sobota, 17 maja 2014

Wasze rysunki - wydanie drugie.

Cześć Kochani!
Na wstępie chcę bardzo podziękować Dianie za to, że zajęła się blogiem. Miałam problemy z komputerem i nie byłam wstanie zająć się blogiem. Na szczęście wszystko już wróciło do normy i zabieram się do nadrabiania zaległości. 
W dzisiejszej notce drugie wydanie waszych rysunków! Pamiętajcie, że cały czas możecie wysyłać do nas swoje prace na email: julkaxp95@gmail.com albo w prywatnej wiadomości na naszej stronie na facebooku: O tu. :)

To zaczynamy! 

1. Kamila Węgierska! 




2. Kamila Węgierska 


3. Marta Woroniak


4. Marta Woroniak


5. Marta Woroniak 



6. Marta Woroniak



7. Netherralmadness


8. Netherrealmadness

9. Zuzanna Jackson


10. Aneta


11. Aneta



12. Aneta



Enjoy! 

~ Billie





sobota, 10 maja 2014

OPOWIADANIE! -część 23



     Hej! W ramach rekompensaty za długą nieobecność, wrzucam kolejną część opowiadania. Dedykuję ją wszystkim czytelnikom, zarówno nowym, jak i starym. Dziękuję, że jesteście! Nie zanudzam Was, tylko zachęcam do czytania i komentowania.
Kochani, pozdrawiam z całego serca! :)
Diana

P.S
Na prośbę jednej z naszych czytelniczek wstawiam małe ogłoszenie:

      Mam na imię Karolina i mam 16 lat. Interesuję się żużlem i muzyką. Lubię czytać książki. Może właśnie przez to dużo osób mi mówi, że potrafię pisać ładne opowiadania. xD Michael'a słucham od Świąt Bożego Narodzenia. To właśnie wtedy pierwszy raz od początku do końca oglądnęłam 'This Is It'. I tak znikąd coś mnie tknęło i zaczęłam słuchać jego muzyki. Nie jestem jakąś psychofanką która uważa go za Boga ale zwykłą fanką która podziwia go za to kim był i co robił. A w razie potrzeby bronię go gdy ktoś go bezpodstawnie obraża. Dlatego tak bardzo lubię wasz blog. Piszecie prawdziwie i szczerze. Nawet wasze opowiadanie wygląda jak wyjęte z jego życia. Jak wspomniałam, napisałam kilka opowiadań ale przez moją mamę która złapała trojana wszystko zniknęło. Były to teksty na tyle długie że planowałam założyć bloga ale teraz stwierdziłam że nie uda mi się już napisać tego wszystkiego tak samo. Dlatego poszukuję drugiej osoby która pomoże mi, da jakieś nowe pomysły, czasami pogada. Na blogu chciałabym tylko zamieszczać opowiadania. Byłaby to tematyka tylko i wyłącznie o Michael'u. Jeśli potrzeba jeszcze jakiś  informacji to mówcie. Sorki że się tak rozpisałam ale ja tak mam. Lubię dużo mówić. :D


- Cześć Mamusiu! - ucałowałam mamę w policzek na powitanie.
- Witaj dziecko! Jak ja się za tobą stęskniłam! - w ramiona rzuciła mi się moja, kochana rodzicielka. Mimo że ze swojego mieszkania korzystałam już od ponad dwóch miesięcy, mama wciąż nie mogła przyzwyczaić się to tego, że w domu jestem tylko w weekendy i to nie każde. Sama też czasem miałam ochotę nie wracać do miasta, na uczelnię, tylko grzać się w rodzinnym gniazdku. Chwilami bardzo tęskniłam za domem, za tymi beztroskimi latami dzieciństwa, chociaż wiedziałam, że one nigdy  nie powrócą.
- Zawsze mi to powtarzasz.- dodałam z radością.
- Bo zawsze to samo czuję! Philip strasznie za tobą nudzi, już od dwóch dni. Musisz się z nim w końcu porządnie pobawić.
- Bardzo chętnie... Tylko wiesz mamo... Ja przyjechałam dzisiaj tylko na chwilę i za kilka godzin muszę wracać na mieszkanie.
-  Dlaczego?! Coś się stało. - spytała z przerażeniem w oczach.
- Nie, skąd. Mam masę nauki. Po ostatnim przeziębieniu narobiło mi się trochę zaległości u Crown'a. Mówiłam ci jaki on jest i nigdy mi nie odpuści. Teorii nikt za mnie nie wykuje. -wyjaśniłam, z rezygnacją w głosie.
- Chodźmy do kuchni, tam spokojnie porozmawiamy.- zaproponowała mama, wieszając mój prochowiec, jakbym była małą dziewczynką.

