czwartek, 29 sierpnia 2013

Działalność charytatywna Króla. :)

Cześć Kochani!
W dzisiejszej notce skupię się na działalności charytatywnej Michaela. Na pewno nie uda mi się wypisać wszystkiego bo było tego na prawdę dużo. ;)

Jak wszyscy wiedzą Mike ma dziś urodziny. Obie z Dianą życzymy mu Wszystkiego Najlepszego! Przede wszystkim życzymy mu, żeby pamięć o nim nigdy nie zgasła!
Happy Birthday Michael! We love You so much!



Jedną z pierwszych działalności w jakie zaangażował się Mike była zbiórka pieniędzy dla ludzi głodujących w Afryce. Myślę, że wszyscy wiecie o co chodzi. Singiel "We are the World" został napisany specjalnie na ten cel. Jak wiemy Michael razem z wieloma innymi gwiazdami, m.in. Dianą Ross, Tiną Turner,  Steviem Wonderem i Willie Nelsonem, nagrywają cudowną piosenkę. Był to trafny cel. Utwór przyniósł aż 90 mld dolarów! A to nie mała sumka.

Rok 1988. Michael spotyka się z księżną Dianą i księciem Karolem. Wręcza im dwa, ogromne czeki.  Jeden na fundacje Prince's Trust, a drugi dla szpitala dziecięcego.


W 1992 roku Michael Jackson założył własną działalność charytatywną, którą nazwał "Heal the World". Głównym celem tej działalności jest pomoc chorym i potrzebującym dzieciom.

W 1993, MJ wraz z Pepsi-Cola w Tajlandii wsparł organizację królewską Crown Princess Maha Chakri Sirindhorn's charity, the Rural School Children oraz Youth Development Fund organizacje te zajmują się dostarczaniem posiłków wiejskim dzieciom w Tajlandii.


W 2001 rok Michael zorganizował dwa koncerty charytatywne w Niemczech i w Japonii- "What more can I give" dla rodzin ofiar, które zginęły w katastrofie WTC.





w.i.t.h. Love!
Billie.



Część informacji pochodzi ze strony: http://www.geniusmichaeljackson.com 

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Opowiadanie część 8

Cześć Kochani!
Wybaczcie, że musieliście tyle czekać. Brak weny mi doskwierał. :( To chyba przez stres. Wiecie, koniec wakacji, zaczyna się szkoła. Trochę smutno. No bo kto by chciał wracać do szkoły?

Ostatnio strasznie spodobał mi się Robbie Williams. <3
Podzielę się z wami moim nowym idolem. Może komuś się spodoba, a może ktoś już go lubi? ;)





A teraz notka. Miłego czytania. ;)
Billie. :*

     

 Następnego dnia z samego rana pobiegłam do szpitala. Mama musiała jeszcze przez kilka dni zostać z maluszkiem na obserwacji. Byłam taka szczęśliwa! Chciałam tam być cały czas! Opiekować się moim małym braciszkiem. Był taki uroczy! Z wielkim uśmiechem na ustach wpadłam do pokoju, który zajmowała mama. Jakież było moje zdziwienie kiedy w środku zastałam Katherine Jackson! Byłam pewna, że nasze rodziny już dawno zerwały kontakt. Co ona tu robiła?

- Cześć mamo. Dzień dobry pani.

- Witaj Lauro. - Katherine się do mnie uśmiechnęła. Odwzajemniłam uśmiech. Mama jednak wyczuła moje zdumienie.

- Nic Ci wcześniej nie mówiłam Kochanie. Przepraszam. Nie chciałyśmy, żeby nasz mały sekret się wydał i wprowadził wiele zamieszania. Razem z Katherine utrzymujemy kontakt od wielu lat, mimo że  oficjalnie nie powinnyśmy ze sobą rozmawiać.

-Ale... Ale jak to możliwe?- dopytywałam się, zszokowana.

- Spotykałyśmy się od czasu do czasu na mieście, w kawiarni. Czasem mówiłam Ci, że idę na zakupy, ale to był tylko pretekst by wyjść i spotkać się z naszą kochaną sąsiadką -wyjaśniła mama.

- Michael opowiedział mi wczoraj o tym co zaszło. Musiałam przyjść i zobaczyć tego szkraba.- dodała Pani Katherine. 

Moje zdziwienie zamieniło się w ogromną radość. Fakt, że mama i Katherine utrzymywały ze sobą kontakt obudził we mnie wielkie nadzieje związane z odnowieniem relacji z Jacksonami. Mogłam teraz bez obaw spotykać się z Michaelem, i z Katherine.

- Bardzo się cieszę! Ja i Michael również utrzymujemy kontakt od niedawna. Cieszę się, że wy też.

- Właśnie słyszałam od taty w jakich okolicznościach was zobaczył razem.- Mama uśmiechnęła się łobuzersko.

-Czy ja o czymś nie wiem?- dodała zaciekawiona sąsiadka.

- Yyy.. Ależ skąd! Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi!

- Angeliko, jak dacie małemu na imię? - zapytała Katherine, zmieniając temat.

- Wiesz, jeszcze się nad tym nie zastanawiałam. Lauro, może Ty wybierzesz imię dla braciszka? - zapytała mama.

- Ja? Ale na pewno mogę?

- Oczywiście, że tak. Jesteś jego siostrą. - Uśmiechnęła się do mnie mama.

- Bardzo podoba mi się imię Philip.

- Jest cudowne! W takim razie, Katherine, przedstawiam Ci małego Philipa.

Byłam zachwycona. Cieszyłam się, że mamie spodobało się imię, które wybrałam.

