piątek, 28 lutego 2014

Bielactwo - powód do fałszywych oskarzeń?

Cześć Kochani. 
W dzisiejszej notce chciałabym poruszyć temat nieco drażliwy. Temat, z którym wiąże się wiele tez, kontrowersyjnych komentarzy, domysłów i plotek. O czym mówię? O zmianie koloru skóry Michaela Jacksona. 

Michael wbrew wszystkim plotkom, nie wybielił się od tak, dla zabawy. Nie zrobił tego też dlatego, że nie lubił czarnoskórych. W wielu wywiadach Mike podkreślał, że nie wstydzi się tego kim jest. Mówił wręcz, że jest dumny z bycia Afroamerykaninem i zawsze będzie się nim czuł. Kolor jego skóry zmienił się przez pewną chorobą, na którą zachorował Mike. Choroba, o której mowa, to Vitligo - bielactwo nabyte. Na czym ono polega? U chorego następuje depigmentacja płatów skóry. Na bielactwo zarówno może zachorować osoba czarno skóra jak i biała. Na wielu zdjęciach Michaela Jacksona widać ślady bielactwa. 

Przyklady:


Na zdjęciu powyżej widać początki choroby. 




Wszystkie te plamy, ciemniejsze lub jaśniejsze, są skutkami Vitligo. Michael nie miał wpływu na tą chorobę, na jej rozwój. Nie mógł jej zatrzymać. A jako, że był osobą publiczną ludzie wykorzystali tą chorobę przeciwko niemu tworząc te wszystkie plotki. 

Jest też jedna rzecz. Chodzi mi o Prince. Wiadomo, że temat tego, czy Michael jest biologicznym ojcem swoich dzieci też jest sprawą kontrowersyjną. Ja osobiście wierzę, że Prince, Paris, a już na pewno Blanket są biologicznymi dziećmi Michaela. I fakt, że najstarszy syn Króla również cierpi na bielactwo może potwierdzać to co myślę. Ale nie o tym teraz. 


Prince i bielactwo:


Przede wszystkim zależy mi na tym, żeby ta infromacja dotarła do osób, które uważają, że: Michael Jackson nie lubił czarnych, wstydził się tego, chciał być białym itp. Nie macie racji. Michael był chory. I to na prawdę nie jego wina. Chciał zatrzymać rozwój choroby, ale nie mógł. Póki było to możliwe, tuszował jej skutki. Ukrywał pod makijażem itp. Choroba jednak postępowała, a jej skutki były co raz gorsze i co raz bardziej widoczne. Przemiana Michaela była konieczna, żeby mógł wyglądać normalnie. 

Wolelibyście, żeby wyglądał tak?




A na koniec przykład dziewczynki, które przeszła to samo co Mike. Myślę, że jej było odrobinę łatwiej. Nie jest osobą publiczną, na którą z każdej strony czyhają wredni paparazzi.


Billie

wtorek, 25 lutego 2014

OPOWIADANIE - część 19!

 
   Witam wszystkich czytelników i zapraszam na kolejną część opowiadania!
Dziękuję za wszystkie komentarze i liczne odwiedziny. Mam nadzieję, że dzisiejszy odcinek też wam się spodoba.
Pozdrawiam!
Diana






 -Cholera jasna! – nieustannie klnęłam pod nosem, wchodząc do domu.
- Dziecko?! Co ci jest?- zapytała, nieco zaskoczona mama.
- Jak myślisz?!
- Czyżby profesor Crown?
- Tak! – odparłam z wściekłością, po czym rzuciłam torbę na ziemię i usiadłam przy kuchennym stole.
- Co znowu się stało?
- Jego się trzeba zapytać. Nie mam pojęcia, za co mnie tak nie lubi. Uwziął się na mnie! Stary gbur…
- Dobrze, dobrze… Nie obrażaj go już, tylko powiedz co od ciebie chciał.
- Jak mam go nie wyzywać skoro… Ahhh… Nawet nie mam siły o tym gadać…  Chodzi o to, że temu idiocie nie spodobał się mój krajobraz.
- Dlaczego? Kochanie, przecież ty jesteś taka zdolna.
- Jego nie obchodzą moje zdolności! – walnęłam pięścią w stół.
- Spokojnie, dobrze, że przyszłaś bo właśnie odgrzewałam zupę – mówiąc to, mama podała mi na talerzu jarzynówkę. – Opowiedz wszystko od początku.
- Wyobraź sobie… grrrr… Wyobraź sobie, że  dziś na zajęciach z malowania krajobrazu mój kochany profesorek wkurzył się na mnie i powiedział, że moja praca nie zgadza się z jego wizjami artystycznymi. Dlaczego?! Dlatego, że wymyśliłam sobie, że namaluję polską wieś, z tego albumu po babci! Ten bufon stwierdził, że w ten sposób promuję komunistyczną ideologię! Idiota!
- Rzeczywiście… Idiota – podsumowała zrezygnowana mama. – Nie ma sensu się nim przejmować. Takie typy niestety były, są i będą. Zjedz teraz i odpocznij.
- Wiesz mamo... to dojeżdżanie naprawdę jest męczące. Prawdopodobnie w przyszłym roku zdecydujemy się ze Stacy na wspólne mieszkanie.
- Co ja bez ciebie zrobię! Zdaję sobie jednak sprawę, że masz rację. Sama w okresie życia studenckiego mieszkałam w akademiku, mimo że tutaj miałam  swój dom.
- Na pewno będę przyjeżdżać na weekendy. Zresztą, do tego czasu czeka mnie jeszcze kilka miesięcy użerania się z ukochanym profesorem.  Teraz lecę na chwilkę do siebie, muszę się zrelaksować, bo strasznie boli mnie głowa – powiedziałam, myjąc po sobie naczynia.
- Czyli idziesz posłuchać piosenek Michaela.
-Ejjj! To będzie ostatnia rzecz jaką zrobię! – mówiąc to, z uśmiechem na ustach rzuciłam w mamę ścierką. 
- Uważaj co robisz! Przygotuj się na rewanż! – słyszałam głos mamy, która wciąż była na dole, a ja już wybiegałam po schodach.

  Dogryzki odnośnie Michaela  towarzyszyły mi od czasu naszej wspólnie spędzonej  kolacji. Mimo, że nie spotykaliśmy się ostatnio zbyt często, moja kochana rodzinka uwielbiała żartować, że coś mnie z nim łączy. Z czasem ich teksty przestały mnie denerwować, a zaczęły zwyczajnie bawić. Gdybym chciała snuć przemyślenia o każdym zdaniu wypowiedzianym na mój temat, prawdopodobnie tkwiłabym teraz w głębokiej depresji albo wylądowałabym w psychiatryku. Wbrew pozorom studia sprawiły, że stałam się  silniejsza i odporniejsza. Na początku strasznie przeżywałam zachowanie niektórych profesorów, a w szczególności Crowna. Teraz, jestem wściekła przez jedną, może dwie godziny i mi przechodzi. Nie wem, skąd pojawiła się we mnie ta odporność. Może w końcu zaczęłam dorastać? Nie… Chyba jednak nie. Wciąż tkwiłam w tym młodzieńczym,  szalonym zauroczeniu, którym obdarzyłam Michaela.
 Zanim rzuciłam się na łóżko, włączyłam magnetofon. Słysząc w radiu spokojną, relaksującą muzykę zamknęłam oczy i dałam się ponieść  marzeniom.