-Czasem zastanawiam się czy nie zacząć jakiegoś drugiego kierunku. - zwierzyłam się mojej rozmówczyni, popijając gorącą kawę z mlekiem.
- Jesteś dopiero na drugim roku. Już zmieniłaś plany? Zresztą sztuka to ciężki kierunek, nie wiem czy poradziłabyś sobie z kolejnym obowiązkiem.
- Czasem mam wrażenie, że wybrałam tę akademię tylko z powodu moich zainteresowań, nie patrząc na perspektywy pracy. Do tego Crown niszczy mi psychikę.
- Nie możesz zmienić profesora?
- Nie bardzo. Zresztą on jest podobno jednym z najlepszych w Stanach Zjednoczonych. Starsi studenci naprawdę go sobie chwalą. Nie przeczę, jest profesjonalistą, ale on zwyczajnie się na mnie uwziął. Nie mam pojęcia dlaczego...
- Może na początku pyskowałaś? Wiem, że czasem niestety masz niewyparzony język. - zaproponowała mama z ironią w głosie.
- Nie, skąd. Do profesorów mam szacunek. Jeśli mnie wkurzą, czasem wyzywam ich, ale pod nosem.
- Cała Laura! - do rozmowy wtrącił się, dobrze mi znany głos. Tata wszedł do kuchni, odłożył gazetę na półkę i podarował mi buziaka w policzek.
- Cześć tatusiu!
- Witaj kochanie. - odpowiedział mi, jednak po chwili skierował wymowny wzrok na mamę, co od razu wydawało mi się podejrzane. - Agnelika, powiedziałaś jej już?
- Masz na myśli, mojego tatę? - zapytała swojego męża mama, po czym jej mina całkowicie spoważniała.
- Co się stało?! Co z dziadkiem?! - zerwałam się z krzesła. Byłam bardzo zdenerwowana, bałam się, że znów stało się coś złego.
- Spokojnie. Po prostu powinnaś iść do jego pokoju i z nim porozmawiać. Od wczoraj jest taki... hmm nieobecny.
- Dlaczego? - zapytałam nieco spokojniej, wciąż dalej nic nie rozumiejąc. Tata w odpowiedzi położył przede mną popularny, amerykański co dziennik. W rogu jednej ze stron dostrzegłam mały komunikat, mówiący, że w Polsce ogłoszono stan wojenny. Głośno przełknęłam ślinę, ponieważ zdałam sobie sprawę, jak może teraz czuć się mój dziadziuś. Pospiesznie opuściłam kuchnię i pobiegłam do małego, przytulnego pokoiku znajdującego się na końcu korytarza. Czułam, że dziadziuś ma wielkiego doła i zdawałam sobie sprawę dlaczego, jednak miałam nadzieję, że sam opowie mi o swoich uczuciach, wygada się, co sprawi mu ulgę. Cichym głosem odpowiedział: "Proszę", co pozwoliło usiąść w jego kolanach. Spojrzałam na jego smutne oczy i podałam swoją dłoń. 
- Mi również jest przykro. Nie możesz się tak nieustannie zamartwiać.
- Dziecko, zrozum. Polska to ojczysty kraj mojej ukochanej kobiety, kobiety mojego życia. Jestem pewien, że gdyby twoja babcia żyła, serce by jej pękło. Nawet nie wiesz jak wszystko przeżywała, gdy była II wojna światowa. Tutaj się o tym nie mówi, ale dzięki korespondencji z kuzynką babci, ciocią Wandą, wiem co tak naprawdę tam się działo i wciąż dzieje. Czekam nad list od niej. Mam nadzieję, że moje najgorsze przeczucia się nie sprawdzą...
- Jesteś niezwykły w tym, że tak przejmujesz się odległym krajem, w którym nawet nigdy nie byłeś. To piękne, że nawet w taki sposób pokazujesz jak ważna była dla ciebie babcia. Żałuję, że jej nie pamiętam.
- Była i jest. Słowami nie da się opisać jak ja ją kochałem. Już zaczynam tracić nadzieję, że w końcu odwiedzę jej rodzinne państwo, o którym tak wiele mówiła.
- Pojedziemy tam razem! Obiecuję! Ja również zawsze chciałam zobaczyć Polskę! Chociaż na razie na to się nie zanosi, wierzę że wkrótce dobro z prawdą zwycięży i będziemy mogli urządzić sobie rodzinną wycieczkę. - próbowałam wprowadzić pozytywną atmosferę, chociaż sama bardzo zmartwiłam się zaistniałą sytuacją.
- Dziękuję ci za wsparcie, moja kochana wnuczko.Nawet nie wiesz, jak bardzo przypominasz mi twoją imienniczkę. - rzekł ze wzruszeniem, po czym delikatnie mnie objął.
- To ja ci dziękuję. To jeden z najpiękniejszych komplementów, jaki mogłam otrzymać.Twoje zdanie jest dla mnie bardzo ważne. - odparłam ze wzruszeniem, mając łzy w oczach. Porównanie mnie do babci, było dla mnie ogromnym zaskoczeniem, ale również wspaniałą chwilą.


