaczcie, że notkę dodaje z opóźnieniem. Obie z Dianą ciągle jesteśmy w rozjazdach i nieustannie się mijamy. Długo nie miałam dostępu do komputera. Mam nadzieję, że ta notka wam to wynagrodzi. :) Dziękuję Dianie za pomoc. Ta część powstała wspólnie z Nią.
PS: W lipcu minął rok odkąd prowadzimy bloga. Chciałybyśmy wam bardzo podziękować za obecność. Dla takich czytelników jak wy warto pisać! Dziękujemy, że jesteście!
Billie&Diania
PS: W lipcu minął rok odkąd prowadzimy bloga. Chciałybyśmy wam bardzo podziękować za obecność. Dla takich czytelników jak wy warto pisać! Dziękujemy, że jesteście!
Billie&Diania
Jadąc do szpitala w głowie miałam najczarniejsze scenariusze. Nie wiedziałam nic oprócz tego, że miał wypadek. Nawet nie wiedziałam czy żyje. Wiedziałam tylko jedno. Teraz nie liczyło się nic, ani nikt. Tylko On. Chciałam już być przy Nim. Wiedzieć, że jest cały i nic mu nie będzie. Z minuty na minutę byłam coraz bardziej zdenerwowana. Ruch uliczny powodował, że wraz z upływem czasu stawałam się strzępkiem nerwów. Dlaczego zawsze jest tak, że kiedy najbardziej zależy nam na czasie, zawsze coś musi stanąć na przeszkodzie? Tak też było i tego dnia. Najpierw utknęliśmy w korku, a potem przez centrum wlekliśmy się za emerytem który jechał około trzydzieści kilometrów na godzinę. Mimo emocji nie krzyczałam, tylko nerwowo spoglądałam na Andrew'a który sam bardzo się martwił, chciał jak najszybciej dojechać na miejsce, jednak los jak zwykle musiał płatać figle. W końcu udało się nam dotrzeć na miejsce. Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Przed szpitalem panował okropny harmider, na około biegały tłumy ludzi. Fotoreporterzy, fani i jeszcze Bóg wie jakie przybłędy. Widząc co się dzieje mój brat postanowił poczekać w samochodzie, a ja sama podjęłam próbę przedostania się przez rozwrzeszczany tłum.
Wchodząc do budynku nie wiedziałam gdzie się udać. Podeszłam do recepcji.
- Przepraszam. W której sali leży Michael Jackson?
- Jest Pani z jego rodziny? Jeśli tak potrzebuję odpowiednie dokumenty potwierdzające tożsamość.
- Nie, to znaczy prawie. Jestem jego przyjaciółką.
- Przykro mi, ale takich informacji udzielamy tylko rodzinie. Pan Jackson jest znaną osobą i nie Pani pierwsza podaje się za jego przyjaciółkę. Przepraszam, muszę już iść.
Byłam zawiedziona. Co prawda mogłam się tego spodziewać. Kto normalny udzieliłby takich informacji? Mój chłopak jest znany na cały świat. Tłum jego fanów koczuje pod szpitalem. A ja głupia wchodzę i mówię, że chce się z nim zobaczyć. Zupełnie tego nie przemyślałam. Niestety w sytuacji w której się znalazłam zupełnie straciłam głowę, nie potrafiłam podjąć żadnej przemyślanej, rozsądnej decyzji. Mało brakowało, abym usiadła i rozpłakała się na środku holu ze strachu i bezsilności. Postanowiłam jednak wziąć się w graść, nie dla siebie, ale dla Michaela. Szłam przed siebie na oślep, licząc na cud.
W pewnym momencie, na końcu korytarza dostrzegłam Katherine Jackson. Serce mocniej mi zabiło. Pobiegłam w jej stronę.
- Co z Nim? - zapytałam zdenerwowana.