- Katherine, ja wiem, że nie jesteście chrześcijanami, ale może wpadlibyście z Michaelem na chrzciny małego? Potem zapraszam na skromny posiłek do domu. - zaproponowała mama.

- Bardzo dziękuje za zaproszenie. Z wielką chęcią was odwiedzimy.

 

* * *

 

      Imię wybrane prze ze mnie jednak nie wszystkim się spodobało.

- Philip!? Co to jest za imię? Kto to w ogóle wymyślił? - krzyczał dziadek wymachując na wszystkie strony laską. Przy okazji rozbił dwa wazony.

- Tato. Tato, uspokój się - prosiła mama. - Imię wybrała Laura. Nam wszystkim się podoba.

- Ale to nie jest imię dla mojego wnuka! Powinien nosić wdzięczne imię. Takie jak Edward!

- Tato, żyjemy w XX w. Takich imion się już nie używa. Zresztą. To będzie krzywda dla dziecka. Zostaje Philip.

- To niedorzeczne! - obruszył się dziadek. Odwrócił się na pięcie i wymachując laską ruszył w stronę swojego pokoju, zbijając przy tym kolejny wazon.

- Jesteś mi winny trzy wazony! - krzyknęła za nim wściekła mama.

- Angeliko uspokój się - zaczął tata. - Trzeba przygotowywać się do chrztu, a nie przejmować się grymasami ojca. Przejdzie mu. Zobaczysz. - Tata objął mamę w pasie i ucałował w policzek. Od razu się uspokoiła. Aż miło było na nich patrzeć. Po tylu latach oni nadal mocno się kochali. Zazdroszczę im. Mama nie chciała pomocy. Wolała sama wszystko zrobić po swojemu, dlatego opuściłam kuchnię i poszłam do małego. W pokoju zastałam dziadka, który żalił się mojemu małemu braciszkowi. Wyglądało to komicznie!

- Wnusiu, przykro mi. Próbowałem, ale oni mnie nie słuchają. Musisz jednak wiedzieć, że dla mnie zawsze będziesz Edwardem! Zawsze! - szeptał dziadek.

Nie chciałam mu przerywać. Stałam w drzwiach i z uśmiechem patrzyłam na tę sytuację. Mimo że moja rodzinka jest szalona, to ich kocham. I nie zamieniłabym ich na żadną inną.

 

* * *

 

            Kilka dni później odbył się chrzest. Wszyscy byliśmy zestresowani i zabiegani. Co chwilę ktoś czegoś szukał, ktoś coś zgubił. Istny chaos! Kiedy już się wystroiliśmy, stół był nakryty i gotowy by podawać na nim posiłki, wyszliśmy z domu i ruszyliśmy do kościoła. Jak się okazało nie ogarnęliśmy się do końca. Zapomnieliśmy o Philipie! O mało co się nie posikałam ze śmiechu. Wszyscy idziemy na chrzest małego i zapominamy go zabrać. Po prostu cudowna z nas rodzinka. Tata szybko pobiegł po malucha i już wszyscy w komplecie weszliśmy do kościoła. W trakcie mszy ksiądz zaprosił rodziców z maluszkiem pod ołtarz i zapytał.

- Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka?

- Philip Andrew.

- Dobrze. Andrew Philipie ja Ciebie...

- Nie, nie, nie! Philip Andrew!

- Oh, przepraszam. Philipie Andrew, ja Ciebie chrzczę, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Amen.

 

 Wieczorem po wspólnym posiłku razem z Michaelem poszliśmy do mnie do pokoju.

- Zwariowany był ten dzień. - zaczęłam. - Jestem strasznie zmęczona.

- Nie dziwie Ci się. Ale, żeby zapomnieć dziecka? - oboje wybuchliśmy śmiechem.

- Zaśpiewasz coś dla mnie? - zapytałam. Nie wiedziałam dlaczego to zrobiłam. Wyrwało mi się, ale wcale nie chciałam tego cofać. Michael położył się koło mnie na łóżku i zaczął śpiewać mi kołysankę. Byłam tak zmęczona, że usnęłam w ciągu chwili. Na prawdę żałowałam, że zasnęłam tak szybko. Chciałam go słuchać i słuchać. Jego głos był taki cudowny, delikatny i kojący.

Obudziłam się w środku nocy. Co się ze mną dzieje? Siedziałam sama na łóżku i płakałam. Tak bardzo chciałam, żeby on był teraz obok, uspokoił mnie i zaśpiewał.


Billie&Diana.

niedziela, 25 sierpnia 2013

Wygląd Michaela

   