       Będąc już zaledwie kilkanaście metrów od mieszkania, nie marzyłam o niczym innym, jak gorącej herbacie z miodem. Mimo że był początek grudnia, dzień był wyjątkowo zimny, na co szczególnie miał wpływ silny, niesamowicie przenikający wiatr. Szybko zdałam sobie sprawę, że popełniłam błąd ubierając lekki, wiosenny płaszcz. Miałam ochotę, by ten dzień się skończył. Nie dość, że pogoda była do kitu, to jeszcze świadomość, że gdzieś, na innym kontynencie ludzie cierpią, boją się o swoje rodziny, pragną być równo traktowanymi  bardzo mnie przygnębiała.
    Kiedy już siedziałam w swoim pokoiku, niechętnie otworzyłam pierwszą z książek, którą miałam do przeanalizowania. Uczenie się na pamięć historii sztuki, było ostatnią rzeczą, jakiej dzisiaj potrzebowałam. Byłam przekonana, że tego dnia nie może spotkać mnie już nic pozytywnego. Mimo tego postanowiłam być ambitna i przyswoić niezbędną do zdania egzaminów wiedzę. Niestety, a może stety nic z moich planów nie wyszło. Kiedy tylko przejrzałam kilka stron podręcznika, drzwi z tupetem otworzyła Stacy. Ta szalona kobieta nigdy nie potrafiła cicho wejść do mieszkania. Zawsze niemal podskakiwałam z wrażenia, gdy wpadała niczym tornado.