- Operują go. - łza pociekła jej po policzku.Pode mną ugięły się nogi. Opadłam na najbliższe krzesło. Chciałam poznać się więcej szczegółów od mamy Michaela, dowiedzieć się co się tak naprawdę stało, na ile stan osoby którą kocham najbardziej na świecie jest poważny. Niestety we wszystkim przeszkodziła mi pseudo rodzina Michaela. Pewnie pomyślicie, że przesadzam z tym określeniem. Nie! Zdecydowanie nie. Co z tego, że są z nim powiązani biologicznie? Nie mają nic wspólnego z prawdziwymi braćmi. Michael od zawsze był dla nich dobrą okazją do wypromowania się, nie mówiąc już o "ojcu".
- Co ona tutaj robi? - usłyszałam okropny głos Josepha.
- Tak jak my, martwi się o Michaela. - broniła mnie jego matka.
- To nie jest Twój interes. Wynoś się stąd!
- Nie wyjdę dopóki nie dowiem się jak on się czuje! Mam prawo to wiedzieć!
- Nie należysz do naszej rodziny! Więc żadne prawa cię nie obowiązują!
- On jest moim przyjacielem! Dowiem się jak on się czuje i zniknę wam z oczu.
- Wynoś się stąd! Myślisz, że jesteśmy idiotami? Wiadomo o co ci chodzi. Za chwilę pójdziesz i ogłosisz wszystko gazetom i zrobisz z naszej rodzinnej tragedii niezły interes. - Jermain kibicował ojcu. Nie rozumiałam tej ich nienawiści do mnie. Nic im nie zrobiłam. Po prostu martwiłam się o ich brata.
- Nie... Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Nie jestem taka jak wy. Mi na pieniądzach nie zależy.
-Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam i przyłożę tej rozwydrzonej dziewusze! - Joseph wpadł w szał, na szczęście z kłopotów uratował mnie lekarz.
- Szpital nie jest miejscem do kłótni. Leżą tu chorzy, którzy potrzebują spokoju. Rodzinne przepychanki proszę załatwiać poza szpitalem.
- Panie doktorze, co z moim synem? - zapytała zdenerwowana Katherine.
- Operacja się już zakończyła. Pan Jackson doznał poparzeń III stopnia i niezbędny był przeszczep skóry. Na szczęście udało nam się go wykonać. To w jakim stopniu poparzenia odbiją się na jego wyglądzie i zdrowiu dowiemy się w najbliższej przyszłości. W każdym razie Pan Jackson jest w ciężkim stanie, posiada naprawdę głębokie rany.
- Czy można go zobaczyć? - wypaliłam.
- Na razie wybudzamy go z narkozy. Dostał też dużą dawkę środków przeciwbólowych. Ale myślę, że za 30 minut będzie można z nim porozmawiać. Prosiłbym jednak o stosunkowo krótkie spotkanie. On musi teraz odpoczywać.
- Dziękujemy doktorze. - Gdy tylko lekarz się oddalił Jermaine znowu na mnie naskoczył.
- Słyszałaś? Już wiesz co z Nim. Możesz sobie iść. Tam są drzwi! - mówiąc to odwrócił się na pięcie i razem ze swoim ojcem odszedł.
- Dziecko, najlepiej będzie jeśli teraz pójdziesz. Nie chcemy przecież, żeby Michael się denerwował. Ale przyjdź wieczorem. Męża i syna już nie będzie. -szepnęła do mnie mama ukochanego.
- Dobrze... Dziękuje Pani. - byłam rozczarowana i zła. Jak mogli mnie tak potraktować? Przecież chciałam jak najlepiej dla Michaela. Wiem, że ja również się uniosłam, ale nie mogłam sobie pozwolić by bezpodstawnie mnie obrażali. Dobrze, że chociaż jego matka stała po mojej stronie.
Przed szpitalem czekał na mnie Andrew. Z daleka było widać, że był bardzo zaniepokojony. W końcu od dłuższego czasu znów bardzo się przyjaźnili.
- I co z Nim?
- Jest o operacji. Poparzenia III stopnia. Konieczny był przeszczep. - mówiłam krótkimi zdaniami, nie miałam już na nic siły.
- O matko... Widziałaś się chociaż z Michaelem?