- A nie mówiłam, że będziesz go słuchać? Wygrałam! - moją drzemkę przerwała mama, która nieoczekiwanie wtargnęła do pokoju. Swoją drogą od zawsze "uwielbiałam", kiedy ludzie wpadali mnie bez pukania.
- Mamo! Zasnęłam! To nie moja wina, że tak często puszczają  jego piosenki.
- Wiesz, że się z tobą droczę. A właśnie! O wilku mowa! Czeka na ciebie na dole.
- Michael?!
- Nie... Duch Święty. - odpowiedziała żartobliwym tonem, po czym wyszła.
-O rany, jak ja wyglądam - pomyślałam i zlustrowałam swoje oblicze. Prosta sukienka, "pomięte" włosy, rozmazane oczy.
- Kochanie, stanęłaś w korkach?!- zdało się słyszeć głos mamy.
-Już idę!- zawołałam, wycierając opruszki z tuszu, które rozmazały się na policzku.
Pospiesznie zbiegłam ze schodów i prawie wpadłam na Michaela.
- Cześć Mike, nie zauważyłam Cię.
-  Hej Mała! Przyzwyczaiłem się, że często bujasz w obłokach.
- Bardzo śmieszne, wejdziesz?
- W sumie mam mało czasu, ale  5 minut nie zaszkodzi.

  Kiedy już siedzieliśmy na moim łóżku, popijając sok pomarańczowy, postanowiłam zapytać go, dlaczego przyszedł. 

-Dawno się nie widzieliśmy. Ja pracuję, ty również jesteś zabiegana przez te studia.
- Nawet mi dziś o nich nie wspominaj. Cieszę się, że przyszedłeś. - odparłam subtelnie, chodź tak naprawdę miałam ochotę się na niego rzucić. Nie było go  u mnie kilka tygodni, a ja potrafiłam stęsknić się jak głupia. Na szczęście miałam w zasobie jakieś szczątki zdrowego rozsądku.
 - Gdzie właściwie się tak spieszysz? -zapytałam z ciekawością
- Właśnie! Nie pochwaliłem Ci się. Diana Ross zaprosiła mnie na Academy Adwards! Strasznie się cieszę! Dziś wieczorem, będę naocznym obserwatorem gali rozdania oscarów.

-KTO?! GDZIE?! JAK?! - słowa Michaela, momentalnie sprawiły, że w moim umyśle zapanowała temperatura tysiąca stopni celcjusza. Miałam wrażenie, że wbijam swoje ciało w łóżko. Dłonią mocno ścisnęłam poduszkę i spuściłam oczy. Co miałam zrobić? Gdybym wtedy spojrzała na rozbawioną twarz Michaela, pewnie dałabym mu po twarzy, ewentualnie zrobiła awanturę. Wiem, wiem... to brzmi wręcz groteskowo. Wściekać się na przyjaciela, dlatego że idzie z przyjaciółką, rzekłabym nawet "ciocią" na imprezę. Przypomniało mi się jednak wydarzenie z lutego....

    Mijał kolejny, chłodny, ponury wieczór. Znudzona, przerzucałam kanały TV, mając nadzieję, że znajdę coś sensownego. Wiedziałam, że tego dnia Michael wybrał się na jakąś imprezę, czy koncert. Nagle moim oczom ukazała się śpiewająca Diana na scenie. Miała na sobie, długą jasną sukienkę, z seksownym rozcięciem. Jak zawsze zresztą, wyglądała zjawiskowo. Wykonywała "Upside down". Uwielbiałam tę piosenkę i trzeba przyznać, że Diana miała świetny głos. Mimo początkowych skojarzeń z Michaelem, oglądałam ją z podziwem i pozytywnym nastawieniem. Postanowiłam dać sobie na wstrzymanie, ponieważ zdawałam sobie sprawę, że moja początkowa zazdrość była po prostu chora. Pod koniec utworu zaprosiła Michaela na scenę. Odetchnęłam głęboko, ale szybko wyjaśniłam sobie, że przecież mają prawo razem śpiewać, w końcu są z jednej branży. Nie muszę opisywać moich uczuć, gdy w centrum obiektywu pojawił się Mike. Diana poruszała się świetnie, ale taniec Michaela był po prostu niezastąpiony! Potem sam zaczął improwizować i śpiewać refren. Naprawdę podobał mi się ich występ! Wszystko byłoby pięknie i cudaśnie, gdyby nie zakończenie... Michael wykrzyczał do niej "Kocham Cię". Słysząc to, myślałam że zemdleję. To, że ona go przytuliła, nie znaczy że ma jej składać takie deklaracje i w dodatku publicznie! Najśmieszniejszy był fakt , że powtórzył te słowa dwukrotnie! Miałam ochotę porozwalać wszystkie doniczki, jakie były w domu. Michael nawet nie miał pojęcia,jak bardzo mnie bolały jego słowa. Kiedy byliśmy we dwoje, czasami  jego zachowanie wyglądało tak, jakby czuł do mnie coś więcej. Prawdopodobnie to były złudzenia, ale jednak... Po co w takim razie był niezwykle miły, sprawiał mi komplementy, dotykał moje ciało? Dzień wcześniej stwierdził, że jestem bardzo ważną osobą w jego życiu, a chwilę później -Kocham cię Diano?! To się po prostu w głowie nie mieściło...

- Lauro, też kiedyś chciałabyś pójść na taką galę?- ze wspomnień wyrwał mnie Mike.
- Wiesz... To nie dla mnie, źle bym się czuła.
- Cóż rozumiem... Pomyślałem sobie, że może gdybyś chciała to...
- Nie wydaje mi się - oparłam nabormuszona.
-Coś nie tak? Mam wrażenie, że nie jesteś w humorze.
- Miałam dzisiaj naprawdę ciężki dzień, do tego głowa mi zaraz pęknie.
-W takim razie będę się zbierał, nie chcę się spóźnić. Ale opowiem ci wszystko dokładnie. Zresztą, będzie transmisja w telewizji. Będziesz oglądać? - zapytał, stojąc w drzwiach.
-Postaram się. - odparłam cicho.
- Dzięki!
-Baw się dobrze.
- Do zobaczenia!

   Wieczorem prawie cała rodzina pojechała do cioci. Ja zostałam w domu z dziadziem. Ostatnio znów dosyć często narzekał na serce, dlatego baliśmy się zostawić go samego. Kiedy kręciłam się w kuchni, nie mogąc wybrać sobie niczego, na co miałabym ochotę do zjedzenia, dziadek zawołał mnie:
- Przepióreczko, chodź szybko! Zaczęli transmitować galę oskarową!
- Przepraszam, ale nie mam ochoty jej oglądać.
- Nie chcesz spędzić wieczoru ze starym zgredem, tak?
- No dobrze, twoja "Przepióreczka" już idzie.

   Na stoliku postawiłam pojemnik z paluszkami, a sama usiadłam obok dziadka. Tymczasem w TV pojawił się reporter, który opowiadał o pojawiających się na czerwonym dywanie gwiazdach.  W końcu przyszedł również Michael z Dianą. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, w to, co zobaczyłam! Weszli, trzymając się za ręce. Moje serce zaczęło mocniej bić. Kiedy podczas rozmowy z dziennikarzem dali sobie buziaka, a przy tym jeszcze mocniej spletli swoje dłonie, wszystko składało się w jedną, wielką całość. Michael zarumienił się i wyglądał na bardzo zadowolonego z zaistniałej sytuacji. Czyżby byli razem, a Mike nie chciał mi tego powiedzieć? Myśl o tej możliwości, sprawiała mi jeszcze więcej cierpienia niż świadomość, że człowiek którego kocham jest całkowicie poza moim zasięgiem. Poczułam, że po zaczęły spływać drobne łzy. Szybko je wytarłam, aby dziadziuś, który przez cały czas obejmował moje ramię, nic nie zauważył. Niestety był bardziej spostrzegawczy niż myślałam.