- Hejo maleńka! Ty już tutaj?!
- Stacy, bardzo cię proszę, tylko nie maleńka!
- No co?! Przecież jesteś niziutka.  - dogryzła  mi z wielkim bananem na twarzy. 
- Weź, przestań. - ucięłam temat z niechęcią. Chwilowo dopadła mnie jesienna chandra i nie miałam ochoty na żarty, nawet z moją ulubioną wariatką. 
- Wstałaś lewą nogą? Co Ci jest? 
- Widziałaś tę pogodę za oknem? Do tego dziś dowiedziałam się, że w ojczyźnie mojej babci ogłoszono stan wojenny. Najbardziej martwi mnie to, że dziadziuś strasznie się tym zadręcza. 
- O rany... 
- Dobra, koniec smętnych tematów! Widzę, że ty w przeciwieństwie do mnie, masz wyśmienity humor. Domyślam się, że to za sprawą Toma'a.
- Żebyś wiedziała! Mam naprawdę zajebistego faceta! W życiu nie marzyłam o tym, że spotkam kogoś tak wyjątkowego. Troszczy się, szanuje mnie. Do tej pory nie mogę zrozumieć tego, że byłam z Lucas'em. Byłam młoda i głupia, a do tego miałam na oczach założone jakieś czarne klapki.
- Zazdroszczę ci...
- Kochana, ty też lada chwila spotkasz miłość swojego życia. Jestem pewna.
- Taaa... Ty już od dawna kwitniesz we wspaniałym związku, a ja mając już ponad dziewiętnaście lat nie przeżyłam nawet prawdziwego pocałunku. 
- Jak to nie? A ten z Michaelem?
- Błagam cię! Nie przypominaj mi o tym. To była największa kompromitacja w moim życiu. Mam nadzieję, że Mike już tego nie pamięta.
- No dobrze, niech ci będzie. A Victor? Nie da się ukryć, że mu się podobasz. Nie rozumiem czemu ciągle go zbywasz. Jest przystojny, do tego zabawny. Załóżmy, w co wątpię, że Michael nigdy nie odwzajemni twoich uczuć i co będzie? Chcesz zostać starą panną, która nigdy się nawet nie całowała?
- Szczerze? Chyba tak.
- Żartujesz?!
- Najpóźniej za dziesięć lat zamknę się w klasztorze i wszyscy będziecie mieć święty spokój! Poważnie mówiąc, po co mam spotykać się z kimś, do kogo nie czuję nic więcej poza przyjaźnią? Tak jest właśnie z Victorem. Czasem strasznie denerwuje mnie swoją nachalnością i wyszukanymi komplementami. Czy on naprawdę myśli że jestem głupią i naiwną dziewuchą?
- Nie, on po prostu chce cię wyrwać amanckimi sposobami.
- Właśnie one mi się nie podobają. Mam wrażenie, że nie jest do końca szczery. Czasem wydaje mi się, że manipulacją próbuje wpływać na moje decyzje.
- Masz rację, lepiej nie robić niczego na siłę. To nigdy do niczego dobrego nie prowadzi. Właśnie! Zapomniałabym! Kupiłam pyszne czekoladki! To na pewno poprawi ci humor. Zrobię jeszcze dla nas gorącą czekoladę i dzień zakończy się jak tralalala! - Stacy wyciągnęła pudełko ze wspaniałymi, mimo że kalorycznymi smakołykami.  Zanim jednak moja przyjaciółka przystąpiła do działania, usłyszałyśmy dzwonek do drzwi. Wymieniłyśmy się zaskoczonymi spojrzeniami, ponieważ nikogo się nie spodziewałyśmy. 
Ku mojemu, ogromnemu zaskoczeniu, do salonu Stacy wprowadziła Michaela. Gdy tylko go ujrzałam, zerwałam się na równe nogi i chaotycznie przeczesałam palcami włosy. Wyglądał jak zwykle olśniewająco.  Zanim jednak zdążyliśmy się przywitać, wtrąciła się największa wariatka w okolicy.
- Ja was kochani niestety muszę zostawić. Bardzo mi przykro, ale umówiłam się z Tomem. Nie mogę odmówić mojemu przystojniakowi! Laura, w kuchni woda już się gotuje, więc możesz zalać słodkie jak wy czekolady. Papa! - po wysłuchaniu paplaniny Stacy, nie powiedziałam nic, tylko teatralnie uderzyłam się ręką w czoło. Co za świr! Wiedziałam, że wcale nie planowała spotkania ze swoim chłopakiem, ponieważ dopiero co z niego wróciła! Ona natomiast dodała na koniec" "Bawcie się dobrze!" i puściła do mnie oczko. Kiedy tylko zostaliśmy sami, zdezorientowana, pobiegłam szybko wyłączyć czajnik. Gdy przygotowywałam napoje, poczułam że Michael stoi za mną, w dodatku bardzo blisko. 
- Tylko nie próbuj mnie łaskotać, bo się oparzę! -spróbowałam zażartować, by rozładować napiętą atmosferę.
-Nie śmiałbym. - słodko zachichotał Mike, co przyprawiło mnie o dreszcze.
- Dlaczego przyszedłeś bez zapowiedzi? Wiesz, że normalnie powinnam być w domu. Tam miałbyś o wiele bliżej, a ty specjalnie tutaj przyjechałeś. Coś się stało?
- Nic, a nic. - dodał charakterystycznie chichotając.
-  Czyżby Stacy coś wykombinowała? Zabiję ją!
- Oszczędź jej tym razem. Nie miała z moją wizytą nic wspólnego. Jakieś dziwne przeczucie kazało mi tutaj przyjechać. Miałem prawo stęsknić się za moją przyjaciółką, prawda?
 - O cholera, stęsknił się za mną! - pomyślałam. Obróciłam się z dwoma kubkami gorącego napoju, chcąc zanieść je do salonu. Przejście uniemożliwił mi Mike. Nagle stanęliśmy naprzeciw siebie i spojrzeliśmy sobie w oczy. Był to bardzo krótki moment, trwał może ułamek sekundy, jednak spojrzenie Michaela całą mnie przeniknęło. Szybko spuściłam wzrok. Nie chciałam aby zauważył jak działają na mnie takie sytuacje. Poczułam, że ręce zaczynają mi się trząść, dlatego pospiesznie odłożyłam napoje na stolik. 

