Cześć wszystkim! Wakacje powoli dobiegają
końca. Nie wiem jak wam, ale sama nie wiem kiedy ten czas tak szybko minął. Mam
wrażenie, że rok szkolny zakończył się raptem tydzień temu. :) Na pocieszenie
wstawiam kolejną część opowiadania. Mam nadzieję, że nasze wypociny poprawią
Wam humor! :) Komentujcie i oceniajcie! :D
Diana
Wracając
z kina, które ufundowała Stacy byłam roześmiana i zadowolona. Po drodze do domu
spotkałyśmy jeszcze kilku znajomych ze szkoły, którzy na mój widok, na środku
chodnika zaczęli mnie podrzucać i śpiewać „Happy Birthday”. Nigdy tego nie
zapomnę i nie tylko dlatego, że mam lęk wysokości. Czułam się wtedy naprawdę
wyjątkowa, szczególnie gdy zwykli przechodnie, widząc całe zamieszanie
podchodzili i dołączali się do życzeń. W końcu nie byłam zwykłą, szarą myszką.
Niestety taki dzień przeżywa się tylko raz w roku… Przynajmniej ja przeżywam,
bo do gwiazdy mi bardzo daleko.
Tuż przed bramką prowadzącą do
mojego domu, pożegnałam się ze Stacy:
- Dziękuję Ci za cudowny dzień! Jesteś
najlepszą przyjaciółką na świecie!
- Nie ma za co Kochana! Teraz uciekam do domu,
jest już ciemno i późno. Pora iść spać. Do zobaczenia!
- Papa! Widzimy się wkrótce!
Gdy tylko postać Stacy zniknęła za
drzewami, dostrzegłam wracającego spod moich drzwi wyjściowych Michaela.
Chyba musiał mnie zauważyć, albo przynajmniej usłyszeć kilka chwil wcześniej,
ponieważ nie spuszczał ze mnie wzroku i powoli zmierzał w moim kierunku. Jego
twarz była smutna i pełna skruchy. Zastanawiało mnie co on tutaj robił, gdyż
zawsze spotykaliśmy się w hotelach, po koncertach, ale nigdy w domu. Wyglądało
to jakby właśnie wracał z wizyty u moich rodziców, chociaż to było niemożliwe,
ponieważ oni nie wiedzieli, że się przyjaźnimy. Zrozumiałam wtedy, że przyszedł
do mnie. Zupełnie podświadomie w moim gardle utknęła wielka gula. Nie zdążyłam
nawet w jakikolwiek sposób zareagować, ponieważ on stał już naprzeciwko i
mnie wyprzedził:
- Cześć… Przyszedłem złożyć Ci życzenia z
okazji twoich urodzin. Wiem, że dzień się już kończy, jest późno… ale
chciałem zdążyć. Jest mi strasznie głupio, że nie mam żadnego prezentu… Nie
będę ukrywać, że zapomniałem. Możesz na mnie nawrzeszczeć, przestać ze mną rozmawiać,
bo nie jestem materiałem na przyjaciela, jak widać zresztą.
Nie wiedziałam jak się zachować.
Wiele myśli przewijało się po mojej głowie. Zawalił - to jest fakt. Ale czy
jest sens się obrażać na całe życie? Przez coś takiego zniszczyć to, co udało nam
się odbudować przez ostanie pół roku? NIE! NIE! NIE!. Nie jesteśmy już dziećmi!
Przyszedł mnie przeprosić i złożyć mi życzenia, więc wszystko jest chyba w
porządku.
Po kilku minutach takiego „zawiasu”
dostrzegłam, że czekoladowe oczy Michaela robią się coraz bardziej
przestraszone, zrezygnowane i skruszone. Tak... im naprawdę jest trudno
odmówić... Ba! Im zdecydowanie nie można odmówić. Pewnym krokiem
podeszłam do niego, stanęłam na palcach i przytuliłam go do siebie. Poczułam
szybko bijące serce mojego przyjaciela. Dokładnie – przyjaciela. Takie
incydenty nie sprawią, że przestaniemy się razem trzymać. Jego dotyk i zapach
sprawiały, że było mi wtedy naprawdę dobrze. Mogłam być przy nim taka
spokojna... Po chwili zaczął po cichu powtarzać słowo „przepraszam”.
- Mike, przestań już. Wszystko jest w
porządku. Nie potrzebuję prezentu, sztucznych ogni, ani nic podobnego. Cieszę
się, że przyszedłeś.
- Obiecuję, że wszystko Ci w najbliższym
czasie jakoś wynagrodzę.
-Naprawdę, nie trzeba. Hm... Chociaż
możesz kupić sobie w aptece lekarstwa na sklerozę! - zachichotałam cicho. On
odwzajemnił uśmiech.
