sobota, 30 listopada 2013

Dancing the Dream

Cześć Kochani. Dzisiejsza notka miała dotyczyć twórczości fanów. Niestety dostałyśmy tylko kilka rysunków. :( Wciąż możecie wysyłać do prace! Nie wstydźcie się!!

O czym dziś? Długo nad tym myślałam. Chciałam, żeby ta notka w jakiś sposób była interesująca. Właśnie wtedy trafiłam na jeden z wierszy Michaela.

Courage
Odwaga
Book: Dancing the Dream (1992)
Author: Michael Jackson
Zbiór Dancing the Dream (1992)
Autor Michael Jackson
It's curious what takes courage and what doesn't. When I step out on stage in front of thousands of people, I don't feel that I' m being brave. It can take much more courage to express true feelings to one person. When I think of courage, I think of the Cowardly Lion in "The Wizard of Oz". He was always running away from danger. He often cried and shook with fear. But he was also sharing his real feelings with those he loved, even though he didn't always like those feelings.



That takes real courage, the courage to be intimate. Expressing your feelings is not the same as falling apart in front of someone else - it's being accepting and true to your heart, whatever it may say. When you have the courage to be intimate, you know who you are, and you're willing to let others see that. It's scary, because you feel so vulnerable, so open to rejection. But without self-acceptance, the other kind of courage, the kind heroes show in movies, seems hollow. In spite of the risks, the courage to be honest and intimate opens the way to self-discovery. It offers what we all want, the promise of love.
To ciekawe, co wymaga odwagi, a co nie. Kiedy wychodzę na scenę przed tysiące ludzi, nie czuję, żebym był odważny. Dużo więcej odwagi wymaga wyznanie komuś swoich prawdziwych uczuć. Gdy myślę o odwadze, myślę o Tchórzliwym Lwie z 'Czarnoksiężnika z Oz'. Zawsze uciekał od niebezpieczeństwa. Często płakał i trząsł się ze strachu. Ale także dzielił się uczuciami z tymi, których kochał, nawet mimo tego, że nie zawsze podobały mu się te uczucia.



To wymaga prawdziwej odwagi, odwagi otworzenia się. Wyrażanie uczuć nie jest tym samym co rozklejanie się przed kimś - to akceptacja i wierność własnemu sercu, cokolwiek by mówiło. Gdy masz odwagę otworzyć się, wiesz kim jesteś i pozwalasz innym to zobaczyć. To jest przerażające, gdyż czujesz się tak podatny na zranienie i odrzucenie. Lecz bez akceptacji siebie samego, inny rodzaj odwagi, ten który prezentują bohaterowie filmowi, wydaje się pusty. Bez względu na ryzyko, odwaga bycia szczerym i otwartym otwiera drogę do poznania samego siebie. Daje to, czego wszyscy pragniemy, obietnicę miłości.


Zakochałam się w tym wierszu. Jest taki szczery i prawdziwy. Uwielbiam w Michaelu to, że jego teksty przepełnione szczerymi słowami,  mają przesłanie!  To nie są puste słowa wyśpiewane tak o. Teksty Michaela nie tylko mają przesłanie, ale są też odpowiednio wykonane. MJ wkradał w to całe swoje serce!

Polecam wam również inne wiersze Michaela, które zostały zebrane w jeden zbiór "Dancing the Dream". Każdy z nich jest szczególny i na prawdę świetny. Wszystkie razem i każdy z osoba, wywołują u mnie wiele wspaniałych emocji. Czytając, niektóre z nich humor poprawia mi się całkowicie.

Berlin 1989
Book: Dancing the Dream (1992)
Author: Michael Jackson

 They hated the Wall, but what could they do? It was too strong  Berlin 1989
Zbiór: Dancing the Dream (1992)
Autor: Michael Jackson


Nienawidzili Muru, lecz co mogli zrobić? Był zbyt mocny, aby się
                                 przez niego przedrzeć.

Bali się Muru, lecz czy to nie miało sensu? Wielu którzy próbowali
                             go przeskoczyć zostało zabitych.

Nie ufali Murowi, lecz kto by zaufał? Ich wrogowie odmówili
wyjęcia choćby jednej cegły, nieważne jak długo przeciągały się
                                  pokojowe rozmowy.

