Ruszyłam szybko do
swojego pokoju, ignorując narzekanie mamy. W takiej chwili miałam gdzieś to, że
jestem mokra i zalewam podłogę. Musiałam działać! Coś zmienić! Zdenerwowana,
ale jednocześnie szczęśliwa usiadłam na łóżku i w tym samym momencie zdałam
sobie sprawę, że wiem nawet z kim najpierw odnowić kontakty. "Michael"
- pomyślałam. Owszem jest starszy, ale zawsze był miły, uśmiechnięty. Nigdy mi
nie dokuczał. Pamiętam, że był inny niż jego bracia... Mniejsza o to!
- Jak mam się z nim skontaktować?
Przyjście do niego do domu nie jest najlepszym pomysłem. Przydałaby się Stacy...
Ona na pewno coś by wymyśliła. Chyba powinnam ją przeprosić. Może Lukas jest
arogancki, chamski, niemiły, ale to wciąż JEJ chłopak. I kto wie, może w
stosunku do niej jest inny. – Rozmyślałam.
- Dziewczyno ogarnij się! Masz ważniejsze
rzeczy na głownie niż analizowanie zachowania chłopaka przyjaciółki. -
mruknęłam do siebie. Zaraz po zakończeniu tego ambitnego monologu pobiegłam na
korytarz i chwyciłam za telefon.
- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.
- Ehm... Stacy, to ja Laura. Słuchaj...
Chciałam Cię przeprosić. Nie powinnam była tak krytykować Lukasa. Przepraszam.
Nie chcę się z Tobą kłócić. Jesteś dla mnie jak siostra.
- Spoko. Przeprosiny przyjęte. Cieszę się,
że zadzwoniłaś. Ja też nie lubię się z Tobą kłócić.
- Stacy? Mogę do Ciebie wpaść? Mam sprawę.
Nie chcę, żeby mama słyszała, dlatego to nie jest rozmowa na telefon -
wyszeptałam do słuchawki.
- Pewnie. To czekam. - Po tych słowach,
odłożyła słuchawkę. Nie namyślając się dłużej, przebrałam się w suche ciuchy i
podążyłam do domu przyjaciółki. Byłam tak podekscytowana, że już od progu
zaczęłam opowiadać o moich planach pogodzenia się z Jacksonami.
- Idź na ich koncert. Grają dziś w klubie
"Malibu" - zaproponowała Stacy.
- Kurde! Jaka ja jestem głupia! Dlaczego
sama na to nie wpadłam?! Dziękuję! - Rzuciłam się przyjaciółce na szyję. - Mam
tylko prośbę. Chodź ze mną.
- Ok, ok. Tylko puść mnie już! Dusisz! - zaśmiała się Stacy.
* * *
Już od progu słyszałyśmy głośną muzykę i widziałyśmy
kolorowe, oślepiające światełka lampy dyskotekowej. Szybkim krokiem ruszyłyśmy
w stronę sali, w której koncert dawali bracia Jackson. Byłyśmy spóźnione, a
chciałyśmy zobaczyć chociaż jedną piosenkę. Weszłyśmy do sali. The Jacksons właśnie zaczęli grać "Shake Your
Body" - jedną z moich ulubionych piosenek.
- Oni są wspaniali - szepnęłam oczarowana
do Stacy. Nie raz słyszałam jak chłopaki śpiewają.
W dzieciństwie często
ich podsłuchiwałam, kiedy mieli próby. Nigdy jednak nie widziałam ich na
koncercie. Mieli na sobie bardzo ładne, dopasowane, niebieskie stroje. Michael
wręcz szalał na scenie. Kiedy patrzyłam na niego, aż chciało mi się
tańczyć razem z nim!
"Wygląda jakby urodził się na scenie" - pomyślałam. Poruszał się w sposób niezwykły! Emanowała od niego taka pozytywna energia. Zachwycał nie tylko ruchami, ale także cudownym, miękkim, melodyjnym głosem.
Muzyka ucichła, a na sali rozległy się głośne brawa i wrzaski. Zadowoleni bracia ukłonili się i zeszli ze sceny. Pobiegłam za nimi ciągnąc za sobą przyjaciółkę.
- Laura! Puść mnie! - krzyczała. - Będzie
lepiej, jeśli porozmawiacie sami. To wasze sprawy. Ja nie chcę się w to
mieszać. - powiedziała.
- Ale... - zaczęłam. Przyjaciółka jednak
nie dała mi dojść do słowa.
- Będzie dobrze. Zobaczysz! Czekam przed
klubem. Na razie! – rzuciła na pożegnanie i pośpiesznie wyszła na zewnątrz.
- Świetnie. Zostałam sama i do tego
stresuję się jak głupia! - Zadręczałam się myślami. Wzięłam głęboki wdech
i ruszyłam w stronę garderoby gwiazd.
Nagle drogę zagrodził mi wielki mężczyzna.
- Tam nie wejdziesz - chrząknął niemiło.