-Skarbie, co się dzieje?
-Nic.
-Chyba nie muszę pytać, wiem o kogo chodzi.
- Nie rozumiem o czym mówisz.
- Zobaczyłaś Michaela z Dianą, prawda?
W tamtym momencie nie wytrzymałam i skryłam twarz w jego koszuli, głośno szlochając:
-Dziadku ja już nie mam siły! Ja go naprawdę kocham. Możesz myśleć, że jestem głupia i naiwna, a to zauroczenie za chwilę przejdzie....
-Wcale tak nie myślę! Wiem, że darzysz Michaela miłością od dłuższego czasu...
-Jak to?
-Może jestem stary, ale za to doświadczony. Widzę od jak dawna na na niego inaczej patrzysz, jak uskrzydla cię każde spotkanie z nim... I jak cierpisz, kiedy go nie ma. Jesteś już dorosła, wiesz co czujesz. Rozumiem to. Michael to  fajny i porządny chłopak.
- Ja chciałabym traktować go tak jak kiedyś, jak przyjaciela! Mam już dość tych wszystkich, niespełnionych nadziei, marzeń. Ciągle łudzę się jak głupia. Nie panuję nad sobą! Nie rozumiem go! Z jednej strony mówi, że jestem dla niego bardzo ważna, a z drugiej paraduje z inną! 
- Dziecko, sam dobrze znam Michaela od wielu lat i jestem pewien, że on nie byłby zdolny do dwulicowości. Jego zachowania świadczą o tym, jak ważna jest dla niego przyjaźń, jak bardzo jej potrzebuje. Jest jeszcze bardzo młody i chyba nie do końca rozróżnia swoje uczucia.  Diana miała wpływ na jego artystyczny rozwój, od zawsze była ważną osobą w życiu Michaela. Może to po prostu fascynacja, jakieś zauroczenie z jego strony, ale Diana traktuje go jak syna. 
- Łapiąc go za ręce.... Pocieszaj mnie dalej...
-Wiem, że Michael powinien być bardziej zdecydowany i wiedzieć czego chce. Jestem pewien, że gdyby zdawał sobie sprawę jak bardzo cierpisz z tego powodu, wszystko wyglądało by trochę inaczej.
-Zachowałby do mnie dystans i uznał za zwykłą koleżankę. - dodałam chlipiąc.
- Niestety nie mogę powiedzieć ci, że cię kocha, ponieważ nie znam jego uczuć , ale jestem pewien, że nie jesteś dla niego obojętna. Nie wiadomo jednak, czy jest to przyjaźń, czy kochanie...
- Dziadku! Porównaj sobie mnie do niego! Kim ja jestem? Leżę tu teraz w wytartych spodniach i związanych włosach. Nic nie osiągnęłam, nic nie potrafię... A Diana...
- Jesteś piękna i utalentowana!
- Mówisz tak, bo jestem twoją wnuczką.
- Nie... Mówię tak, bo jestem mężczyzną. 
-  Dobrze, że chociaż ty masz zawsze poczucie humoru. - podniosłam się z jego piersi i zobaczyłam, że umoczyłam mu całą koszulę. 
- Yyy... Przepraszam. - po tych słowach obydwoje wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
- Nic nie szkodzi.  Teraz idź lepiej spać, odpocznij i nie myśl za dużo, a tym bardziej o Michaelu.
-Będzie trudno, ale postaram się. Dziękuję ci za wszystko i proszę nie mów nic nikomu o tej rozmowie i wiesz...
- Wiem! Masz mnie za idiotę?! To była rozmowa tylko i wyłącznie między nami!
- Kocham Cię! Dobranoc.
- Ja ciebie też Skarbie.
  
    Mimo, że rozmowa z dziadziem bardzo mi  pomogła, nie mogłam przestać myśleć o dzisiejszych, jakże licznych wydarzeniach.  Było mi strasznie przykro. Chociaż rozum podpowiadał, że Michael ma prawo ułożyć sobie życie, serce twierdziło inaczej. Czułam, że dziadek ma rację, w kwestii mojego przyjaciela. Michael nie mógłby być dwulicowy, to do niego kompletnie nie pasuje. Jednak po wszystkich gestach Michaela, skierowanych w moją stronę czułam się po prostu oszukana... 

  Obudziłam się dosyć wcześnie, mimo nieprzespanej i ciężkiej nocy. Szybko się odświeżyłam i ubrałam, ponieważ chciałam mieć jeszcze chwilę czasu na powtórzenie materiału na uczelnię. Schodząc na dół usłyszałam głos dziadka i... Michaela.
- Dzień dobry! Przepraszam, że tak wcześnie, ale chciałem odwiedzić Laurę, póki jeszcze nie udała się na uczelnię.
- Witaj Michael, a w jakiej sprawie do niej przyszedłeś? - głos dziadzia był nieprzyjemny. Wszystko wskazywało na to, że chociaż sam mnie pocieszał, był na niego trochę zły.
- Po prostu, chciałem się z nią zobaczyć, opowiedzieć o wczorajszym wieczorze.
-Hm... O wczorajszym wieczorze mówisz? Muszę z tobą chwilkę porozmawiać na osobności. Chodź  do mojego pokoju. 
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszałam. Cichutko, a  zarazem pospiesznie zeszłam ze schodów i udałam się pod  pokój należący do mojego staruszka. Wiedziałam, że nie wolno podsłuchiwać, ale ta sytuacja była wyjątkowa i nie mogłam się powstrzymać. Przyłożyłam głowę do drzwi, dzięki czemu, chociaż były one zamknięte słyszałam wszystko  bardzo wyraźnie.

- Michael, naprawdę bardzo cię lubię i szanuję. Jesteś skromny, pomocny, uczciwy, ogólnie rzecz biorąc bardzo fajny. Mam tylko jedno zastrzeżenie. Nie mąć w głowie Laurze i zdecyduj się czego ty właściwie chcesz. 
- Nie rozumiem...
-Chyba jeśli się z kimś TYLKO przyjaźnisz, to nie dajesz serii pocałunków, jak to było na urodzinach albo nie umawiasz się na romantyczne kolacje itd.
- No tak... Laura coś Panu mówiła?
- Nie! Ona nie ma z tym nic wspólnego. Nie jestem ślepy. Wczoraj oglądałem transmisję z twojego wypadu z panią Dianą i wasze zachowanie wskazywało na to jakbyście byli parą, albo coś w tym stylu.  Chyba wiesz co mam na myśli.
- Raczej tak.
- A właśnie!
- Tylko, że ja chciałem powiedzieć, że ja i Diana... 
- Nie musisz mi się tłumaczyć. Jesteś naszym przyjacielem. Nie miałem zamiaru zrobić z tej rozmowy spowiedzi, tylko męskie spotkanie. 

Po tych słowach drzwi momentalnie się otworzyły, a ja  zdezorientowana i wystraszona, podskoczyłam z wrażenia. Wyglądałam jak idiotka, stojąc pod drzwiami, z których właśnie wychodzili.
- O, cześć Michael! -powiedziałam, po czym w myślach dodałam
 - Ale się porobiło....



P.S
Staramy się, by w naszym opowiadaniu życie Michaela wyglądało jak najbardziej realistycznie.
Zamieszczam dowód, że opisane dzisiaj wydarzenia nie są wyssane z palca.
1. To "Upside down" w wykonaniu Diany i Michaela w lutym 1981r.