Mur zaśmiał się szyderczo. "Daję wam dobrą lekcję," przechwalał
się. "Jeśli chcecie budować na wieczność, nie używajcie kamieni.
         Nienawiść, strach i brak zaufania są o wiele silniejsze".

Wiedzieli, że Mur ma rację, i niemal się poddali. Tylko jedna rzecz
ich powstrzymała. Pamiętali kto był po drugiej stronie. Babcia,
kuzyn, siostra, żona. Ukochane twarze które wręcz tęskniły by je
                                         zobaczyć.

"Co się dzieje?" zapytał roztrzęsiony Mur. Bez

świadomości tego, co zrobili, zaglądali przez Mur, próbując
znaleźć swoich najbliższych. Cicho, od jednej osoby do drugiej,
             miłość wykonała swoją niewidzialną robotę.

"Przestańcie!", Mur wrzasnął. "Rozpadam się." Lecz było za późno.
Milion serc odnalazło siebie nawzajem. Mur upadł zanim runął.

                                to break through.

They feared the Wall, but didn't that make sense? Many who
                     tried to climb over it were killed.

They distrusted the Wall, but who wouldn't? Their enemies
refused to tear down one brick, no matter how long the peace
                                talks dragged on.

The Wall laughed grimly. "I'm teaching you a good lesson," it
boasted. "If you want to build for eternity, don't bother with
stones. Hatred, fear, and distrust are so much stronger."

They knew the Wall was right, and they almost gave up. Only
one thing stopped them. They remembered who was on the other
side. Grandmother, cousin, sister, wife. Beloved faces that
                               yearned to be seen.

"What's happening?" the Wall asked, trembling. Without knowing
what they did, they were looking through the Wall, trying to find
their dear ones. Silently, from one person to another, love kept
                               up its invisible work.

"Stop it!" the Wall shrieked. "I'm falling apart." But it was too
late. A million hearts had found each other. The Wall had fallen
                                before it came down.









w.i.t.h Love!
Billie.



sobota, 9 listopada 2013

OPOWIADANIE - Część 13

    

         Witajcie Kochani! Przepraszam was za długą nieobecność, ale mamy małe kłopoty z bloggerem. Nie wiem dlaczego wskakuje mi ciągle białe tło, gdy coś przekopiuję. Może ktoś wie? Proszę o pomoc.;) Dodatkowo rozszerzenia w szkole powodują, że nie mamy na nic czasu. Dlatego proszę: wybaczcie i czytajcie!

Diana    

       

 

        Zapach gorącej czekolady unosił się po całym domu, mimo że kosztowaliśmy ją w tylko jednym pomieszczeniu. Od dziecka ją uwielbiałam, a co gorsze miałam do niej ogromną słabość... Moim zdaniem to najlepsza przyjaciółka na kobiece smutki i sądzę, że tylko jednostki, które wiecznie liczą kalorie mogłyby się ze mną nie zgodzić.  

     Ten ciepły napój był tylko jednym, małym dodatkiem, w porównaniu z tym, co znajdowało się na kuchennym stole. Kiedy mama zobaczyła, że wchodzę do domu nie tylko ja, Andrew, ale także i Michael, którego bardzo dawno nie widziała, nie musiałam jej tłumaczyć, że pogodziliśmy się  i już wszystko jest w porządku. Mama od zawsze miała wspaniałą intuicję, która bezbłędnie nią kierowała.  Jak to miała w zwyczaju przywitała się z nami najserdeczniej jak tylko jest to możliwe i dyskretnie do mnie mrugnęła. Błysk w oku mamy przemówił do mnie od razu - szykowała się wielka niezapowiedziana impreza. W ciągu trzydziestu minut moja kochana i niezawodna "wróżka" wyczarowała wiele smakołyków. Nikt nie mógł wyjść z podziwu, ale wyrzuciła z lodówki co tylko miała - dosłownie. Mama była bardzo przejęta zaistniałą sytuacją, jednak z jej twarzy nie schodził uśmiech. Z daleka można było dostrzec  że promieniała szczęściem. Siedząc przy stole i poruszając wszystkie możliwe tematy, nie mogłam się oprzeć, by nie zerknąć od czasu do czasu na Michaela. Dlaczego? Dobre pytanie... Naprawdę nie mam pojęcia i jestem w tym stwierdzeniu szczera... Od jakiegoś czasu przestałam rozumieć własną siebie. Kiedyś  nie potrzebowałam obecności Michaela, przynajmniej tak często. Teraz brakuje mi jego uśmiechu, oczu, dotyku. Wystarczy, że nasze spojrzenia na chwilę się spotkają, a ja czuje się już bezpieczna, mam gwarancje że jest w pobliżu. Z jednej strony było to przyjemne uczucie, ale z drugiej czułam ogromny wstyd i niezręczność. Coraz bardziej zaczynało przerażać mnie to, że w pewnych sytuacjach przestałam panować nad samą sobą.