 
       Postanowiłam dziś poruszyć temat nieco kontrowersyjny i nieprzyjemny dla fanów- operacje plastyczne Michaela Jacksona.
    Moim zdaniem nie możemy ukrywać, że Mike poprawiał swoje ciało, jednak warto zastanowić się dlaczego to robił, co go do tego motywowało.  My, fani nie lubimy rozmawiać na ten temat, gdyż właśnie ten aspekt jest częstym atakiem na osobę Michaela Jacksona. Często spotykam się z takim wyjaśnieniem niechęci do tego muzyka:
Ja: Dlaczego nie lubisz Michaela Jacksona?
X: Bo był świrem, zobacz co on z siebie zrobił.
Niestety nawet jakbym próbowała, starała się tłumaczyć cały dzień, to i tak tacy ludzie skwitują, że jestem nienormalna tak jak On.
      Ostatnio do moich rodziców przyjechali goście i dowiedziałam się wtedy, że koleżanka mojej mamy była na koncercie Michaela! Mi oczywiście szczęka opadła, próbowałam się dowiedzieć jak najwięcej szczegółów. Niestety Pani prawie nic nie pamiętała. Podsumowała całe wydarzenie jednym zdaniem, że to było w Chicago i był wtedy jeszcze czarny, jeszcze przed wybieleniem. Ja od razu zareagowałam: Nie było żadnego wybielania! On był chory!
Ktoś dorzucił: Taaa, chyba na głowę. Mama oczywiście też tak stwierdziła.
Po spotkaniu powiedziałam mamie: Co ty gadasz? Przecież tyle razy Ci to tłumaczyłam? Ona stwierdziła, że nie pamięta.
W takich sytuacjach po prostu ręce mi opadają. Ludzie, którzy nie są fanami wierzą w każde medialne słowo, nie wspomnę, że rodzicom o tym gadałam z milion razy, ale oni najwyraźniej patrzą na to z przymrużeniem oka, a swoje i tak wiedzą.
         Na pewno nie mam wątpliwości co do tego, że Michael był chory, dlatego przestał być czarnoskóry. Przecież świadczą o tym, nie tylko ślady, plamy, zdjęcia itp, lecz fakt, że skóra Michaela stała się po prostu biała jak ściana. Takie rzeczy występują wtedy kiedy ona traci pigment. Przecież pisze jak byk, że osoby cierpiące na vitiligo muszą unikać słońca, gdyż są szczególnie narażone na raki skóry itd. Dla ludzi oczywiście unikanie słońca przez Michaela poprzez np. chodzenie w południe z parasolkami są kolejnym elementem jego dziwacznego stylu życia.
           Wracając do jego operacji... Czasem kiedy ktoś pozwoli mi dojść do głosu i wysłucha historii Michaela to, kiedy opowiem takim osobom o jego dzieciństwie, problemach, działalności charytatywnej, miłości do dzieci zawsze słyszę: Naprawdę? Nie wiedziałe/am o tym. 
Ja sama patrzę na Michaela obiektywnie. Nie ubóstwiam go, nie uważam za anioła na Ziemi. On był dla mnie dobrym, zdolnym człowiekiem, który był zbyt wrażliwy i za bardzo wierzył w ludzi. Świat show biznesu jest zbyt okrutny dla takiego człowieka. Nie bez powodu się pogubił. Nie bez powodu chciał, a potem stał się wiecznym dzieckiem. Myślę, że nie muszę opowiadać o tym jak traktował go ojciec, jak kuzyni się z niego wyśmiewali, bo to wszystko wiecie. Kiedy Michael odniósł pierwsze sukcesy w karierze solowej miał swoje pieniądze,  więc postanowił w końcu zmienić ten nieszczęsny nos, to co uprzykszało mu całe życie.Dlaczego  nie zmienić  czegoś, czego się nie znosi, skoro ma się możliwości? W erze Thiller już wyglądał inaczej. Wiadomo, że jego twarz miał prawo się zmienić po nieszczęśliwym wypadku, na skutek czego doznał silnych poparzeń, lecz wiadomo, że on miał tych operacji znacznie więcej. Dlaczego? Sama sobie często zadaję to pytanie. Cierpiał na chorobę psychiczną (nie boję się określenia "psychiczną" bo to nie znaczy, że był wariatem!), która polegała na nieakceptacji swojego ciałą. Potem już wpadł w błędne koło, chciał coś poprawić, wychodziło gorzej. On na pewno bardzo cierpiał, jego organizmowi ciężko było znosić te zabiegi,  co też prawdopodobnie miało wpływ na uzależnienie się od lekarstw. Jak to się skończyło wszyscy wiemy....
           Zawsze jak piszę albo zastanawiam się nad tym jest mi przykro. W tym, brutalnym świecie nie ma miejsca dla Piotrusiów Panów :/


Jakie są Wasze refleksje, opinie na ten temat? 








Diana

wtorek, 20 sierpnia 2013

OPOWIADANIE!- część 7

Cześć wszystkim! Wakacje powoli dobiegają końca. Nie wiem jak wam, ale sama nie wiem kiedy ten czas tak szybko minął. Mam wrażenie, że rok szkolny zakończył się raptem tydzień temu. :) Na pocieszenie wstawiam kolejną część opowiadania. Mam nadzieję, że nasze wypociny poprawią Wam humor! :) Komentujcie i oceniajcie! :D

Diana


           Wracając z kina, które ufundowała Stacy byłam roześmiana i zadowolona. Po drodze do domu spotkałyśmy jeszcze kilku znajomych ze szkoły, którzy na mój widok, na środku chodnika zaczęli mnie podrzucać i śpiewać „Happy Birthday”. Nigdy tego nie zapomnę i nie tylko dlatego, że mam lęk wysokości. Czułam się wtedy naprawdę wyjątkowa, szczególnie gdy zwykli przechodnie, widząc całe zamieszanie podchodzili i dołączali się do życzeń. W końcu nie byłam zwykłą, szarą myszką. Niestety taki dzień przeżywa się tylko raz w roku… Przynajmniej ja przeżywam, bo do gwiazdy mi bardzo daleko.

 

 Tuż przed bramką prowadzącą do mojego domu, pożegnałam się ze Stacy:

- Dziękuję Ci za cudowny dzień! Jesteś najlepszą przyjaciółką na świecie!

- Nie ma za co Kochana! Teraz uciekam do domu, jest już ciemno i późno. Pora iść spać. Do zobaczenia!

- Papa! Widzimy się wkrótce!