- Mam wrażenie, że jesteś dzisiaj zestresowana. - powiedział Michael, siadając obok mnie.
- Miałam ciężki dzień. -westchnęłam.
- Coś się stało?
- Byłam dziś w domu. Dowiedziałam się, że w Polsce wprowadzono stan wojenny. Dziadziuś bardzo to przeżywa. Mimo że nigdy tam nie byłam, czuję że jakaś cząstka mnie należy do tego odległego, słowiańskiego narodu. Nie rozumiem, dlaczego w dzisiejszych, cywilizowanych czasach, są jeszcze kraje, które nie są wolne. Ludzie tam są szykanowani za wiarę, poglądy. Dlaczego niektórzy są tak okrutni? Wojna skończyła się już dawno, jednak komunizm został, a zachód kompletnie się tym nie interesuje. Jest mi strasznie przykro z tego powodu, do tego martwię się o mojego staruszka, który od wczoraj nieustannie myśli o babci. To wszystko jest takie trudne... Zaczyna tracić nadzieję, że kiedykolwiek zobaczy Polskę. Ja też  od dawna o tym marzę. Tutaj, w Stanach nikt nie zna potencjału, wspaniałej historii tego państwa. Zapewniam cię, ono jest niesamowite... - gdy skończyłam zwierzać się Michaelowi, dostrzegłam, że nieustannie mi się przyglądał. Jego oczy stały się smutne, straciły blask. Od zawsze był wyjątkowym facetem. Nie zgrywał sztucznie twardziela. Był wrażliwy na cierpienie innych, marzył by zmienić świat. 
- Laura... Obiecuję, że kiedyś zobaczymy Polskę. Razem.
- Naprawdę?
- Mówię poważnie. Objedziemy cały kraj. Odwiedzisz rodzinę babci, której do tej pory nie miałaś okazji poznać. Wierzę, że Polacy doczekają się sprawiedliwości. Żadne zło, żadna dyktatura, ani reżim nie trwają wiecznie. Bóg na to nie pozwoli. Trzeba wierzyć, że jest więcej dobra. - jego słowa, bardzo do mnie trafiły. Dzięki niemu uwierzyłam, że naprawdę kiedyś tam pojadę. Po chwili dotarło do mnie to, że powiedział: "razem". Zaraz, zaraz...  Dlaczego chciałby ze mną pojechać?
- Masz rację Mike, trzeba wierzyć. Naprawdę chciałbyś zobaczyć Polskę?
- Oczywiście, razem z tobą.
- Nie rozumiem, dlaczego miałbyś tam jechać ze mną. Zanim otworzą granice we wschodniej Europie, ty  pewnie będziesz miał już żonę i kilkoro dzieci.  - zaraz po wypowiedzeniu tych słów, miałam ochotę sobie coś zrobić. Jak mogłam palnąć taką głupotę?!  Nic mnie dziś już bardziej nie dobije, niż tylko stwierdzenie Michaela, że mam rację i własnie chciałby przedstawić mi swoją kandydatkę na żonę. Super...
- Nie ukrywam, że marzę o dużej rodzinie.
- Właśnie, dlatego tym bardziej nie rozumiem dlaczego JA miałabym z Tobą wybrać się w podróż po Polce. Twoja żona chyba zatukłaby mnie po drodze. - po chwili zrozumiałam, że powiedziałam coś jeszcze głupszego niż poprzednio, bo zapadła długa, niezręczna cisza. Czemu ja nie umiem normalnie rozmawiać z ludźmi?! A tym bardziej z tymi, na których mi zależy?! Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Wygląda na to, że on na serio ma dziewczynę i w tej chwili ją obraziłam. Postanowiłam już nic więcej się nie odzywać. 

- Marzę o tym, by pojechać z tobą do Polski, ponieważ... cię kocham. - po usłyszeniu tych słów, nie wiedziałam czy ja śnię, czy jestem w niebie, a może mam jakieś halucynacje. Po chwili doszłam jednak do siebie. On robi sobie ze mnie żarty, tak... żarty cholera!
- Kpisz sobie ze mnie?
- Tak to odebrałaś? Hmm.... chyba wiem o co chodzi... O Victora. Przepraszam, nie powinienem tego mówić. Strasznie mi głupio. Nie mogłem jednak już tego dusić w sobie... W sumie co ja sobie myślałem. Co mogłabyś we mnie widzieć. Chyba tylko pryszcze.- nagle Michael zaczął gubić się w słowach. Pierwszy raz widziałam go w takim stanie.
- Jakiego Victora? - spytałam zszokowana. W tamtej chwili dotarło do mnie, że Mike myślał, że z nim chodzę. - Co?! Nie! Żaden Victor! To tylko mój kolega! - zaczęłam gorączkowo wyjaśniać. 
- Ja już chyba powinienem iść... - Michael pospiesznie wstał z kanapy. Wtedy dopiero zaczęłam świadomie funkcjonować. Przecież, on powiedział, że mnie kocha! Zrozumiałam, że to jest jedyna okazja by powiedzieć mu, co do niego czuję.
-Nie! Czekaj! 
- Tak?
- Powtórz to co powiedziałeś, proszę...
- Chyba lepiej nie....
- Błagam cię!
- Eh.... Laura...No dobrze... Kocham cię. 
- Michael! Ja też cię kocham! Kocham cię od kilku lat! Kocham cię jak szalona! Kocham cię za wszystko!
- Co?! Naprawdę? - głos Michaela nagle się ożywił, co dodało mi odwagi.
- Mike... Nie mogę bez ciebie żyć! Już dawno chciałam ci to powiedzieć, ale bałam się odrzucenia.
-Nie mogę w to uwierzyć... - szepnął, po czym podszedł do mnie i objął dłońmi moją twarz. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Pierwszy raz spoglądałam na niego bez kompleksów,nie unikałam jego wzroku. Chciałam by tamta chwila trwała wiecznie. -Nie mogę w to uwierzyć... - powtórzył, po czym dotknął wargami moich ust. Zamknęliśmy oczy, a serca zaczęły bić jak szalone. Objęłam jego biodra, a on rękoma głaskał moje rumiane policzki.Trwaliśmy w namiętnym, magicznym pocałunku przez długi czas. Dwie, do tej pory nieszczęśliwe dusze w końcu znalazły spokój i szczęście... Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, mocno go objęłam i wyszeptałam po raz kolejny:
-Kocham cię Michael...
- Ja Ciebie też i to się nigdy nie zmieni. Przysięgam....