Dobry nastrój popsuło nagle opuszczenie przez Andrew'a  naszego towarzystwa. Wiedziałam, że nie mogę go w tej sytuacji zostawić samego. Nie zwracając na nikogo uwagi, pobiegłam za nim po schodach.

 

       -  Andrew, braciszku... Wszystko się ułoży. Ona nie była ciebie warta. Jestem pewna, że wkrótce poznasz jakąś fajną, uczciwą dziewczynę!

- Wiesz... Nie wiem czy tego chcę. Nie wyobrażam sobie kolejnych zawodów, upokorzeń.- Kiedy go słyszałam w tamtym momencie, miałam wrażenie, że za chwilę rozpłacze się jak dziecko.

- Teraz tak mówisz, a za kilka dni znów będziesz biegał na randki. Gwarantuję!

- Chyba jednak zostanę wolnym strzelcem...

- Andrew, nie jesteś mną!

- Tobą?

- No tak, ja przecież nie chodzę na ŻADNE randki, jestem szarą myszą, dobrą uczennicą. Ty jesteś zupełnie innym typem człowieka!

- Nie powiedziałbym...

- Nie rozumiem...?

- Nie jestem głupi! Przecież widzę jak ty patrzysz na Michaela, zresztą on na ciebie podobnie. Na dzisiejszej popołudniowej czekoladzie wszystko sięgnęło zenitu!

-Co ty gadasz?!

- Oczywiście! Kiedy jego wzrok był utkwiony w filiżankę, ty gapiłaś się na niego, jakbyś miała pięć lat i oglądała ulubioną kreskówkę! I to szło w drugą stronę.

-Nieprawda. Dobrze wiesz, że jesteśmy tylko i wyłącznie przyjaciółmi.

-Jeszcze...

Andrew! Ogarnij się!

- Ja Ci życzę szczęścia!

-Ja bardzo lubię Michaela, ale to wszystko! Zresztą co ty w ogóle mi wciskasz....Że ja mu się niby podobam? Bardzo śmieszne! Komu ja bym się mogła podobać? Chyba tylko jakiemuś niewidomemu, głuchemu, głupiemu człowiekowi. Chodźmy lepiej na dół, bo za dużo rozmyślasz. Właśnie, apropo Michaela zostawiliśmy go samego z naszą szaloną rodzinką. Chodźmy!

Prędko pociągnęłam mojego brata za rękę i obróciłam się w stronę drzwi.... W tamtej  chwili wydawało mi się, że dostałam stanu przedzawałowego, gdyż zobaczyłam stojącego, w progu Michaela, którego oczy wpatrywały się na nas z szokiem i dezorientacją. Zdążyłam tylko powiedzieć "Michael" i zobaczyłam gwiazdki w oczach.

 

      Miałam wrażenie, że przebudzam się z długiego, zimowego snu. Próbowałam podnieść powieki, lecz przez kilka minut były ciężkie jak kamienie. Kiedy, w końcu nabrałam siły na wykonanie tak prostej czynności, spostrzegłam, że jestem otoczona tabunem spanikowanych ludzi. Pierwszy podbiegł do mnie dziadek i zaczął tak mocno potrząsać moimi ramionami, tak że myślałam że wyrwie mi wszystkie kości.

- Dziecko ty żyjesz! Ludzie ona żyje! Nic ci nie jest skarbie? Chodźcie do niej wszyscy! Co tak stoicie jak nietomni? Stary dziadek ma się dzieckiem zajmować? Koniec Świata!

"Koniec świata"-  pomyślałam, widząc nad sobą kilka głów, z różnymi, dziwnymi wyrazami twarzy.