2. Relacja z gali z  31 marca 1981r.
















sobota, 22 lutego 2014

NEVERLAND!

Cześć Kochani!
W dzisiejszej notce chciałabym się skupić na magicznej posiadłości Króla Popu, którą zna chyba każdy. Neverland był spełnieniem marzeń Michaela. Co się w nim znajdowało, jak wyglądał i dlaczego Michael go opuścił? Postaram się jak najdokładniej odpowiedzieć na te pytania. Enjoy!





Zacznę może od tego jak wygląda Neverland. Jest to ogormna posiadłość, na której znajduje się wesołe miasteczko, zoo, sala kinowo-teatralno-taneczna, sala gier komputerowych, wioska indiańską, XIX-wieczny Dziki Zachód, słynny zegar kwiatowy i stacja kolejowa.  Jego powierzchnia to prawie 3 akry (11 km2).


Kojarzycie miasteczko, w którym Michael i Paul McCarteny kręcili teledysk do piosenki "Say say say"? Stało ono dokładnie tam, gdzie obecnie mieści się Neverland. Michael zakochał się w tym miejscu i postanowił je kupić, kiedy nadarzy się okazja. Taka sytuacja nastąpiła w roku 1988 i właśnie wtedy, 13 marca, Michael kupił Neverland. Sama posesja z 25-pokojowym domem kosztowała go jakieś 28 milionów dolarów. Wydatki na tym jednak się nie skończyły. Michael miał własną wizję na "udekorowanie" tego miejsca. Wybudował tory dla kolejki, która objeżdżała prawie cały park, postawił zoo pełne przeróżnych gatunków zwierząt. Nie możemy zapomnieć o wesołym miasteczku, sali kinowej i wielu innych miejscach. Michael wyposażył Neverland w melxy ( wózki golfowe ), którymi łatwiej było się poruszać po wielkiej posesji. Ostateczne koszty jakie poniósł Michael wynosiły ponad 100 milionów dolarów. Co dziwne, posesja została później wyceniona jedynie na 12 milionów.


Neverland stał się oficjalnym domem Michaela. Był spełnieniem jego marzeń, swoistym wynagrodzeniem braku dzieciństwa. To była kraina marzeń, w której czuł się dobrze. Mike miał wielkie serce. Toteż starał się jak najbardziej dzielić swoją Nibylandią. Zapraszał do niej całe rodziny i udostępniał im wszystko co znajdował się w Neverlandzie. Najchętniej gościł u siebie dzieci, w końcu posesja stwarzała idealne warunki do zabaw. Dla gości przeznaczone były specjalne domki, które były w pełni wyposażone i dostosowane do wszystkich potrzeb.


Na ranczu bardzo często Michael gościł dzieci nieuleczalnie chore. Chciał w ten sposób umilić im te ostatnie chwile i pomóc w spełnieniu marzeń. Przy tym wszystkim, nasz król nie zapominał o swoich przyjaciołach, którym również udostępniał ranczo. Przykładem może być Elizabeth Taylor - prawdziwa przyjaciółka Michaela. Bardzo często spędzali razem czas w Neverlandzie. Elizabeth w prezencie kupiła Majkulowi wielkiego słonia, który zamieszkał w zoo znajdującym się na posesji. On nie pozostał jej dłużny i obdarował ją jej wielkim portretem i nie tylko. Właśnie w Neverlandzie Elizabeth Taylor wzięła swój kolejny ślub, a Michael oczywiście pełnił rolę świadka. 


Każdy znajdzie w tym miejscu coś dla siebie. Zoo, wesołe miasteczko, sala kinowa, w której można było obejrzeć ulubione bajki Disney'a, baśnie, horrory, thrillery i filmy sci-fi. Michael był dużym dzieckiem dlatego bez problemu trafiał w gust młodej widowni. Myślę, że każde dziecko marzyło o tym, żeby znaleźć się na tym ranczu. Zabawa bez granic, mnóstwo słodyczy każdego rodzaju, filmy, kreskówki czyli to o czym marzy każde dziecko. Jak zapewne wiecie ulubioną zabawą Michaela była bitwa na pistolety, ewentualnie balony, z wodą. Mógł biegać po ranczu godzinami oblewając każdego kto znalazł się w jego zasięgu.


Neverland wiąże się też z ważnym wydarzeniem w życiu Michaela. To właśnie tam Elizabeth taylor przygotowała pierwszą gwiazdkę dla Michaela. Udekorowała cały dom, na środku postawiła wielką, ozdobioną choinkę, pod którą ułożyła stertę prezentów. Michael był świadkiem jehowym dlatego nigdy wcześniej nie świętował Bożego Narodzenia. Myślę, że bardzo mu się ono spodobało bo zaczął je świętować co roku. Michael uwielbiał piękno i potrafił je dostrzec. Był zachwycony tymi wszystkimi Bożo - Narodzeniowymi dekoracjami, piękną choinką i masą prezentów. 


Neverland stanowił również dom dla małego Prince'a i Paris. Mimo wszystkich wygód i luksusów dzieci nie były rozpieszczone. Michael dbał o to by szanowały to co mają. Z wesołego miasteczka dzieciaki korzystały dwa lub trzy razy w tygodniu, jeśli wcześniej były grzeczne. Jak pisałam wcześniej w Neverlandzie znajdowała się sala kinowa. Prince i Paris z niej nie korzystali nigdy. Dzieci nie oglądały telewizji. W zamian za to Mike czytał im mnóstwo książek. MJ podchodził do wychowania dzieci bardzo rozsądnie. Uczył ich dobrych manier, szacunku do innych i kultury. Chciał, żeby wyrosły na dobrych ludzi, a nie rozpuszczone gwiazdki. Dbał o ich prywatność, ponieważ chciał, żeby miały spokojne dzieciństwo. 




Niestety pewnego dnia, czarna chmura pojawiła się nad krainą marzeń naszego Króla. Padły pierwsze oskarżenia o molestowanie. Wszczęto śledztwo, policja zaczęła szukać obciążających dowodów. Przetrząsnęli cały Neverland, z góry na dół. Zaglądali w każdy kąt, pod każdą kanapę. Nie znaleźli nic. Mimo to, Michaelowi było ciężko tam wracać.Widok porozrzucanych mebli ( policja nigdy po sobie nie sprząta ) przypominał mu o tym wszystkim. Wywiad z Martine Bashirem wcale nie pomógł. Wręcz pogorszył całą sytuację. Michael w końcu się załamał całkowicie. Po drugich oskarżeniach nie był wstanie wrócić do swojej Nibylandii. W jego oczach ona została zniszczona. Nosiła na sobie widoczne dla niego blizny, które za każdym razem przypominały mu o krzywdzie, którą mu wyrządzono. Michael w raz z Princem i Paris opuścili ranczo i zamieszkali w Los Angeles. W pewnym momencie Michael zmuszony był sprzedać połowę Neverlandu, aby wydostać się z długów. Nie chciał się jednak pozbywać tego miejsca całkowicie. Gdzieś tam w środku cały czas było dla niego ważne, chociaż nie był w stanie tam mieszkać. 


Niestety po śmierci Michaela Neverland został zaniedbany. Wiele zwierząt zdechło, a sama posesja została zamknięta i nikt nie ma do niej wstępu. To czarujące, tętniące życiem miejsce stało się zapomniane. Brak w nim tej radości i szczęścia, które kiedyś tam było. Powód jest prosty. Michael zabrał je ze sobą. I widać nikt inny nie potrafi kontynuować tego, co robił Mike. 