Gdy tylko postać Stacy zniknęła za drzewami,  dostrzegłam wracającego spod moich drzwi wyjściowych Michaela. Chyba musiał mnie zauważyć, albo przynajmniej usłyszeć kilka chwil wcześniej, ponieważ nie spuszczał ze mnie wzroku i powoli zmierzał w moim kierunku. Jego twarz była smutna i pełna skruchy. Zastanawiało mnie co on tutaj robił, gdyż zawsze spotykaliśmy się w hotelach, po koncertach, ale nigdy w domu. Wyglądało to jakby właśnie wracał z wizyty u moich rodziców, chociaż to było niemożliwe, ponieważ oni nie wiedzieli, że się przyjaźnimy. Zrozumiałam wtedy, że przyszedł do mnie. Zupełnie podświadomie w moim gardle utknęła wielka gula. Nie zdążyłam nawet w jakikolwiek sposób zareagować, ponieważ on  stał już naprzeciwko i mnie wyprzedził:

 

- Cześć… Przyszedłem złożyć Ci życzenia z okazji  twoich urodzin. Wiem, że dzień się już kończy, jest późno… ale chciałem zdążyć. Jest mi strasznie głupio, że nie mam żadnego prezentu… Nie będę ukrywać, że zapomniałem. Możesz na mnie nawrzeszczeć, przestać ze mną rozmawiać, bo nie jestem materiałem na przyjaciela, jak widać zresztą.

 Nie wiedziałam jak się zachować. Wiele myśli przewijało się po mojej głowie. Zawalił - to jest fakt. Ale czy jest sens się obrażać na całe życie? Przez coś takiego zniszczyć to, co udało nam się odbudować przez ostanie pół roku? NIE! NIE! NIE!. Nie jesteśmy już dziećmi! Przyszedł mnie przeprosić i złożyć mi życzenia, więc wszystko jest chyba w porządku.

Po kilku minutach takiego „zawiasu” dostrzegłam, że czekoladowe oczy Michaela robią się coraz bardziej przestraszone, zrezygnowane i skruszone. Tak... im  naprawdę jest trudno odmówić... Ba! Im zdecydowanie nie można odmówić.  Pewnym krokiem podeszłam do niego, stanęłam na palcach i przytuliłam go do siebie. Poczułam szybko bijące serce mojego przyjaciela. Dokładnie – przyjaciela. Takie incydenty nie sprawią, że przestaniemy się razem trzymać. Jego dotyk i zapach sprawiały, że było mi wtedy naprawdę dobrze. Mogłam być przy nim taka spokojna... Po chwili zaczął po cichu powtarzać słowo „przepraszam”.

 

- Mike, przestań już. Wszystko jest w porządku. Nie potrzebuję prezentu, sztucznych ogni, ani nic podobnego. Cieszę się, że przyszedłeś.

- Obiecuję, że wszystko Ci w najbliższym czasie jakoś wynagrodzę.

-Naprawdę, nie trzeba. Hm... Chociaż możesz kupić sobie w aptece lekarstwa na sklerozę! - zachichotałam cicho. On odwzajemnił uśmiech.

Trwaliśmy w tym uścisku dobre kilka minut, gdy nagle usłyszałam, że  drzwi wejściowe zostały gwałtownie otwarte. W progu stanął mój tata z miną bardzo, ale to bardzo przerażoną.

 

- Laura jesteś już…. yyyy…  Michael?!

- Dzień dobry Panu.- odparł nieco zakłopotany.

-  Co ty tu robisz?! Wy się spotykacie?

Tato… - chciałam wytłumaczyć, ale on nagle, ku mojemu zaskoczeniu wykrzyczał:

Michael! Chłopie! Spadłeś nam z nieba! Błagam cię, odwieź nas do szpitala, bo Angelika chyba rodzi! Jesteśmy w podbramkowej sytuacji, gdyż z dziadkiem przed chwilą wypiliśmy po lampce wina! Nie spodziewaliśmy się tego już dzisiaj! Proszę Cię! Ratuj!

- Edward, co ty  do cholery  tak długo robisz w tych drzwiach?! Zaraz oszaleję! Jesteś nieodpowiedzialny!- usłyszałam przepełniony bólem głos mamy.

- Już, już kochanie! Mamy z kim jechać! Michael, biegnę po kluczyki! Pojedziemy naszym autem dobrze?!

- Dobrze dobrze…- odchrząknął zszokowany, zresztą nie mniej niż ja, Mike.

 

 

                                               *      *      *

 

 

         Całą drogę do szpitala modliłam się, by dojechać tam w całości. Generalnie Michael do dobrych kierowców nie należał, prowadził  pojazdy tylko wtedy, kiedy musiał i nie jeździł, zbyt szybko, lecz w tej sytuacji musiał zwiększyć licznik  kilometrów na godzinę i absolutnie nie czułam się bezpieczna. Do tego jechaliśmy w naszym niewielkim aucie jak rodzina jakiś… yyy  świrów?  Kiedy tylko stawaliśmy na światłach inni kierowcy albo przechodnie patrzyli na nas jakbyśmy właśnie uciekli  z zakładu dla wariatów lub uśmiechali się rozbawieni. Zapewne sama  nie powstrzymałabym się od śmiechu, gdybym zobaczyła, że w niewielkim aucie  siedzi kierowca (Mike) z wielkimi przerażonymi oczyma, na sąsiednim siedzeniu krzyczy rodząca kobieta, czyli mama. Tata, który zamiast z tyłu, siedzi prawie na hamulcu ręcznym by być jak najbliżej żony, Dziadek wymachuje laską i nieustannie poprawia kierującego Michaela, nie wspominając już o mnie, siedzącej na kolanach brata, który zamiast się zamartwiać  chichra się z nas wszystkich bez przerwy. Istne szaleństwo! Oczywiste jest jednak to, że przecież nikt w takim momencie nie chciał zostać w domu. 