poniedziałek, 5 maja 2014

OPOWIADANIE!- część 22


      Dobry wieczór! Przepraszamy  za długą nieobecność. W ramach przeprosin w najbliższym tygodniu pojawi się kolejny odcinek opowiadania. Billie komputer odmówił posłuszeństwa, więc wyjątkowo ją zastępuję w "parzystej części opowiadania". Mam nadzieję, że jakoś to przeżyjecie. ;) Miałam notkę dodać wcześniej ale byłam na osiemnastce... Dlatego też dziś jestem trochę senna, więc wybaczcie za błędy, styl notki  itd. :) Zapraszam do czytania i komentowania!
Diana

    Od dobrych kilku minut spoglądałam w kolorową piłkę, nie zwracając uwagi na otoczenie. Zawsze w myśleniu i analizie różnych zdarzeń  pomagała mi takiego rodzaju hipnoza - patrzenie w jeden martwy punkt. O dziwo przychodziły mi wtedy różne, ciekawe, czasem nawet absurdalne wnioski. Od kilku dni często urządzałam sobie podobne zawiasy, ponieważ bardzo martwiłam się o Michaela. Nie widziałam się z nim od tego czasu, gdy spotkanie przerwał nam nadęty bufon. Zdawałam sobie sprawę, że na pewno Joseph zrobił coś złego Michaelowi. Prawdopodobnie uderzył albo po prostu skrzywdził słownie, obrażając go lub szantażując. Czułam się winna, ponieważ gdyby nie ja, mój przyjaciel nie musiałby znosić tyle obelg. Ciągle nie mogłam zrozumieć, dlaczego Michael nie odejdzie od zespołu, nie zacznie nagrywać na własną rękę, bez kontroli tego pseudo ojca. Jednak Mike prawdopodobnie zawsze pozostanie tym samym, dobrodusznym i najuczciwszym człowiekiem na świecie. On uważa, że gdyby nie Joseph nic by nie osiągnął, dlatego ciągle mu wybacza. W dodatku, nie chce zostawić swoich braci na lodzie Ja mam o nich swoje zdanie, oczywiście negatywne. Nie chcę psuć relacji Michaela z rodzeństwem, ale mam wrażenie że w przyszłości oni wykorzystają miłość mojego przyjaciela ...

-Ej! Bawisz się ze mną?! - z zamyślenia wyrwał mnie słodki głos mojego, małego braciszka. Uświadomiłam sobie wtedy, że na dłuższą chwilę przerwałam naszą grę w kolory.
- Oczywiście. Przepraszam, zamyśliłam się trochę.- wyjaśniłam z uśmiechem.
- Takiej kochanej siostrze jak ty,  nawet TO mogę wybaczyć. - odparł z grobową powagą Philip, co spowodowało, że musiałam tłumić w sobie śmiech.
- Jestem ci bardzo wdzięczna, jesteś wspaniały.  - dodałam z równie poważną miną.
Mimo wielkich chęci, los chyba nie chciał, abym tego dnia bawiła się z rodzeństwem, ponieważ chwilę później usłyszałam mamę:

- Laura! Telefon do ciebie!
- Kto dzwoni? - zapytałam z zaciekawieniem, zanim przyłożyłam słuchawkę do ucha.
-Młody kawaler- odparła, charakterystycznie przy tym ruszając brwiami. Tym razem nie wkurzyłam się na nią, za jej sugestie, ale byłam bardzo ucieszona, że w końcu Michael się odzezwał. Miałam nadzieję, że w końcu dowiem się jak rozwiązała się u niego  ta bardzo skomplikowana sytuacja.
- Halo? Michael?- zapytałam ze zniecierpliwieniem. Jakież było moje zdziwienie, gdy po drugiej stronie usłyszałam nieco zdezorientowany męski głos:

- Yyyy.... Michael? Victor z tej strony.
- O rany. Strasznie cię przepraszam, myślałam że to ktoś inny.
- Jesteś zawiedziona?
-Nie, skąd. Cieszę się, że dzwonisz.
- Widzę, że masz wielu adoratorów.
- Dobry żart. Michael to mój przyjaciel.
- Tak czy siak, może dasz się namówić na jakieś spotkanie dziś wieczorem?
- W sumie.... Czemu nie? Właściwie skąd masz mój numer? Nie sądzę, że zapamiętałeś.
- Nie wierzysz moje możliwości!
-Wierzę, wierzę! Jesteś zdolnym chłopcem.
- Wyczuwam ironię... Ale niestety masz rację. Załatwiłem od Toma. Widzimy się o 19.00? Przyjechać po ciebie? Adres też mam.
- O rany. Mam wrażenie, że wiesz o mnie więcej niż ja sama. Ok. Widzimy się za kilka godzin. Do zobaczenia!
-Na razie!

   Odłożyłam telefon z mieszanymi uczuciami. Byłam zaskoczona własną spontanicznością. Może dla niektórych zabrzmi to dziwnie, ale to w zasadzie drugi facet, z którym miałam zamiar się spotkać w cztery oczy. Pierwszy to oczywiście Mike. Nie ukrywajmy nie należałam do wyjątkowych i wybitnie urodnych dziewczyn, a w dodatku naiwnie czekałam na tą jedną, wielką i prawdziwą miłość, która mimo prawie dwudziestu lat mojego życia jeszcze nie nadeszła. Pospiesznie postanowiłam poinformować o moich planach Stacy. Jej zdanie w tych kwestiach było dla mnie najważniejsze. Kiedy tylko wpadła do mojego pokoju od razu wypytała o wszystkie szczegóły i rozwiała moje wątpliwości.
- Kobieto! Na co ty czekasz, aż się zestarzejesz?!
- Nie tylko...
- Tylko co?!
- No... Michael.
- Wiedziałam! Po pierwsze w żaden sposób nie zdradzasz Michaela, spotykając się z Victorem, ponieważ sama mówiłaś, że to nie jest randka, tylko towarzyskie spotkanie. Zresztą nie możesz zdradzić Jacksona, bo wy nawet....
- Nie dobijaj mnie. - załamałam ręce. Kto nie czułby się zdołowany, gdyby trwał w nieszczęśliwym zakochaniu już od około trzech lat. 
- Kurczę, przepraszam. Jeszcze wszystko przed wami. Chodź tu do mnie Kochana! - mówiąc to mocno mnie objęła, chcąc w ten sposób wynagrodzić mi jej niewyparzony język. Po chwili postanowiła wybrać dla mnie odpowiednią stylizację.

       Nowo poznany facet zaplusował już na samym początku. Zjawił się punkt 19.00, co bardzo mnie ucieszyło, ponieważ nie przepadałam za spóźnieniami. Na początku udaliśmy się do kawiarni, a potem czas spędziliśmy na łonie natury. Bardzo miło minął mi z nim czas. Victor zawsze znalazł jakiś ciekawy temat do rozmowy i jak wcześniej wspomniałam miał świetne poczucie humoru.  Mimo tych wszystkich zalet, czasem wywoływał u mnie zakłopotanie i chwilami nie wiedziałam co odpowiedzieć. 
   Spacerując po malowniczej okolicy, która składała się z naturalnych łąk, przedzielonych piaszczystą ścieżką, podziwiałam piękne widoki. Powietrze było nieskazitelnie czyste, a wokół panowała cisza. Milczenie z drugą osobą w tej aurze, było nawet bardzo przyjemne. Miejsce to było świetnym sposobem na zresetowanie wszystkich czarnych myśli  i zastąpienie ich zwykłą radością z obecnej chwili. Usiedliśmy pod starym, dużym drzewem. Pierwszy odezwał się oczywiście Victor, który znów powiedział coś, co niestety wywołało rumieńce na mojej twarzy.