Na koniec kilka zdjęć.




Mapka Neverlandu.










Billie


piątek, 14 lutego 2014

Opowiadanie część 18!

Cześć Kochani!
Nasze ferie zmierzają już ku końcowi niestety, ale nie martwcie się - nie zapomnimy o was. Notki będą dodawane w miarę regularnie.
Dziękujemy, że wciąż z nami jesteście! Dziękujemy też nowym czytelnikom. Nawet nie wiecie ile radości nam sprawiacie. :) Przepraszamy tych wszystkich, u których nasze komentarze rzadko się pojawiają. Brak czasu powoduje, że nie zawsze uda nam się zostawić po sobie ślad. Pamiętajcie jednak, że wciąż was czytamy! 
I małe ogłoszonko.
Też byśmy chciały by Laura i Michael jak najszybciej byli razem, ale życie bywa skomplikowane, a Michaela było szczególne i chcemy by to realnie wyglądało. 
Billie
.
     Od ostatniego przyjęcia minął tydzień. Mam już 18 lat, ale nie czuję się inaczej. Te urodziny były dla mnie ja każde inne... No prawie. W tym roku pojawił się na nich  Michael i sprawił, że zapamiętam je na długo. Naszyjnik, który od niego dostałam wciąż wisiał mi na szyi.  Nie tylko pasuje do wszystkiego, ale także jest dla mnie zbyt cenny bym mogła go zdjąć. 
  Odruchowo sięgnęłam w stronę dekoltu i wymacałam drobne serduszko. Po raz setny stwierdziłam w duchu, że jest to najlepszy prezent na świecie. Chociaż muszę przyznać, że upominek od Stacy był równie udany. Chwyciłam album, który dostałam od przyjaciółki i zaczęłam go przeglądać. Stacy jest świetna! W tej jednej, wyjątkowej "książce", zebrała wszystkie nasze zdjęcia. Kiedy zobaczyłam jedno z nich, nie mogłam powstrzymać śmiechu. Była to fotografia z jednej ze szkolnych wycieczek. Pamiętam, że zgubiłyśmy się wtedy w lesie, gdyż nie chciałyśmy iść razem z grupą. Pani przewodnik strasznie nudziła. I kiedy tak spacerowałyśmy pomiędzy wysokimi drzewami, zobaczyłyśmy w oddali psa. Pomyślałyśmy, że jest to niedźwiedź, dlatego zaczęłyśmy głośno krzyczeć i szybko biec. Potknęłyśmy się o jakąś kłodę i obie wylądowałyśmy w błocie. Gdy zobaczyła nas pani wychowawczyni, nie mogła powstrzymać się od śmiechu.      Przeglądając dalej zobaczyłam jeszcze kilka ciekawych zdjęć. Bal karnawałowy w podstawówce, Halloween również z tamtego okresu i wiele innych. Wkrótce trafiłam na fotografię, która szczególnie przykuła moją uwagę. Uśmiechałam się do kamery wtulona w małego chłopca, który obejmował mnie tak, jakby bał się, że mu odlecę. Mały Michael był na prawdę uroczym dzieckiem. A ja znowu miałam motylki w brzuchu na samą myśl o nim. To uczucie stawało się naprawdę irytujące, ponieważ nie pozwalało mi kontynuować moich zamiarów. " Cholera, chyba nigdy się nie odkocham" - pomyślałam. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi.
- Proszę.
- Cześć Lauro. - w drzwiach stanął Michael.
- O cześć Mike! Co Ty tutaj robisz? Joseph wie? - zapytałam z troską. Po tym, co stało się w dniu urodzin, naprawdę martwiłam się o niego.
- Spokojnie. Nie ma go w domu. Pojechał załatwić nam jakiś koncert.- Michael usiadł obok mnie. - Jaka byłaś kochana! - prawie krzyknął, kiedy zobaczył nasze wspólne zdjęcie. Gdy usłyszałam jego słowa, automatycznie zrobiło mi się gorąco.
- Ja? Lepiej spójrz na siebie. Jesteś tu na prawdę uroczym chłopcem. - Kątem oka widziałam, jak mój przyjaciel się zaczerwienił.
- Nie przesadzaj... A właśnie. Przyszedłem do Ciebie w konkretnym celu. Chciałbym Cię zaprosić na kolację. Mam wrażenie, że ostatnio coś się między nami popsuło, z mojej winy. Chciałbym Ci to jakoś wynagrodzić, spędzić trochę czasu razem. - kiedy to powiedział w moim brzuchu znowu pojawiły się motylki.
- Hej, Lauro? Jesteś tam? - głos Michaela wyrwał mnie z zadumy.
- Tak, tak. Przepraszam. Zaskoczyłeś mnie.
- Nie spodobało Ci się, tak?
- Nie! Wręcz przeciwnie. Bardzo chętnie zjem z Tobą kolację.
- Oh, to świetnie. Spotkamy się w domu mojej najstarszej siostry - Rebbie. Tam będziemy mogli na spokojnie porozmawiać. - uśmiechnął się.
- Dobrze, dziękuję za zaproszenie. - objęłam go lekko. 
- Nie ma za co. Wpadnę po Ciebie około 19, dobrze? 
- Jasne. Będę czekać. 
- To świetnie. Do zobaczenia! - przytulił mnie na pożegnanie i wyszedł. 

   Kiedy tylko drzwi się zanim zamknęły, padłam na łóżko nadal nie wierząc w to, co się stało. Musiałam opowiedzieć o tym Stacy. Już wstawałam z łóżka, chcąc do niej zadzwonić, ale ona mnie wyprzedziła i   wpadła do mojego pokoju.
- Stacy?! Czytasz mi w myślach? Właśnie miałam do Ciebie dzwonić! Muszę Ci coś opowiedzieć!
- Tak się składa, że ja też mam Ci coś do opowiedzenia. Ale mów pierwsza! Widziałam, że Michael od Ciebie wychodził. - mówiąc to dała mi kuksańca w bok.
- Zaprosił mnie na kolację. - odparłam z dumą.
- Aaaa! To cudownie! - Stacy naprawdę się cieszyła. - Będziecie taką idealną parą!
- Hej! To nie randka. Powiedział, że ostatnio trochę zaniedbał naszą przyjaźń i chce mi to jakoś wynagrodzić. 
- Dla mnie to randka! On po prostu szukał wymówek, żeby nie powiedzieć tego wprost! Zobaczysz! 
- No nie wiem... Lepiej Ty mów, o czym chciałaś, ze mną pogadać.
- A, no tak. - ewidentnie się coś stało, bo przyjaciółka pochmurniała. - Postanowiłam powiedzieć ci to osobiście, ponieważ chcę być z tobą szczera. 
- Mów o co chodzi! Zaczynam się niepokoić. 
- Chodzi o Toma...
- Co z nim? Coś się stało? - byłam naprawdę zmartwiona. Cały czas pamiętałam, jaki był poprzedni chłopak Stacy.
- Wszystko w porządku. Byliśmy ostatnio na urodzinach u jego przyjaciela. Bawiliśmy się naprawdę dobrze. Oglądaliśmy film, jedliśmy, śmialiśmy się. W pewnym momencie ktoś włączył muzykę. Nagle w radiu puścili piosenkę Michaela. Tom o mało się nie wygadał, że go zna. Przepraszam Cię Lauro. Daję słowo, że nic nie powiedział! Było blisko, ale się powstrzymał. I  ręczę za niego, że więcej tego nie zrobi!
- Stacy, uspokój się. Ważne, że nikt się nie dowiedział. Dziękuję, że mi powiedziałaś - byłam zmartwiona. Skoro już raz się to przydarzyło, to za drugim razem, w końcu może się wygadać. - Tylko pilnuj go, proszę. Nie chcę, żeby to się wydało. Wtedy ani ja, ani Mike nie mielibyśmy spokoju. Być może już bym go nie widywała..
- Obiecuję! Będę go pilnowała!
- Mam nadzieję. - uśmiechnęłam się do niej, aby już się nie stresowała. Mimo to, w głębi serca się bałam.