     Na szczęście w szpitalu wszyscy się ogarnęliśmy (przynajmniej się staraliśmy) i zestresowani czekaliśmy, aż ogłoszą nam dobrą nowinę. Czas dłużył nam się okropnie. Minęła północ, kiedy w końcu usłyszeliśmy  płacz dziecka, ale także huk w sali porodowej i głosy lekarzy. Wszyscy stanęliśmy na równe nogi. Trzy razy przetarłam oczy, kiedy zobaczyłam, że pielęgniarki wynosiły… mojego tatę! Na szczęście podbiegła do nas jedna z nich.

 

-Proszę się nie denerwować. Dziecko właśnie się urodziło, wygląda na całe i zdrowe, więc lekarz powiedział, że świeżo upieczony tatuś może przeciąć pępowinę. Nagle jego nogi zrobiły się miękkie i runął na środku sali.  Panu Edwardowi nic nie jest, to tylko stres sprawił że stracił przytomność.

- Aaa… Dziękujemy Pani - odparł dziadziu, który po ujrzeniu taty zaczął odmawiać już chyba trzeci dzisiaj różaniec.

- Wcześniej powinniśmy zainwestować w kask, ale na przyszłość będziemy o tym pamiętać- zażartowałam.

Wszyscy wybuchnęli śmiechem, co prawdopodobnie ocknęło tatę. Zerwał się na równe nogi i zaczął nas wszystkich ściskać, krzycząc:

 

Mam syna! Mam syna!

- Dopiero teraz to odkryłeś? Z tego co wiem to syna masz już od 17 lat- tłumiąc śmiech odparł Andrew

-Ale drugiego dziecko drogie!Rozumiesz?! Drugiego! Kocham Cię Andrew!

Po kolei tata powtarzał ten tekst każdemu z członków naszej rodziny. Na końcu podszedł do Michaela:

 

- Dziękuję Ci jeszcze raz za przysługę! Nie wiem co ty robiłeś pod naszym domem, ale nie czas teraz na takie rozmowy. W każdym razie cieszę się że cię znowu widzę!

Po tych słowach objął go i poklepał po ramieniu. Michael, zakłopotany jak zwykle w takich sytuacjach rzekł:

- Nie ma za co dziękować! Jestem to winny Państwu i Laurze, zresztą całej rodzinie. Ja ymm... Ja już będę się zbierał. Jeszcze raz gratuluję dzidziusia i proszę pozdrowić panią Angelikę!

- O tej porze chcesz wracać do domu? Przecież stąd jest kawałek drogi do nas! Zostań z nami, kiedyś byliśmy prawie jak rodzina.

- Naprawdę pójdę już, spacer dobrze mi zrobi. Dobranoc!

 

     Kiedy Michael się oddalił spostrzegłam, że Andrew podbiegł do niego i rozmawiali kilka minut. Na pożegnanie uścisnęli się jak starzy, dobrzy przyjaciele. Chciałam się zapytać brata o co chodziło, jednak dostaliśmy ogłoszenie, że możemy zobaczyć mamę i braciszka. Podekscytowana pobiegłam w kierunku sali.  Zobaczyłam mamę leżącą na łóżku. Jej oczy były zmęczone, ale jednocześnie promieniały szczęściem. Przytuliłam ją i szepnęłam:

 

- Kocham cię…  Dziękuję ci za wszystko… i za maluszka też. Jak się czujesz?

- Słońce, ja ciebie również. Czuję się cudownie.

- Cudownie? Przecież  ahh… nawet nie potrafię sobie wyobrazić tego bólu.

- Kochanie, masz rację, ale kiedy tylko usłyszy się płacz dziecka, zobaczy, weźmie się na ręce zapomina się o wszystkim i  jest się najszczęśliwszą kobietą na świecie… Zresztą. kiedyś ty też to poczujesz.

        Po chwili odsunęłam się od mamy, by powitać mój nowy, najwspanialszy Skarb. Gdy tylko ujrzałam maleństwo łzy napłynęły mi do oczu. Dotknęłam jego malutkiej rączki… Moja w porównaniu była taka ogromna… Poczułam się za niego odpowiedzialna.

Kiedy tylko zobaczyłam mojego braciszka, od pierwszej sekundy pokochałam go  z całego serca.


Billie&Diana


środa, 14 sierpnia 2013

Michaelowe znajomości. :)

Cześć Kochani!
Nie chcę, żeby wam się nudziło czekając na kolejną część opowiadania dlatego piszę tę notkę. 
I przy okazji jeszcze raz bardzo chcę wam podziękować. Za to, że jesteście. Jak widzę, że nasz blog z dnia na dzień ma co raz więcej wyświetleń, notki są chętniej komentowane... to daję motywacje, żeby pisać dalej. Jesteście wielcy! I love you all! <3



Wracając do notki. Michael był sławny i miał wielu "przyjaciół". Chciałabym napisać o kilku. Pokazawać wam, albo tylko przypomnieć, kogo znał Michael. 

