sobota, 13 lipca 2013

OPOWIADANIE - część 2

   

Ruszyłam szybko do swojego pokoju, ignorując narzekanie mamy.  W takiej chwili miałam gdzieś to, że jestem mokra i zalewam podłogę. Musiałam działać! Coś zmienić! Zdenerwowana, ale jednocześnie szczęśliwa usiadłam na łóżku i w tym samym momencie zdałam sobie sprawę, że wiem nawet z kim najpierw odnowić kontakty. "Michael" - pomyślałam. Owszem jest starszy, ale zawsze był miły, uśmiechnięty. Nigdy mi nie dokuczał. Pamiętam, że  był inny niż jego bracia... Mniejsza o to!

- Jak mam się z nim skontaktować? Przyjście do niego do domu nie jest najlepszym pomysłem. Przydałaby się Stacy... Ona na pewno coś by wymyśliła. Chyba powinnam ją przeprosić. Może Lukas jest arogancki, chamski, niemiły, ale to wciąż JEJ chłopak. I kto wie, może w stosunku do niej jest inny. – Rozmyślałam.

- Dziewczyno ogarnij się! Masz ważniejsze rzeczy na głownie niż analizowanie zachowania chłopaka przyjaciółki. - mruknęłam do siebie. Zaraz po zakończeniu tego ambitnego monologu pobiegłam na korytarz i chwyciłam za telefon.

- Halo? - odezwał się głos w słuchawce.

- Ehm... Stacy, to ja Laura. Słuchaj... Chciałam Cię przeprosić. Nie powinnam była tak krytykować Lukasa. Przepraszam. Nie chcę się z Tobą kłócić. Jesteś dla mnie jak siostra.

- Spoko. Przeprosiny przyjęte. Cieszę się, że zadzwoniłaś. Ja też nie lubię się z Tobą kłócić.

- Stacy? Mogę do Ciebie wpaść? Mam sprawę. Nie chcę, żeby mama słyszała, dlatego to nie jest rozmowa na telefon - wyszeptałam do słuchawki.

- Pewnie. To czekam. - Po tych słowach, odłożyła słuchawkę. Nie namyślając się dłużej, przebrałam się w suche ciuchy i podążyłam  do domu przyjaciółki. Byłam tak podekscytowana, że już od progu zaczęłam opowiadać o moich planach pogodzenia się z Jacksonami.

- Idź na ich koncert. Grają dziś w klubie "Malibu" - zaproponowała Stacy.

- Kurde! Jaka ja jestem głupia! Dlaczego sama na to nie wpadłam?! Dziękuję! - Rzuciłam się przyjaciółce na szyję. - Mam tylko prośbę. Chodź ze mną.

- Ok, ok. Tylko puść mnie już! Dusisz! - zaśmiała się Stacy.

*  *  *


     Już od progu słyszałyśmy głośną muzykę i widziałyśmy kolorowe, oślepiające światełka lampy dyskotekowej. Szybkim krokiem ruszyłyśmy w stronę sali, w której koncert dawali bracia Jackson. Byłyśmy spóźnione, a chciałyśmy zobaczyć chociaż jedną piosenkę. Weszłyśmy do sali. The Jacksons właśnie zaczęli grać "Shake Your Body" - jedną z moich ulubionych piosenek.

- Oni są wspaniali - szepnęłam oczarowana do Stacy.  Nie raz słyszałam jak chłopaki śpiewają.
W dzieciństwie często ich podsłuchiwałam, kiedy mieli próby. Nigdy jednak nie widziałam ich na koncercie. Mieli na sobie bardzo ładne, dopasowane, niebieskie stroje. Michael wręcz szalał na scenie. Kiedy patrzyłam  na niego, aż chciało mi się tańczyć razem z nim!

"Wygląda jakby urodził się na scenie" - pomyślałam. Poruszał się w sposób niezwykły! Emanowała od niego taka pozytywna energia. Zachwycał nie tylko ruchami, ale także cudownym, miękkim, melodyjnym głosem.

Muzyka ucichła, a na sali rozległy się głośne brawa i wrzaski. Zadowoleni bracia ukłonili się i zeszli ze sceny. Pobiegłam za nimi ciągnąc za sobą przyjaciółkę.

- Laura! Puść mnie! - krzyczała. - Będzie lepiej, jeśli porozmawiacie sami. To wasze sprawy. Ja nie chcę się w to mieszać. - powiedziała.

- Ale... - zaczęłam. Przyjaciółka jednak nie dała mi dojść do słowa.

- Będzie dobrze. Zobaczysz! Czekam przed klubem. Na razie! – rzuciła na pożegnanie i pośpiesznie wyszła na zewnątrz.

- Świetnie. Zostałam sama i  do tego stresuję się jak głupia! -  Zadręczałam się myślami. Wzięłam głęboki wdech i ruszyłam w stronę garderoby gwiazd.

Nagle drogę zagrodził mi wielki mężczyzna.