                                                   ***

  Nerwowo spoglądałam na zegarek. Była 19.55. Michael się spóźniał. Martwiłam się. To nie było w jego stylu. Na szczęście w końcu zobaczyłam podjeżdżający samochód. Szybko wyszłam przed dom i wsiadłam do auta.
- Michael! Martwiłam się.
- Przepraszam Cię Lauro. Joseph wrócił do domu. Miałem problemy, ale już jest wszystko dobrze. Nie martw się. - przytulił mnie.
- Coś ci zrobił? Wszystko w porządku? - Byłam przerażona. Jego ojciec ostatnio go uderzył. Kto wie, do czego  był jeszcze zdolny.
- Spokojnie. Opowiem Ci wszystko u Rebbie.
- Dobrze, dobrze.

   Mieszkanie Rebbie było małe, ale bardzo ładne. Urządziła je skromnie, ale to  właśnie sprawiało, że było ono bardzo przytulne. W salonie stał mały stolik, który był nakryty dla dwóch osób.Michael zapalił małą świeczkę, stojącą  na środku i odsunął mi krzesło. Sam usiadł na przeciwko. Po chwili pojawiła się jego uśmiechnięta siostra i podała nam kolację.
- Wychodzimy Michael. Wrócimy około 22. - szepnęła i szybkim krokiem wyszła z pokoju. 
- Podoba Ci się? - zapytał mnie.
- Mike, brakuje mi słów, żeby opisać jak bardzo mi się to podoba. Dziękuję. 
- Dla Ciebie wszystko.
- Proszę, powiedz mi co się stało jak wrócił Joseph. 
- Miałem już wychodzić. Wściekł się, kiedy mnie zobaczył. A jeszcze bardziej, gdy dowiedział się, że jadę do Rebbie. Wciąż ma jej za złe, że wyprowadziła się z domu i porzuciła karierę. Znasz go. Zależy mu wyłącznie na pieniądzach. - Michael posmutniał. - Lauro, proszę, nie mówmy o tym. 
- Dobrze, rozumiem cię. Ale pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć. 
- Dziękuję. 
   Kolację zjedliśmy w kiepskiej atmosferze. Na szczęście szybko się zrelaksowaliśmy i dobry humor powrócił. Dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się i opowiadaliśmy sobie różne historie. W pewnej chwili Michel zszedł na poważny temat.
- Wiem, że nasze relacje popsuła moja choroba. Ja... ja się, źle czuję sam ze sobą. Moje ciało się zmienia w nienaturalny sposób. Nie potrafię tego zatrzymać. Za kilka lat będę wyglądał zupełnie inaczej. 
- Michael. Dla mnie liczy się to jaki jesteś wewnątrz. Nie ucieknę od ciebie, dlatego że jesteś chory! Będę cały czas przy tobie. "Whenever you need me, I'll be there". Przypomnij sobie słowa tej piosenki, a zrozumiesz, że to wszystko jest prawdą!
- Naprawdę nie będzie ci przeszkadzało jak wyglądam?
- Nie liczy się dla mnie to, czy jesteś czarny, biały, czy może zielony. Ważne jest to, że jesteś wspaniałym człowiekiem i moim najlepszym przyjacielem. I to się nigdy nie zmieni! 
- Poczułem się lepiej, dziękuje. Nadal się martwię, bo nie wiadomo jak inni zareagują. Media pewnie oszaleją...
- Damy radę. Przejdziemy przez to razem. Obiecuję Ci.

    Cieszyłam się, że Mike mi zaufał i powiedział o chorobie. Ku mojej radości, znowu było jak wcześniej. Tylko On i ja. Chciałabym, żeby tak było zawsze... Był jednak ktoś, kto  utrudniał  mi zbliżenie się do Michaela. Nie chodzi tu o Josepha, czy resztę jego rodziny. Wystarczyło, że pojawiała się ta Diana, a Michael zupełnie o mnie zapominał. Sama już nie wiedziałam co myśleć. Ona jest dużo starsza od niego, ale za to piękna, z charakterem i utalentowana. Po chwili  jednak odrzuciłam czarne myśli na bok i cieszyłam się chwilą. - "Liczy się to, co jest teraz."



Billie&Diana

poniedziałek, 10 lutego 2014

Michael Jackson: 30th Anniversary Special



     Cześć! Z tej strony Diana i  dziś na prośbę jednego z naszych czytelników wstawiam notkę o 30th Adniversary Special.  W internecie ciężko mi było znaleźć wystarczającą ilość informacji, dlatego też opierałam się głównie na zagranicznych źródłach oraz książce Franka Cassico "Mój przyjaciel Michael". Lektura ta pokazuje koncert z drugiej strony medalu i mówi o rzeczach, o których większość  osób nie  ma pojęcia. Myślę, że sama osoba Franka, obecności w życiu Michaela i wydana przez niego książka jest tematem, który będę mogła rozwinąć w inne notce :) A wracając do dzisiejszego tematu...

   Jak wiadomo  Michael Jackson w ramach albumu "Invincible" nie ruszył w trasę koncertową. Dlatego też te jubileuszowe koncerty w pewnym sensie rekompensowały fanom brak trasy. 
Miały one miejsce 7 i 10 września 2001 roku w Nowym Jorku.






      Pod koniec listopada 2001 r. sieć telewizyjna CBS emitowała specjalny, dwugodzinny koncert na cześć Michaela, który od 30 lat występował na scenie jako artysta solowy. (pierwszym solowym singlem był "Got to Be There", który został nagrany w 1971 r. ) Program przyciągnął  publiczność składającą się z ponad 26 milionów widzów w USA i ponad 450 milionów widzów na całym świecie , co uczyniło ten koncert największym wydarzeniem dekady w TV.
Ceny na występ MJ były najdroższe w historii muzyki pop. Najlepsze miejsca kosztowały aż 5000 dolarów! (Pamiętacie jak pisałam o cenach biletów na koncert Michaela w Warszawie? :) )
Jednak bilet o takiej wartości  obejmował  również kolację z Michaelem i podpisany przez niego plakat. 
Mike  (ponoć) zarobił 7.500.000 dolarów dla każdego z dwóch koncertów. Ale ta informacja nie jest pewna.
 Na początku swoją przemowę przygotował Marlon Brando, który mówił o pracy humanitarnej MJ. Publiczność jednak była zbyt podekscytowana, nie mogła doczekać się koncertu, dlatego też nie miała ochoty go słuchać. W zasadzie trudno się dziwić ;)



Na pewno ciekawą informacja jest fakt, że MJ miał wtedy na sobie pożyczony zegarek z brylantem od Bank of America warty 2 miliony euro.  Miał on zostać oddany zaraz na drugi dzień, po zakończeniu koncertów, czyli 11 września. Później z powodu zegarka zrobiło się zamieszanie, ponieważ Frank miał go dostarczyć na World Trade Center. (tego dnia miał miejsce atak terrorystyczny, dlatego nie został on wtedy zwrócony)



Myślę, że nie ma sensu bym opisywała jakie piosenki i przez kogo były po kolei wykonywane, lepiej samemu obejrzeć! :)


http://www.youtube.com/watch?v=Th3Ge-JrETk



Teraz zamieszczam kilka informacji, które znalazłam w książce " Mój przyjaciel Michael" . Uważam je za prawdziwe, tym bardziej , że powyższe fakty pokrywają się z tymi, które zawarł Frank. 