Freddie Mercury.
O znajomości Michaela z Freddiem wiedziałam od dawna. Nie przyglądałam się tej znajomości za bardzo. Nie widziałam takiej potrzeby. Jakiś miesiąc temu oglądałam filmy dokumentalny o życiu Freddiego. W pewnym momencie narrator zaczął opowiadać o Michaelu. Z zainteresowaniem słuchałam co takiego łączyło MJ z Mercurym. Na koniec o mały włos nie popłakałam się ze śmiechu, ale zacznijmy od początku.
Freddie był zachwycony głosem Michaela. Uważał, że ma on na prawdę duży talent. Po kilku spotkaniach postanowili razem nagrać kilka piosenek. I tak też się stało. Nagrali razem między innymi: 
„State of Shock" - piosenka znalazła się na albumie "Vicotry" zespołu The Jacksons. 
„ There Must Be More To Life Than This" - tą piosenkę przywłaszczył sobie Mercury. Myślę, że każdy ją słyszał. Znalazła się na solowej płycie Mercurego „Mr. Bad Guy".
Podobno jest jeszcze jedna piosenka. Tytułu nie podam, ponieważ nie mam pewności co do wiarygodności tych informacji. 
Współpraca Michaela i Freddiego zakończyła się w momencie, kiedy Michael przyszedł do studia.... z lamą. xD Mercury oświadczył, że nie będzie nagrywał razem z lamą i zakończył współpracę. 


Paul Maccartney.

Wszyscy znamy duety MJ z Paulem. Nagrali razem utwór "Say say say" oraz "The girl is mine". Z tego co wiem pokłócili się po tym, jak Michael wykupił na aukcji prawa autorskie do utworów grupy "The Beatles".


Eddie Murphy.
Aktor, który jest znany głównie z komediowych roli. Co ma wspólnego z Królem Popu? Eddie wystąpił gościnnie w teledysku do utworu "Remember the time". Później Murphy zaprosił Michaela do wspólnego nagrania piosenki "Whatzupwitu". Z tego co się zorientowałam kolejność była właśnie taka. Piosenka Remember the time nagrana została w 1990r, a wydana w 1992. Dokładnie rok później ukazał się utwór Whatzupwitu. 


Elizabeth Taylor.
Jedna z najbardziej znanych przyjaciółek Michaela. Towarzyszyła mu do samego końca i najprawdopodobniej jako jedyna była prawdziwą przyjaciółką Michaela. Towarzyszyła mu do końca życia. W internecie jest wiele filmików, na których widać jak bardzo byli ze sobą zżyci. Obdarowywali się prezentami, co najlepiej widać na jednym z prywatnych nagrań Michaela. Dostaje on od Elizabeth prawdziwego słonia, a ona w podzięce otrzymuje olbrzymi porter. Elizabeth jako pierwsza pokazała Michaelowi czym są święta Bożego Narodzenia. Jak wiemy Michael był świadkiem Jehowym. Ludzie spekulują na temat tego czy Michael pod w trakcie swojego życia nie przeszedł na chrześcijaństwo, ale nie ma na to dowodów. To co spodobało mi się w zachowaniu Liz Taylor, to to, że nie wzięła udziału w szopce jaką był pogrzeb Michaela. Oczywiście mówię tu o memoriale. Pokazała tym, że śmierć Michaela jest dla niej bolesna, i że powinno się ją uczcić należycie, a nie odstawiać szopki przed tysiącami fanów. A potem bawić się na "stypie". Michael zawsze kochał Liz, a ona jego. Jego miłość do niej można zobaczyć chociażby w piosence "Elizabeth, I love you", którą Michael przygotował na urodziny Taylor.
Oby oboje zaznali szczęścia po śmierci. 


Michael znał wielu ludzi. Dotarcie do wszystkich i napisanie o nich zajęłoby wieki. Dlatego wymieniłam tylko kilka osób. ;)
W poniższych filmach widzimy współpracę Michaela z wieloma artystami.


We are the world! <3 


What more can i give. 

Uwielbiam te piosenki. Obie powstały w celach charytatywnych. Pierwsza, jako pomoc dla dzieci z Afryki. Druga dla rodzin ofiar, które zginęły w katastrofie WTC. 

Tak na prawdę Mike nie miał wielu przyjaciół. Widywało się go w otoczeniu różnych gwiazd. Madonna, Freddie Mercury, Meryl Streep, Britney Spears i wielu innych. Prawda jest jednak taka, że większość z tych "przyjaźni" oparta była na pieniądzach, chęci rozgłosu czy innych podobnych powodach. Prawdziwą przyjaciółką Michaela z całą pewnością była Liz Taylor, która nigdy się od niego nie odwróciła.

Jeśli chcecie poznać więcej sławnych osób, z którymi Mike się znał polecam w każdy piątek zaglądać na oficjalny fanpage Michaela Jacksona na Facebooku. O tu. Istnieje tam coś takiego jak Friendly Friday. W każdy piątek wrzucane jest zdjęcie Michaela z... no właśnie. Z kim tym razem? Dowiemy się w piątek.

Enjoy!

w.i.t.h Love!
Billie.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Opowiadanie - Część 6

Cześć Kochani!
Wybaczcie, że musieliście czekać na kolejną część dłużej niż na pozostałe. Miałam trochę zamieszania i nie miałam kiedy pisać opowiadania. Mam nadzieję, że się nie gniewacie. :)
Życzę miłego czytania.

Billie.

Nadszedł ten dzień. Dzień moich urodzin. Powinnam się cieszyć. Urodziny wiążą się z tym, że każdy jest tobą zainteresowany, wszyscy są dla ciebie niezwykle mili i dostajesz mnóstwo prezentów, ale ja nie umiałam się cieszyć. Michael zapomniał o moim święcie. Jak mógł zapomnieć? Podobno z tą dziewczyną nic go już nie łączy. Dlaczego więc ona jest dla niego ważniejsza? I to w taki dzień. Pewnie jeszcze długo zadawałabym sobie te pytania bez odpowiedzi, gdyby nie Stacy. Wpadła do mojego pokoju i rzuciła mi się na szyję.