- Tam nie wejdziesz - chrząknął niemiło.

- Ale ja muszę! Tam jest mój przyjaciel, z którym chciałabym porozmawiać - zaczęłam się tłumaczyć.

- Ta... Jasne, a mój tata to Święty Mikołaj. - zakpił ze mnie ochroniarz. Zrezygnowana już miałam się odwrócić i wyjść, kiedy zobaczyłam Michaela.

- Michael! Michael! To ja Laura! Przyszłam porozmawiać! - krzyczałam.

- O cześć! Co Ty tutaj robisz? - uśmiechnął się podchodząc do mnie. - Barry, już w porządku. Znam ją. Może wejść - zwrócił się do ochroniarza.

- Dziękuję. Całe szczęście, że się zjawiłeś - szepnęłam.

- Laura powiedz, po co przyszłaś? Tak dawno się nie widzieliśmy. - Widziałam, że jego oczy posmutniały, chociaż na ustach malował się uśmiech.

- Chciałam przerwać tę chorą sytuację. Byliśmy przyjaciółmi! Chcę, żeby nadal tak było!
- zaczęłam gorączkowo opowiadać.

- Hej! Spokojnie. Ja też bym tego chciał. - Michael zaczął mnie uspokajać. - I jeśli tylko chcesz, nadal możemy się przyjaźnić! - Tym razem uśmiechnął się szczerze. Radość jaką poczułam jest nie do opisania. Nie trwało to jednak długo. Zza rogu wyłonili się bracia Michaela. Gdy tylko mnie zobaczyli pochmurnieli.

- Czego tutaj szukasz? - zapytał Tito.

- Ja chciałam tylko się przywitać... Kontynuować naszą przyjaźń. - zaczęłam się jąkać.

- Przyjaźni już nie ma. Nie pamiętasz? Nasze rodziny są pokłócone. To  jest wasza wina! - nakrzyczał na mnie Jermaine.

- Ale... to nieprawda. I... I my nadal możemy być przyjaciółmi. - Łzy napływały mi do oczu.

- Nie! Nigdy nie będziemy już przyjaciółmi. Lepiej spadaj stąd, zanim przyjdzie nasz ojciec - warknął Tito.

- Chłopaki! Przestańcie! Ona nic nie zrobiła! - Próbował mnie bronić Michael.

- Mike... daj spokój. Nie będę się z nimi kłócić. Nie chcą mnie tu - odparłam. Odwróciłam się w stronę wyjścia i ruszyłam. Po chwili jednak się zatrzymałam. Podeszłam do Michaela i szepnęłam mu do ucha.

- Ale my bądźmy przyjaciółmi, dobrze? - zapytałam.

- Pewnie, że tak! - ucieszył się Michael. - Odwiedzaj mnie czasem. Mama na pewno się ucieszy. Ona też za wami tęskni - dodał.

- Przekaż im, że ja też tęsknię. Na pewno was odwiedzę! - odparłam. Po tych słowach udałam się w stronę wyjścia. Byłam zadowolona i smutna zarazem. Dlaczego oni się tak zmienili? To już nie są Ci sami ludzie, których znałam. Dobrze, że Michael nadal jest sobą. To mnie cieszy.

Przed klubem czekała na mnie Stacy. Jak tylko wyszłam zarzuciła mnie pytaniami.

- I jak? I jak? Opowiadaj! Co mówili? Jak zareagowali?! - dopytywała się przyjaciółka.

- Michael? Ucieszył się jak dziecko. Bardzo chce kontynuować naszą przyjaźń. Podobno Pani Katherine też za nami tęskni. Michael nawet zaprosił mnie, żebym ich kiedyś odwiedziła. - zaczęłam.

- Super! Pewnie się cieszysz! A reszta chłopaków?

- I tu jest problem. Oni nie chcą mieć ze mną kontaktu. Nie rozumiem dlaczego. Przecież to, że nasi rodzice się pokłócili nie oznacza, że my nie możemy się przyjaźnić - żaliłam się przyjaciółce.

- No tak. Nie rozumiem ich. Naprawdę. Ale nie przejmuj się. Pokazali właśnie, że nie warto sobie zawracać nimi głowy. Nie zasłużyli na to. Zajmij się relacją z Michaelem.

- Masz rację. Tak też zrobię! - odparłam zadowolona.

Do domu wracałam zamyślona. Zastanawiałam się jak polepszyć  kontakt z Michaelem. W jaki sposób się z nim spotykać, nie narażając go na gniew ojca i braci? Byłam jednak zbyt zmęczona, żeby rozwiązać ten dylemat. Gdy wróciłam do domu od razu położyłam się spać.

 

w.i.t.h Love!

Billie & Diana.

2 komentarze:

  1. Michael jak zawsze wyrozumiały, a reszta to szkoda gadać. U mnie nowa ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Co raz bardziej mi się podoba. Muszę czytać dalej, bo tak bardzo się wciągnęłam w Wasze opowiadanie...

    OdpowiedzUsuń