- Ale ja muszę! Tam jest mój przyjaciel, z
którym chciałabym porozmawiać - zaczęłam się tłumaczyć.
- Ta... Jasne, a mój tata to Święty
Mikołaj. - zakpił ze mnie ochroniarz. Zrezygnowana już miałam się odwrócić i
wyjść, kiedy zobaczyłam Michaela.
- Michael! Michael! To ja Laura! Przyszłam
porozmawiać! - krzyczałam.
- O cześć! Co Ty tutaj robisz? -
uśmiechnął się podchodząc do mnie. - Barry, już w porządku. Znam ją. Może wejść
- zwrócił się do ochroniarza.
- Dziękuję. Całe szczęście, że się
zjawiłeś - szepnęłam.
- Laura powiedz, po co przyszłaś? Tak
dawno się nie widzieliśmy. - Widziałam, że jego oczy posmutniały, chociaż na
ustach malował się uśmiech.
- Chciałam przerwać tę chorą sytuację.
Byliśmy przyjaciółmi! Chcę, żeby nadal tak było!
- zaczęłam gorączkowo opowiadać.
- Hej! Spokojnie. Ja też bym tego chciał.
- Michael zaczął mnie uspokajać. - I jeśli tylko chcesz, nadal możemy się
przyjaźnić! - Tym razem uśmiechnął się szczerze. Radość jaką poczułam jest nie
do opisania. Nie trwało to jednak długo. Zza rogu wyłonili się bracia Michaela.
Gdy tylko mnie zobaczyli pochmurnieli.
- Czego tutaj szukasz? - zapytał Tito.
- Ja chciałam tylko się przywitać...
Kontynuować naszą przyjaźń. - zaczęłam się jąkać.
- Przyjaźni już nie ma. Nie pamiętasz?
Nasze rodziny są pokłócone. To jest wasza wina! - nakrzyczał na mnie
Jermaine.
- Ale... to nieprawda. I... I my nadal
możemy być przyjaciółmi. - Łzy napływały mi do oczu.
- Nie! Nigdy nie będziemy już
przyjaciółmi. Lepiej spadaj stąd, zanim przyjdzie nasz ojciec - warknął Tito.
- Chłopaki! Przestańcie! Ona nic nie
zrobiła! - Próbował mnie bronić Michael.
- Mike... daj spokój. Nie będę się z nimi
kłócić. Nie chcą mnie tu - odparłam. Odwróciłam się w stronę wyjścia i
ruszyłam. Po chwili jednak się zatrzymałam. Podeszłam do Michaela i szepnęłam
mu do ucha.
- Ale my bądźmy przyjaciółmi, dobrze? -
zapytałam.
- Pewnie, że tak! - ucieszył się Michael.
- Odwiedzaj mnie czasem. Mama na pewno się ucieszy. Ona też za wami tęskni -
dodał.
- Przekaż im, że ja też tęsknię. Na pewno
was odwiedzę! - odparłam. Po tych słowach udałam się w stronę wyjścia. Byłam
zadowolona i smutna zarazem. Dlaczego oni się tak zmienili? To już nie są Ci
sami ludzie, których znałam. Dobrze, że Michael nadal jest sobą. To mnie
cieszy.
Przed klubem czekała na mnie Stacy. Jak
tylko wyszłam zarzuciła mnie pytaniami.
- I jak? I jak? Opowiadaj! Co mówili? Jak
zareagowali?! - dopytywała się przyjaciółka.
- Michael? Ucieszył się jak dziecko.
Bardzo chce kontynuować naszą przyjaźń. Podobno Pani Katherine też za nami
tęskni. Michael nawet zaprosił mnie, żebym ich kiedyś odwiedziła. - zaczęłam.
- Super! Pewnie się cieszysz! A reszta
chłopaków?
- I tu jest problem. Oni nie chcą mieć ze
mną kontaktu. Nie rozumiem dlaczego. Przecież to, że nasi rodzice się pokłócili
nie oznacza, że my nie możemy się przyjaźnić - żaliłam się przyjaciółce.
- No tak. Nie rozumiem ich. Naprawdę. Ale
nie przejmuj się. Pokazali właśnie, że nie warto sobie zawracać nimi głowy. Nie
zasłużyli na to. Zajmij się relacją z Michaelem.
- Masz rację. Tak też zrobię! - odparłam
zadowolona.
Do domu wracałam zamyślona. Zastanawiałam
się jak polepszyć kontakt z Michaelem. W
jaki sposób się z nim spotykać, nie narażając go na gniew ojca i braci? Byłam
jednak zbyt zmęczona, żeby rozwiązać ten dylemat. Gdy wróciłam do domu od razu
położyłam się spać.
w.i.t.h Love!
Billie & Diana.
Michael jak zawsze wyrozumiały, a reszta to szkoda gadać. U mnie nowa ;)
OdpowiedzUsuńCo raz bardziej mi się podoba. Muszę czytać dalej, bo tak bardzo się wciągnęłam w Wasze opowiadanie...
OdpowiedzUsuń