- Nic mi nie jes... - chciałam powiedzieć i pospiesznie wstać, jednak przerwała mi mama.

-  Kochanie! Nie ruszaj się! Jesz za mało witamin, dlatego jesteś słaba, blada i do tego zaczynasz nam mdleć! Od dziś będę cię pilnować!

- Mamo, to tylko omdlenie.

-I dlatego pójdziemy na badania.

-  Już jest wszystko w porządku, naprawdę... Zostawcie mnie samą, strasznie tu duszno.

- Dobrze, dobrze, odpocznij! Jakby coś się działo to od razu nas wołaj!- 

- To może ja uchylę okno?!- Mike niespodziewanie wyszedł z szeregu.

-Dobry pomysł! Właśnie, Michael, jeśli możesz zostań z Laurą na wszelki wypadek- dodała, mama, z której panika powoli zaczynała uchodzić.

Słysząc to miałam ochotę wgnieść się głęboko w łóżko, tak aby nikt mnie nie mógł dostrzec.

- Oczywiście- odparł cicho.

 

    Kiedy tłum przewinął się do innego pomieszczenia, zostaliśmy z Michaelem sami. Czułam się głupio i nieswojo, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że mój przyjaciel słyszał całą moją rozmowę z Andrew'em, a przynajmniej ten najbardziej kłopotliwy fragment. Przekręciłam się na bok i spojrzałam mu w oczy. Wiedziałam , że muszę go przeprosić. W tym momencie usłyszałam jego słowa:

-Przepraszam, nie powinienem podsłuchiwać

- Ale... Naprawdę, wiem, że to było głupie zachowanie z mojej strony, jednak kiedy zostałem sam z twoimi rodzicami i dziadkiem, poczułem się niezręcznie, więc postanowiłem dołączyć do was.

-Przestań... To ja cię powinnam przeprosić! Po pierwsze za to, że zostawiłam ciebie samego, po drugie musiałeś być świadkiem tej bezsensownej konwersacji.

-Bezsensownej?

- Tak! Andrew, ma doła i dlatego snuje jakieś niepotrzebne wnioski. Ja naprawdę szanuję naszą przyjaźń i nie oczekuję od ciebie niczego więcej. Jesteś dla mnie ogromnym oparciem, zawsze potrafisz mi pomóc... Dziękuję. Cieszę się, że jest tak jak jest. Naprawdę strasznie cię przepraszam - zaczęłam opowiadać, co mi tylko ślina na język przyniosła, by jak najszybciej doprowadzić do końca tej niezręcznej sytuacji. Bardzo się bałam, że przez to co usłyszał wcześniej, wystraszy się i odrzuci mnie, a nasza znajomość będzie bardzo zdystansowana. Na myśl o takiej możliwości robiło mi się słabo i miałam wrażenie, że po raz kolejny "odpłynę"

- Ohh.. Lauro nic się nie stało. Andrew rzeczywiście ma dzisiaj zły nastrój, stąd te jego dziwne wnioski... Wszystko jest w porządku - wypowiedział te słowa pewnie, jednak wydawało mi się, że słyszałam smutek w jego głosie, albo raczej chciałam go usłyszeć... 

- Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, prawda?- dodał.

- Nic się nie zmieniło...- odparłam, niemal szepcząc.

- Przy okazji mam do ciebie prośbę, może oczywistą, ale bądźmy ze sobą zawsze szczerzy, dobrze?

- To jest oczywiste, Michael.- Uśmiechnęłam się sztucznie, ponieważ czułam że jakaś moja część kłamie. W głębi serca pragnęłam, aby powiedział, że to co Andrew sugerował jest prawdą. Zdawałam sobie sprawę jednak, że jest to nierealne marzenie, dlatego też, kiedy po chwili milczenia Michael ścisnął moją dłoń poczułam się zdecydowanie lepiej.


piątek, 8 listopada 2013

Ponowne przeprosiny.

Hej Kochani!
Wybaczcie nam długą nie obecność. Mamy jakieś problemy z serwerem. :/ Jak tylko uda nam się zażegnać kłopoty wstawimy notkę i nadrobimy zaległości w komentowaniu waszych notek.
Przepraszamy. Trzymajcie się!

w.i.t.h Love!
Billie.