- To miejsce wybrałem nieprzypadkowo. 
- Co masz na myśli?
- Ta okolica jest taka jak ty.
- Chyba jestem tępa, ale nie rozumiem.
-Piękna, naturalna, wyjątkowa. Powiedziałbym nawet  - idealna.
- Weź nie żartuj.
- Nie śmiałbym. 
- Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego co mówisz.
- Być może.Zaczarowałaś mnie, chyba na zawsze.
- Proszę cię... Nie mów tak do mnie.
- Dlaczego? Masz kogoś, kto czułby się zazdrosny?
- Nie, nie o to chodzi. Po prostu nie chcę i czuję się niezręcznie w takiej sytuacji
- Skoro nie masz faceta, to chyba mogę prawić ci komplementy.
- W sumie... Teoretycznie tak.
-Nie teoretycznie, ale praktycznie moja droga. Do tego wyjątkowego miejsca zawsze mogę wrócić, wiesz? Myślę, że ty też mi już nie uciekniesz - dodał pod koniec spotkania z uśmiechem. Nie wiedziałam dlaczego, ale bardzo zastanowiło mnie to stwierdzenie. Nie miałam ochoty jednak psuć sobie tamtego, bardzo miłego wieczoru moimi bezsensownymi wnioskami.


    Dwa dni później spotkałam się z mężczyzną mojego życia. Przynajmniej tak uważałam. Byłam przekonana, że nawet jeśli Michael nawet w dalekiej przyszłości nie odwzajemni moich uczuć, nigdy nie będę w stanie pokochać kogoś tak bardzo, jak jego. Być może to dziwne, ale prawdziwe. Można postępować zgodnie z rozumem, można go oszukać. Serce jednak szuka tylko prawdy 
i nigdy nie daje się zwieść. Od zawsze, moim celem było postępowanie w zgodzie z wolą serca, które nigdy nie kłamie. Tego dnia myśląc o Michaelu skupiłam się jednak na jego osobistej sytuacji, czyli na problemach z ojcem. 
Z niepewnością otworzyłam hotelowe drzwi. Bałam się, że zobaczę go w bardzo złym stanie. 

- Cześć Mike.
-Witaj, tęskniłem. - Gdy tylko mój przyjaciel mnie usłyszał, pospiesznie wstał z fotela i obrócił się w moją stronę. Już z daleka dostrzegłam sińca pod prawym okiem.
- A ja się martwiłam.
- U mnie wszystko w porządku.- stwierdził, sztucznie się uśmiechając.
- Własnie widzę.- odparłam z ironią i dotknęłam jego policzka, które przybrało nieco inny kolor niż powinno. - Jak on może... Niedługo nie wytrzymam i sama mu dołożę
- Nie było tak źle. Uderzył mnie tylko w twarz
- Jasne...
- Szczerze mówiąc, tylko jeszcze trochę mnie pozantażował mówiąc, że nie mogę się z tobą spotykać, bo inaczej skończy się moja kariera solowa, ale wiem że to były puste słowa.
- Znasz moje zdanie na temat twojej pracy.
- Tak, ale spróbuj mnie zrozumieć. On jest mimo wszystko moim ojcem.
- Michael... staram się, ale z każdym podobnym incydentem coraz ciężej mi to przychodzi. Mam nadzieję, że w końcu mnie posłuchasz.
- Sądzę, że w końcu tak. Zmieńmy temat.
-Też tak myślę. Własnie... Wtedy nie dokończyliśmy rozmowy. Miałeś mi coś powiedzieć, prawda?
- W zasadzie tak... Ale powiedz najpierw co ostatnio porabiałaś?
- Nic ciekawego. Zajmowałam się Philipem, spotkałam się z Victorem.
- Victorem?
- Tak, mówiłam ci o nim. To syn właściciela mieszkania, które będziemy wynajmować.
- Rzeczywiście... Jak było?
- Bardzo miło. Pokazał mi świetne miejsce. Natura, cisza i spokój. Na pewno miałbyś tam zawsze dużo weny. Musimy się kiedyś wybrać w tą malowniczą okolicę.
- Zobaczymy...
- Nie zobaczymy, tylko na pewno! Jeśli ci się nie będzie podobać, zapytam Victora o jakąś inną, ciekawą miejscówkę. Mówił, że zna ich mnóstwo. Wróćmy do tematu. Powiedz to w końcu, bo umrę z ciekawości.
- Ale co? 
- To, co co miałeś mi ostatnio powiedzieć. Przecież przed chwilą o tym rozmawialiśmy. Byłam zaskoczona  zmianą nastroju Mike'a. Nagle stał się jakby nieobecny.
- W zasadzie to nic ważnego. Chodziło mi wtedy o jakąś drobnostkę prawdopodobnie. W zasadzie dokładnie nie pamiętam.
- Acha... - odparłam, nie ukrywając zawodu. Miałam wrażenie, że chciał wyznać mi wtedy coś znaczącego. Byłam przekonana, że Michael skłamał, mówiąc, że nie ma sensu sobie tym zawracać głowy.