- Jego braciszek mi nie pozwolił. Pani Katherine powiedziała, żebym przyszła wieczorem kiedy ich nie będzie. Mam do ciebie prośbę. Podwieziesz mnie? Chyba nie jestem w stanie dziś prowadzić...
- Bezczelni. Chociaż ona jest normalna. Oczywiście, zawsze możesz na mnie liczyć siostrzyczko.
-Dziękuję, kocham cię. - po tych słowach wtuliłam się w ramiona mojego wspaniałego brata. W tamtej chwili nie potrzebowałam nic innego tylko szczerego uścisku.
***
Dzień dłużył mi się jak nigdy. Postanowiliśmy, że nie będziemy wracać do domu, tylko pojedziemy do jakiegoś sklepu. Kupiłam dla Michaela kilka owoców, soki i coś słodkiego. Nie mogłam wytrzymać. Chciałam za wszelką cenę być już w szpitalu. Przy Nim. Odliczałam każdą minutę. Z drugiej jednak strony, kiedy już trochę ochłonęłam zaczęłam zastanawiać się, czy właściwie Mike będzie chciał mnie widzieć. Przecież nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku tygodni. Bałam się, że on już nie potrzebuje mnie, lecz Brooke. Przez chwilę myślałam, że stchórzę i wrócę do domu. Na szczęście pragnienie zobaczenia go, troska i tęsknota okazały się silniejsze niż strach. Przecież on wciąż był najważniejszą osobą w moim życiu!
Dlatego też, kiedy wreszcie nastała odpowiednia godzina, biegłam jak szalona na spotkanie z Panią Katherine. Wiedziałam już, w której leży sali dlatego od razu skierowałam się w tamtą stronę. Stanęłam przed drzwiami. Położyłam dłoń na klamce, nacisnęłam i weszłam do środka. Łzy poleciały mi po policzkach. Wszystkie duszone emocje nie tylko w czasie tego potwornego dnia, ale ostatnich kilkunastu dni w końcu się uwolniły. Właśnie gdy zobaczyłam go w takim stanie jeszcze lepiej uświadomiłam sobie, jak bardzo go kocham. Wyglądał okropnie. Całą głowę owiniętą miał w bandaże. Oczy podpuchnięte i zamknięte. Widać było, że cierpi i jest bardzo zmęczony.
- Michael? - szepnęłam. Lekko uchylił powieki.
- Laura... Jak dobrze, że jesteś.
- Tak bardzo się o Ciebie martwiłam. - podeszłam do jego łóżka i usiadłam. Miałam ochotę go dotknąć, jednak nie chciałam zadać mu kolejnego bólu. - Co się stało?
- Do końca sam nie wiem... Wychodziłem na scenę. Skupiałem się tylko na tym. Chciałem jak najszybciej nakręcić tę reklamę i wrócić do domu, miałem złe przeczucia. Nagle poczułem zapach palonych włosów, a za chwilę przeszywający całe ciało ból. Potem leżałem w karetce. Następne co pamiętam to szpital... - mówił szeptem. Wiedziałam, że każde słowo było dla Michaela ogromnym wysiłkiem.
- Przepraszam, że nie było mnie wcześniej. - nie chciałam mu mówić o sytuacji z Jego rodziną. Nie teraz.
- Nic nie szkodzi. Ciesze się, że tu jesteś. - wtedy dostrzegłam, że mój ukochany lekko poruszył dłonią. Od razu zrozumiałam. Pospiesznie, ale delikatnie spletliśmy palce.
- Tak bardzo chciałabym Ci pomóc.
- Pomagasz. Swoją obecnością. - uśmiechnęłam się. - Lauro... chciałbym Cię przeprosić. Za tą sytuację z Brooke...
- Ciśś...Przestań. -subtelnie dotknęłam dłonią jego ust. To już nie ważne. Nie mów nic więcej. Zdaję sobie sprawę, że każde słowo jest dla ciebie ogromnym wysiłkiem.- Teraz musimy skupić się na tym, żebyś poczuł się lepiej. - po tych słowach skierowałam dłoń na jego policzek, potem podbródek. Nie mogłam się powstrzymać. Dopiero kiedy byliśmy tak blisko siebie, uświadomiłam sobie jak bardzo za nim tęskniłam. Michael przymknął oczy.