 

- Wszystkiego Najlepszego siostro! - odsunęła się ode mnie. Na jej twarzy widniał uśmiech, ale jej oczy były smutne. - Starzejesz się. Masz! Otwieraj! - wręczyła mi małą paczuszkę.

- Stacy, bardzo Ci dziękuję, ale może najpierw powiesz mi co się stało. - odparłam.

- Ależ nic. Czemu myślisz, że coś się stało? - zapytała lekko zaniepokojona.

- Widzę to po Twoich oczach. Możesz się uśmiechać od ucha do ucha, ale Twoje oczy zawsze powiedzą mi jak jest na prawdę. Mów co się stało. Pokłóciłaś się z Lucasem?

Z twarzy mojej przyjaciółki znikł udawany uśmiech.

- Rozstaliśmy się - powiedziała, a jej oczy zaszkliły się od napływających łez. - Wczoraj się pokłóciliśmy. Krzyczał, obrażał Ciebie, a ja nie wytrzymałam. Przesadził. Musiałam go zostawić, chociaż tak bardzo nie chciałam. - mówiąc to Stacy się rozpłakała.

- Dobrze zrobiłaś. Na prawdę. On nie był dla Ciebie. Teraz zaczniesz nowe, lepsze życie. A ja Ci w tym pomogę - pocieszałam ją. Zastanawiałam się jednocześnie, czy przyznać się jej do tego co zaszło wczoraj między mną, a Lucasem. Jego złość na mnie była słuszna. Patrzyłam na zapłakaną Stacy. Zdecydowałam jednak, że nie mogę jej powiedzieć. Wreszcie go zostawiła. I niech tak zostanie.

- Dobra. Muszę się opanować. W końcu masz urodziny! - Przyjaciółka niezdarnie próbowała się rozweselić. - Co dostałaś od Michaela? A może dopiero się będziecie widzieć? - zapytała.

- Michael zapomniał. Umówił się z byłą dziewczyną i dziś się nie zobaczymy.

Po minie przyjaciółki widziałam, że humor jej się zmienił.  Siedziała z wybałuszonymi oczami i szeroko otwartą buzią.

- Pieprzysz! Jak to zapomniał?!

- No normalnie. Zapomniał. Ale mówi się trudno. - Starałam się nie pokazywać przyjaciółce, jak bardzo boli mnie ten fakt.

- A to drań! Nie przejmuj się kochana! Wstawaj. Idziemy się zabawić. - rozkazała mi Stacy. „W sumie nie mam nic do stracenia.” – pomyślałam, po czym wstałam i podążyłam za Stacy.

 

* * *

 

Nie wiedziałem po co ona chce się ze mną spotkać. Znowu chce mnie zaciągnąć do łóżka? Przecież wie, że nic z tego nie będzie. Nie umiałem jej odmówić. Zapewne to by ją zraniło, a tego nie chciałem.

- Cześć  Tatum. O co chodzi?

- Michael! - Tatum rzuciła mi się na szyję. Delikatnie odsunąłem ją od siebie. - Co się stało? - zapytała.

- Nie jesteśmy już razem. Takie czułości są dla mnie kłopotliwe. - zawstydziłem się. Powinienem jej tak powiedzieć? A jak to ją uraziło? Oby nie.

- No tak. Rozumiem. Przejdę więc do sprawy, którą chciałam poruszyć. Wiem, że nam nie wyszło, ale mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe. Jednak nie o tym chciałam rozmawiać. Podoba mi się taki jeden chłopak. Znasz go i pomyślałam, że może mógłbyś powiedzieć mi o nim coś więcej - powiedziała.

Odwołałem spotkanie z przyjaciółką tylko po to, żeby rozmawiać z była dziewczyną o innym facecie? Byłem głupi. A to co powiedziała właśnie Tatum mnie zabolało. Dlaczego ona mi to robi? Myślałem... myślałem, że może chce wrócić.

- O kogo chodzi? - zapytałem. Nie chcę tego robić, ale nie mogę jej urazić.

- O Twojego brata. - odparła bez cienia wstydu. To zabolało jeszcze bardziej.

- Myślę, że możesz z nimi porozmawiać sama. Nieważne o którego ci chodzi. Każdy na pewno chętnie z tobą porozmawia. - odparłem. Nie chciałem być pośrednikiem. Nie między byłą dziewczyną, a własnym bratem.

- Dzięki. I tak mi pomogłeś. A gdzie mogę go teraz znaleźć? - zapytała.

- Dziś po koncercie w normalnych okolicznościach, poszlibyśmy do Laury. Ma urodziny, ale nasze rodziny się pokłócili, więc będziemy w domu. - W tym momencie do mnie dotarło co zrobiłem. Laura ma dziś urodziny! A ja o nich zapomniałem! Odwołałem spotkanie z nią dla Tatum. Zraniłem ją! Zerknąłem na zegarek. Teraz już nie zdążę. Zaraz mamy koncert. Pójdę do niej po koncercie. Oby mi wybaczyła!

- Tatum, muszę iść. Miło było cię widzieć. - pożegnałem się i pognałem do domu.

 

* * *

 

Cały koncert myślałem tylko o jednym. Skrzywdziłem Laurę. Nadal nie rozumiem jak mogłem zapomnieć. Oby tylko była w domu. Zapukałem. Drzwi otworzyła jej mama.