Trwaliśmy w tym uścisku dobre kilka minut,
gdy nagle usłyszałam, że drzwi wejściowe zostały gwałtownie otwarte. W
progu stanął mój tata z miną bardzo, ale to bardzo przerażoną.
- Laura jesteś już…. yyyy… Michael?!
- Dzień dobry Panu.- odparł nieco
zakłopotany.
- Co ty tu robisz?! Wy się
spotykacie?
Tato… - chciałam wytłumaczyć, ale on
nagle, ku mojemu zaskoczeniu wykrzyczał:
Michael! Chłopie! Spadłeś nam z nieba!
Błagam cię, odwieź nas do szpitala, bo Angelika chyba rodzi! Jesteśmy w
podbramkowej sytuacji, gdyż z dziadkiem przed chwilą wypiliśmy po lampce wina!
Nie spodziewaliśmy się tego już dzisiaj! Proszę Cię! Ratuj!
- Edward, co ty do cholery tak
długo robisz w tych drzwiach?! Zaraz oszaleję! Jesteś nieodpowiedzialny!-
usłyszałam przepełniony bólem głos mamy.
- Już, już kochanie! Mamy z kim jechać! Michael,
biegnę po kluczyki! Pojedziemy naszym autem dobrze?!
- Dobrze dobrze…- odchrząknął zszokowany,
zresztą nie mniej niż ja, Mike.
* * *
Całą drogę do szpitala modliłam się, by dojechać tam w całości. Generalnie
Michael do dobrych kierowców nie należał, prowadził pojazdy tylko wtedy,
kiedy musiał i nie jeździł, zbyt szybko, lecz w tej sytuacji musiał zwiększyć
licznik kilometrów na godzinę i absolutnie nie czułam się bezpieczna. Do
tego jechaliśmy w naszym niewielkim aucie jak rodzina jakiś… yyy
świrów? Kiedy tylko stawaliśmy na światłach inni kierowcy albo
przechodnie patrzyli na nas jakbyśmy właśnie uciekli z zakładu dla wariatów lub uśmiechali się
rozbawieni. Zapewne sama nie powstrzymałabym się od śmiechu, gdybym
zobaczyła, że w niewielkim aucie siedzi kierowca (Mike) z wielkimi
przerażonymi oczyma, na sąsiednim siedzeniu krzyczy rodząca kobieta, czyli
mama. Tata, który zamiast z tyłu, siedzi prawie na hamulcu ręcznym by być jak
najbliżej żony, Dziadek wymachuje laską i nieustannie poprawia kierującego Michaela,
nie wspominając już o mnie, siedzącej na kolanach brata, który zamiast się
zamartwiać chichra się z nas wszystkich bez przerwy. Istne szaleństwo!
Oczywiste jest jednak to, że przecież nikt w takim momencie nie chciał zostać w
domu.
Na szczęście w szpitalu
wszyscy się ogarnęliśmy (przynajmniej się staraliśmy) i zestresowani
czekaliśmy, aż ogłoszą nam dobrą nowinę. Czas dłużył nam się okropnie. Minęła
północ, kiedy w końcu usłyszeliśmy płacz dziecka, ale także huk w
sali porodowej i głosy lekarzy. Wszyscy stanęliśmy na równe nogi. Trzy razy
przetarłam oczy, kiedy zobaczyłam, że pielęgniarki wynosiły… mojego tatę! Na
szczęście podbiegła do nas jedna z nich.
-Proszę się nie denerwować. Dziecko
właśnie się urodziło, wygląda na całe i zdrowe, więc lekarz powiedział, że
świeżo upieczony tatuś może przeciąć pępowinę. Nagle jego nogi zrobiły się
miękkie i runął na środku sali. Panu Edwardowi nic nie jest, to tylko
stres sprawił że stracił przytomność.
- Aaa… Dziękujemy Pani - odparł dziadziu,
który po ujrzeniu taty zaczął odmawiać już chyba trzeci dzisiaj różaniec.
- Wcześniej powinniśmy zainwestować w
kask, ale na przyszłość będziemy o tym pamiętać- zażartowałam.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem, co
prawdopodobnie ocknęło tatę. Zerwał się na równe nogi i zaczął nas wszystkich
ściskać, krzycząc:
Mam syna! Mam syna!
- Dopiero teraz to odkryłeś? Z tego co
wiem to syna masz już od 17 lat- tłumiąc śmiech odparł Andrew
-Ale drugiego dziecko drogie!Rozumiesz?!
Drugiego! Kocham Cię Andrew!
Po kolei tata powtarzał ten tekst każdemu
z członków naszej rodziny. Na końcu podszedł do Michaela:
- Dziękuję Ci jeszcze raz za przysługę!
Nie wiem co ty robiłeś pod naszym domem, ale nie czas teraz na takie rozmowy. W
każdym razie cieszę się że cię znowu widzę!