- Oj.. przepraszam. Boli cię, prawda? - momentalnie oderwałam rękę.
-Nie... Brakowało mi twego dotyku. Pocałuj mnie. - spojrzałam na niego z czułością, po czym nachyliłam się w jego stronę i prawie niewyczuwalnie dotknęłam swoimi wargami jego.
- Miałeś już nic nie mówić - uśmiechnęłam się.
- Pozwól.. Ostatnie słowo...
- Zastrzegam, ostatnie!
- Kocham Cię. - tym sposobem Mike po raz kolejny doprowadził mnie do łez. Nie były to jednak łzy strachu lub smutku, lecz SZCZĘŚCIA.
- Ja ciebie jeszcze bardziej Michael.
Biedny Mickey :( Tak mi Go szkoda. Oby szybko z tego wyszedł
OdpowiedzUsuńŚwietna Notka :) Cieszę się, że Laura i Michael pogodzili się. Przecież się kochają :)
Pozdr. Lolkaaa
Mickey? Mike. Mickey to jest Mouse u Disneya
UsuńA Mickey to zdrobnienie od Michael.
UsuńMyszka Mickey = Myszka Michael. Proste, nie?
Oh, wzruszyłam się ;') Biedny Mike ... ;c Ale cieszę się, że już się pogodzili <3 Czekam z niecierpliwością na następny rozdział :*
OdpowiedzUsuńJejku. Biedny. Niech szybko zdrowieje. I niech już między nim i Laurą będzie dobrze.
OdpowiedzUsuńBoska notka czekam z niecierpliwością na kolejną.
Biedny Michael :( Mam nadzieję że już wszystko będzie dobrze. I to jak się pogodzili z Laurą było bardzo wzruszające, mam nadzieję że to tylko umocni ich związek :)
OdpowiedzUsuńŚwietna notka, czekam na następną część <3
Świetny i naprawdę poruszający rozdział. Szkoda Michaela, ale jedyną dobrą stroną wypadku jest, że pogodzili się z Laurą. Teraz znów nie będę mogła doczekać się następnego rozdziału :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Magdalena
Szkoda, że taki krótki ten rozdział. Ale bardzo treściwy :)
OdpowiedzUsuńTak to już bywa, że musi stać się coś złego, żeby człowiek schował dumę i urazę do kieszeni i przypomniał sobie, co jest naprawdę ważne. Dobrze, że się pogodzili :D
Czekam na ciąg dalszy.
Byle szybko ;)
Pozdrawiam.
To prawda, rozdział naprawdę był bardzo poruszający. Nie przesadzajmy z tą długością, Martynka. Przecież wiesz, jak czasem ciężko znaleźć czas na napisanie czegoś dłuższego.
OdpowiedzUsuńZrozumiałam coś dzisiaj, po przeczytaniu tej notki. Tak naprawdę mało już jest opowiadań, które są oryginalne i nie polegają tylko na słodko spędzonych chwilach Mike'a i głównej bohaterki. Podziwiam, że już tak długo istnieje, a nadal tak wciąga.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
Pozdram. Martuś.
Widok Michaela całego w bandażach musiał być straszny i heartbreaking ;( . super jest końcówka 'ja cię bardziej'. klasyczny tekst Michaela 'i love you more'. zerżnął to od Laury?
OdpowiedzUsuńFajnie że swoje opowiadania opieracie na faktach.
OdpowiedzUsuńWaszego bloga znalazłam trzy dni temu a już zdążyłam bardzo go polubić.
OdpowiedzUsuńFanką Michaela zostałam... tydzień temu. Zaczęłam o nim czytać, słuchać jego piosenek i uwielbiam go. Bardzo żałuję, że nie pamiętam go za życia jednak tyle po sobie zostawił! Był, jest i pozostanie KING OF POP!!!