- O cześć Michael! - uśmiechnęła się do mnie. Zawsze była uroczą kobietą.

- Dzień dobry Pani. Zastałem Laurę?

- Niestety nie. Wyszła gdzieś z przyjaciółką.

- Oh. Dziękuję. Ja już pójdę. Do widzenia – pożegnałem się z panią Brown zrezygnowany.

„Nie ma jej. Jak ja się teraz wytłumaczę? A co będzie jeśli ona mi nie wybaczy? Nie mogę znowu stracić przyjaciółki” - zadręczając się myślami ruszyłem w stronę domu. Wtedy ją usłyszałem.

niedziela, 4 sierpnia 2013

„I love you Poland!” – część 2


    Witam wszystkich czytelników! Jeśli nawet trafiacie do nas przypadkowo zostawiajcie po sobie ślad, gdyż chcemy poznać Wasze opinie.:)  
Ja prywatnie jestem od kilku dni bardzo szczęśliwym człowiekiem, ponieważ mam zdjęcie pod hotelem ALDON w Berlinie, w którym rzecz jasna przebywał nasz Michael! :)
Dzisiejsza notka poświęcona jest również wizycie MJ w Polsce, tyle że miała ona miejsce w 1997 roku. 


    Michael Jackson po koncercie w Warszawie w 1996 roku, obiecał że jeszcze do nas wróci, ponieważ był zachwycony naszym krajem. Niestety mało osób wierzyło w jego zapewnienia. Ku zaskoczeniu niedowiarków Michael pojawił się w Polsce już wkrótce, bo 27 maja 1997 roku. Przyleciał na warszawskie lotnisko o godzinie 13 30. Został powitany nie tylko przez fanów, ale także specjalnie dla niego zatańczył dziecięcy zespół pieśni i tańca.




 Pospiesznie udał się helikopterem do Wilanowa. Nasz idol był zachwycony szczególnie starówką i pomnikiem króla Jana III Sobieskiego. O godzinie 15. 30 udał się do liceum im. Batorego, jednak nie zakłócając odbywających się w tamtym czasie matur ustnych spędził tam tylko 15 minut. Ciekawostką jest fakt, że kwiaty wręczyła mu Anna Mucha, która w tamtym czasie należała do szkolnego samorządu. 

Kolejnym punktem wizyty  były Łazienki, gdzie Michael obejrzał krótki, historyczny film o Warszawie. Pod koniec dnia spotkał się z przedstawicielami świata kultury. Wieczór umilił koncert muzyki Fryderyka Chopina. Michael otrzymał wtedy od prezydenta Warszawy klucze do stolicy oraz wizerunek syrenki. Na pewno każdego fana zachwycają i wzruszają wypowiedziane wtedy słowa Michaela:
 „Ludzi w Polsce uważam za prawdziwie wrażliwych, odważnych, a nade wszystko postrzegam ich wielką, wielką klasę. Chciałbym kiedyś tu mieszkać. Chcę tu, w Warszawie zorganizować Dzień Dziecka -święto nie tylko dzieci, ale również ich rodziców.". Michael opowiedział o swoim planie wybudowania wielkiego parku rozrywki, który miał być jedynym takim obiektem w Europie Środkowo-Wschodniej.

Drugi dzień spotkania Michael rozpoczął wizytą w pałacu prezydenckim, gdzie spotkał się z Jolantą Kwaśniewską. 




Następnie zwiedził hotel Bristol, który jak się potem okazało miał zamiar kupić. W ratuszu Michael wraz z ówczesnym prezydentem Warszawy podpisali list intencyjny. Zawierał on informacje, że w ciągu 12 miesięcy obie strony powołają siłę roboczą, która zaplanuje budowę, wybierze miejsce itd., a po upływie tego czasu podejmie się decyzje co dalej z tym robić. Wtedy też Mik po raz kolejny wypowiedział piękne słowa:
„Sześć razy zjeździłem cały świat , koncertowałem wszędzie, ale nigdzie nie podobało mi się tak jak w Polsce. Wizyta w tym kraju to dla mnie spełnienie marzeń dziecięcych."
 Z ratusza pojechał do szpitala przy ul. Litewskiej, gdzie młodzi pacjenci powitali go tańcząc do piosenki Billie Jean. On sam wzruszony, obdarował dzieci prezentami, po czym zakończył swój pobyt w Warszawie. Żegnała go kampania honorowa strażaków. Michaelowi, bardzo spodobały się mundury, więc zamówił dwa komplety: wyjściowy i bojowy.






Prywatnym samolotem poleciał do Wrocławia, a następnie helikopterem do Lubiąża. Tam też został powitany chlebem i solą. Michael był zachwycony pałacem, pragnął ten obiekt wydzierżawić. Wieczorem w środę poleciał do Breny, lecz przed odjazdem  zapewnił, że jeszcze do nas zawita...




Jak wiemy ta obietnica nie została spełniona. W sumie mu się nie dziwię. Chciał zrobić wielką rzecz dla naszego kraju, pragnął by Polska była ważnym i znanym państwem.  Niestety polskie władze zawsze wszystko psuły, psują i psuć będą, delikatnie mówiąc :(  Mnie krew zalewa jak sobie pomyślę, że ludzie mówiliby: właśnie TU Michael Jackson wybudował park rozrywki, specjalnie dla NAS.
Skończyło się jak zawsze w Polsce ;( A Michael tak bardzo pragnął nas pokochać, o nas pamiętać. Niektórzy na to nie pozwolili.



Diana