Po tych słowach objął go i poklepał po
ramieniu. Michael, zakłopotany jak zwykle w takich sytuacjach rzekł:
- Nie ma za co dziękować! Jestem to winny
Państwu i Laurze, zresztą całej rodzinie. Ja ymm... Ja już będę się zbierał.
Jeszcze raz gratuluję dzidziusia i proszę pozdrowić panią Angelikę!
- O tej porze chcesz wracać do domu?
Przecież stąd jest kawałek drogi do nas! Zostań z nami, kiedyś byliśmy prawie
jak rodzina.
- Naprawdę pójdę już, spacer dobrze mi
zrobi. Dobranoc!
Kiedy Michael się
oddalił spostrzegłam, że Andrew podbiegł do niego i rozmawiali kilka minut. Na
pożegnanie uścisnęli się jak starzy, dobrzy przyjaciele. Chciałam się zapytać
brata o co chodziło, jednak dostaliśmy ogłoszenie, że możemy zobaczyć mamę i
braciszka. Podekscytowana pobiegłam w kierunku sali. Zobaczyłam mamę
leżącą na łóżku. Jej oczy były zmęczone, ale jednocześnie promieniały
szczęściem. Przytuliłam ją i szepnęłam:
- Kocham cię… Dziękuję ci za
wszystko… i za maluszka też. Jak się czujesz?
- Słońce, ja ciebie również. Czuję się
cudownie.
- Cudownie? Przecież ahh… nawet nie
potrafię sobie wyobrazić tego bólu.
- Kochanie, masz rację, ale kiedy tylko
usłyszy się płacz dziecka, zobaczy, weźmie się na ręce zapomina się o wszystkim
i jest się najszczęśliwszą kobietą na świecie… Zresztą. kiedyś ty też to
poczujesz.
Po chwili odsunęłam się od mamy, by powitać mój nowy, najwspanialszy Skarb. Gdy
tylko ujrzałam maleństwo łzy napłynęły mi do oczu. Dotknęłam jego malutkiej
rączki… Moja w porównaniu była taka ogromna… Poczułam się za niego
odpowiedzialna.
Kiedy tylko zobaczyłam mojego braciszka,
od pierwszej sekundy pokochałam go z całego serca.
O MÓJ BOŻE...!! W końcu się doczekałam! :D
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam, że Laura mu wybaczy... ;D
Jestem jasnowidzem! Ale jaja! :D
hahaha... Myślałam, że padnę jak czytałam o ojcu Laury.. Aż musiałam z pokoju wyjść, bo w moim pokoju tata gra na komputerze i by mnie uznał za jakąś psychczną jakbym się zaczęła śmiać, ale to tylko taki szczegół... :D
Czekam na nn z niecierpliwością ( w sumie nic nowego :P)
Zapraszam do mnie na
mjteam.blog.pl
nowa notka :)
Pozdrawiam, Jacksonowa ;D
Świetny rozdział, najlepsza scena w aucie i w szpitalu :D Bardzo dobrze, że Laura mu wybaczyła, bo ileż można się gniewać za taką głupotę ;D Zwłaszcza na Niego... :)))
OdpowiedzUsuńCzekam na nn i pozdrawiam!!!
Jejku jak szybko to zleciało pamiętam jak dopiero co czytałam o tym, że Laura dowiedziała się o tym że jej mama jest w ciąży :D Wiedziałam, że Laura mu wybaczy na niego nie można się długo gniewać :). Super zwrot akcji a scena w samochodzie i na porodówce po prostu rozwalająca, nie mogłam przestać się śmiać, naprawdę macie talent pisarski :D
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę się doczekać następnej części :P
To jest świetne, uwielbiam to opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że następna część szybko się pojawi :P
Pozdrawiam i życzę weny do pisania :D
Zajebiste ;p. Wszystko co najlepsze dziewczyny już napisały.
OdpowiedzUsuńŚwietne. Czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog.:)Czekam na kolejną notkę
OdpowiedzUsuńGratuluję rodzeństwa bohaterce opowiadania ;)). | Michael musiał ich wieźć mimo że niezbyt dobrze jeździ... ;d ;p
OdpowiedzUsuńChyba nikt mnie źle nie zrozumie jeśli powiem że bardzo utorzsamiłam się z Laurą :P Wybuchłam śmiechem gdy opowiadała o akcji w aucie i moja mama krzywo sie na mnie popatrzyła :,D ... Jedno pytanie: Dlaczego wcześniej nie odkryłam tego bloga? Chętnie przeczytam wszystko. Też chciałam napisać bloga o Mike'u ale zostawiam tą robote dla osób bardziej uzdolnionych, moge opowiadania przypominałyby historyjki dla dwuletnich dzieci :P
OdpowiedzUsuń