"Chociaż Michael bardzo kochał Jermaine'a wolał trzymać się od niego z daleka. Ten - w chwili złości i rozgoryczenia - napisał piosenkę  "World to The Badd". Zaatakował w niej "zrekonstruowany" wygląd Michaela oraz zarzucił mu, że myśli tylko o tym, "by być na szczycie". Później Michael nie miał z nim wiele do czynienia. 
Mimo to razem z Davidem uważaliśmy, że podczas jubileuszowego koncertu powinna pojawić się cała jego rodzina.
- Michael, zawsze myślisz o tym, by tworzyć historię - powiedziałem. - To będzie właśnie taka historyczna chwila. Zrób to dla swojej matki. Bardzo chciałaby raz jeszcze zobaczyć wszystkich na scenie.
- Nie - odpowiedział. - Nie mam zamiaru występować z braćmi. Jermaine będzie prawdziwym utrapieniem.
David bardzo dobrze znał Jacksonów. 
- Nie mart się, nie będzie z nimi problemów - powiedział. - Zostaw ich mnie. Sam się nimi zajmę. "




" Mimo, że bardzo martwiła mnie sytuacja zdrowotna Michaela, nigdy nie wyobrażałem sobie, że wpłynie ona na jego występ podczas "30th Special". W końcu był profesjonalistą, a jeśli już sięgał po leki, to tylko po to, by przygotować się do koncertu. Jednak wraz ze zbliżającym się pierwszym show Michael zaczął widywać się z nowym lekarzem. (...) Michael znów prosił o stare leki. Chociaż nigdy nie cierpiał na żaden rodzaj tremy, mogę jedynie tłumaczyć jego zachowanie obawami związanymi ze zbliżającymi się koncertami. Nowy lekarz był naiwny i spełniał prośby pacjenta"


"Na mojej  liście rzeczy do zrobienia przed koncertem była jeszcze wizyta w biurze Bank of America" (...) W eskorcie uzbrojonego pracownika banku podpisałem stertę dokumentów, w których zobowiązywałem się do jego zwrotu pod groźbą kary, która stanowiła jakąś bardziej wyszukaną wersję rozstrzelania. Miałem oddać zegarek do banku - którego siedziba znajdowała się w wieżach Twin Towers - zaraz pod drugim show, czyli 11 września. "

"- Karen nie może się dostać do Michaela - powiedział. (szef ochrony) - Już czas, by zajęła się jego makijażem, ale on nie otwiera ani nie odbiera telefonu.
Nic nowego.
- Nie martw się, mam klucze - odpowiedziałem. 
Natychmiast udałem się do jego apartamentu i szybko odkryłem, że drzwi do jego sypialni również są zamknięte i zablokowane. Zamek był kiepski, więc wyłamałem go i odsunąłem drzwi. Michael spał w łóżku. Podszedłem, żeby go obudzić.
-Michael! Wiesz, która jest godzina? Już dawno powinieneś być w makijażu. Musisz się przygotować! Co się dzieje?
Odwrócił się na bok i jęknął.
Od razu wiedziałem, co się stało.  (...) 
-Był tu lekarz, prawda? - spytałem, potrząsając nim i próbując obudzić.
Znałem odpowiedź.
-Tak Frank. Tak bardzo mnie bolało. Nie mogłem sobie z tym poradzić. Tak bardzo mnie bolało - powiedział wolno. 
- Zrobiłeś to, żeby wymigać się od koncertu - wrzasnąłem. -To była wymówka.
Nie odpowiedział. Wyraz jego twarzy zdradzał, że wie iż mam rację i zdaje sobie sprawę, jak mnie zawiódł.
-Potwornie bolą mnie plecy, ale muszę dziś wystąpić - powiedział. -Czuję się już dobrze. 
Byliśmy spóźnieni. David Gest wydzwaniał jak oszalały. Powiedziałem mu, że budzik Michaela nie zadziałał, dlatego zaspał.  Nigdy wcześniej nie doszło do czegoś takiego. Michael nie zażwyał niczego przed kocertem. Nie pozwalał, by leki wpływały na jego pracę. Był to znak, że uzależnienie nie tylko powróciło, lecz także nabrało siły."


"Zanim wyjechaliśmy z hotelu, musiałem ugasić kolejny pożar. Chodziło o Britney Spears. Miała zaśpiewać z Michaelem "The Way You Make Me Feel", ale stchórzyła przed wspólnym występem. NIe był to pierwszy raz, kiedy widziałem jak doświadczona gwiazda denerwuje się w obecności Michaela. Niektórzy nawet zachowywali się jak rozgorączkowani fani"




P.S Piszcie do nas w zakładce "Pytania do nas" mamy teraz więcej czasu, chętnie odpowiemy na różne pytania! :)


 Billie&Diana 

poniedziałek, 3 lutego 2014

OPOWIADANIE - część 17

         


    Witajcie! My z Billie właśnie zaczęłyśmy ferie! Mam nadzieję, że uda nam się w przeciągu tych dwóch tygodni wstawić więcej notek, więc zaglądajcie do nas częściej ;)
Zaczął się rok osiemnastek. W ten weekend miałam dwie, dlatego dodaję opowiadanie dzisiaj.  Tak się składa, że urodziny to moytw przewodni dzisiejszej częsci. Mam nadzieję, że was nie zanudzę, obawiam się, że ten odcinek nie wyszedł mi tak jak chciałam. Jeśli nas odwiedzacie, dodawajcie komentarze! Prosimy! ;)
Diana





- Wyglądasz genialnie! Musisz ją założyć!- Krzyczała Stacy, która po raz setny mnie przekonywała, bym założyła nową sukienkę, którą kupiłam sobie na urodziny.
- Sama nie wiem... Chyba ma jednak za duży dekolt... 
-Oszalałaś?! Ta kiecka jest świetna! Wiesz, że mam dobry gust.
- Tak, przekonałaś mnie do niej, a teraz boję się w niej wyjść poza granice własnego pokoju.
- Przesadzasz. Chociaż raz mogłabyś nie wyglądać jak zakonnica. 
-Ja?! Jak zakonnica?
- Oczywiście. Nigdy nie widziałam cię w sukience krótszej niż do kolan, nie mówiąc o bluzce bez pleców.
-Taki mam styl...
-Ok, ok ale dla mnie raz możesz zrobić wyjątek. Zobacz jak w niej zarąbiście wyglądasz! Jak prawdziwa osiemnastolatka!
 Słuchając wywodu Stacy, po raz kolejny spojrzałam w lustro. Moja kreacja miała intensywny, czerwony kolor i już przez to czułam się nieswojo, ponieważ generalnie unikałam rzucających się w oczy barw. Jak wspominałam wcześniej miała bardzo duży dekolt. Poza tym była dopasowana w talii, ale rękawy miały spore bufki (był to prawdziwy hit lat osiemdziesiątych!) Od pasa szły 4 warstwy falbanek i kończyły się kilka centymetrów przed kolanami. Spojrzałam na siebie z góry na dół, zakręciłam się wokół własnej osi i w końcu doszłam do wniosku, że raz się żyje! Sukienka co prawda była seksowna, ale zarazem nie wyzywająca.
- Masz rację! Ubiorę ją jutro!
- Super! Nareszcie! Myślałam, że na serio z niej zrezygnujesz! - piszczała Stacy, skacząc po pokoju.
- Czy mogłabyś przyjść jutro wcześniej i ułożyć mi włosy?
- Oczywiście! Hmm... Chyba domyślam się dla kogo masz zamiar  się tak wystroić.
-Ejjj! To, że zaprosiłam Michaela, nie znaczy, że chcę dla niego ładnie wyglądać. Będzie na moich urodzinach, tylko i wyłącznie dlatego, że jest moim przyjacielem.
- Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz. - Stacy mówiąc to poruszała dwuznacznie brwiami. No tak, ona nie wiedziała jeszcze, że postanowiłam go sobie wybić z głowy.
- Stacy! Postanowiłam, że dam sobie spokój z Michaelem. Jest dobrze tak, jak jest. Nie chcę się łudzić i oszukiwać. Przypominam ci, że on z dnia na dzień staje się coraz większą gwiazdą. - wyjaśniłam jej wszystko, mówiąc spokojnym i stanowczym tonem.
- Niech ci będzie, ale i ja tak wiem swoje! Muszę już lecieć, Tom prawdopodobnie czeka na mnie w kawiarni już jakieś pół godziny. Muszę ci jednynie powiedzieć, że uczuć nigdy nie oszukasz, pamiętaj.
- Może jednak mi się uda.
-Zrobisz, co będziesz chciała. - Stacy objęła mnie na pożegnanie, po czym wybiegła z mojego pokoju.



                                                   ***
   
     Obudziłam się bardzo wcześnie rano, co było do mnie niepodobne. Od zawsze byłam typem  "sowy". Wieczorami mogłam siedzieć do późna, ale nigdy nie lubiłam porannego wstawania. Dzisiejszy dzień był jednak wyjątkowy. Byłam zbyt przejęta i podekscytowana, by tracić czas na sen. W końcu osiemnaście lat kończy się tylko raz w życiu. Leżąc na łóżku spojrzałam na wiszącą na wieszaku, wyprasowaną sukienkę, która była przygotowana na dzisiejszy wieczór. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaczęłam wspominać całe moje dzieciństwo i ostatnie przeżyte lata. Trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu  wydawało mi się, że osiemnastolatkowie to dorośli ludzie. Teraz, kiedy ja sama wkraczałam w "dorosłe" życie miałam wrażenie, że jestem dużym dzieckiem. W zasadzie nawet nie mogę powiedzieć, że dużym, ponieważ jestem niższa, od wielu osób, które są ode mnie  sporo młodsze. 
    Nie mogąc dłużej leżeć w jednym miejscu, pospiesznie ogarnęłam pokój i założyłam codzienne ubrania. Kiedy tylko to zrobiłam do pokoju wpadła cała, moja, kochana rodzinka. Wszyscy stanęli jak wyryci, ponieważ najprawdopodobniej zepsułam im ich chytry plan - chcieli mnie obudzić! 
-Dziecko! Ty już nie śpisz? Ty nigdy nie wstajesz o tej porze! -zapytał zszokowany dziadek.
-Tak wyszło... Dzisiaj się wyjątkowo wyspałam. - odparłam z uśmiechem.
- Skoro tak, to uwaga moi drodzy... Trzy, dwa, jeden... i ... Sto lat! Sto lat! - zaczął mój ukochany staruszek. Kiedy reszta zaczęła "śpiewać", szybko pobiegłam zamknąć uchylone okno. Wolałam, by przechodnie i sąsiedzi nie słyszeli naszej  antymuzykalnej rodziny. Ja sama nie mogłam powstrzymać od śmiechu, szczególnie dlatego, że podkład dawał Philip siedząc i stukając pałeczkami w zabawkowy bębenek. 
 Po zakończeniu tego niesamowitego koncertu pierwsza podeszła do mnie mama. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć łza spłynęła jej po policzku. Od zawsze była niesamowicie wrażliwą i serdeczną osobą. Jak już sami się przekonaliście, właśnie po niej odziedziczyłam skłonność do płaczu.
- Nie wiem kiedy mi tak wyrosłaś! Kochanie, wszystkiego najlepszego!
-Dziękuję Mamusiu! -odparłam, tuląc się w jej ramiona. 
Za nią życzenia składali mi kolejni członkowie rodziny. Dostałam ogromnego pluszaka, który zajął chyba połowę mojego pokoju, nowe przybory do malowania, płótna, a także wymarzone książki z obrazami moich ulubionych artystów. Byłam naprawdę mile zaskoczona i zadowolona z prezentów. Jednak największą niespodziankę sprawił mi dziadziuś.  Podszedł do mnie na końcu. Był wyjątkowo poważny i spokojny, chociaż na co dzień zachowywał się niezwykle zabawnie i wybuchowo. Szybko dostrzegłam, że w ręku trzymał małe pudełeczko. 
- Lauro, moja wnusiu. Postanowiłem podarować Ci mój największy skarb. - wypowiadając te słowa, wręczył mi drobny upominek. Kiedy tylko go otworzyłam, zabrakło mi tchu w piersiach. Moim oczom ukazał się, śliczny drobny pierścionek wykonany ze starego złota, ozdobiony czerwonymi kamyczkami.
-Boże.. Jaki piękny. - powiedziałam cicho.
-Kochanie, jest to pierścionek zaręczynowy, który podarowałem twojej babci. Czekałem tyle lat, by oddać go w twoje posiadanie. Nawet nie wiesz, ile on dla mnie znaczy. Noś go i nigdy nie zapominaj o mnie i o babci. Pamiętaj , że kochamy cię z całego serca. Jestem pewien, że babcia  nieustannie czuwa nad tobą. - dodał wzruszony.
-Dziadziu! Ja także was bardzo kocham i nigdy o Was nie zapomnę.- mówiąc, to rzuciłam mu się w ramiona.


                                             ***
- Niepotrzebnie się wygłupiałaś z takim drogim prezentem. Strasznie mi głupio, że się tak wykosztowaliście.- rzekłam do Stacy, która układała kolejne pasmo moich włosów.
-Jeśli będziesz to ciągle powtarzać na serio się obrażę.Po pierwsze składałam się na tego walkmana z Tomem, a po drugie jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Zresztą nie zniosłabym, gdybyś wciąż zatrzymywała się przy tej wystawie! Już od dawna traciłam cierpliwość! Będziesz mogła sobie słuchać piosenek Michaela zawsze i wszędzie!
- Stacy! Ja nie słucham tylko Michaela! Dobrze wiem, co miałaś na myśli! A właśnie, apropo Toma. Mam nadzieję, że można mu zaufać i zachowa dyskrecję.
-Spokojnie, ręczę za niego. Jest naprawdę odpowiedzialnym facetem, a nie głupią, napaloną fanką.
-Nie wątpię.
-Tom na pewno zachowa dla siebie fakt, że znamy się z Michaelem. Specjalnie poinformowałam go o tym wcześniej, aby nie było nieporozumień. Oczywiście, był bardzo zdziwiony ale to było pozytywne zaskoczenie.Wygląda na to, że jeszcze nie poszedł  do prasy  i dziennikarzy, bo przecież już dawno by o tym dudniono.
-No tak, masz rację. Cieszę się, że oboje będzie. Zdajesz sobie sprawę, że nie mogę zrobić wielkiej imprezy ze względu na niego. Nie wyobrażam sobie tego dnia bez Michaela, a wiesz co by było gdyby moi znajomi dowiedzieliby się, że jesteśmy przyjaciółmi. Dlatego przyjedzie dziś głównie rodzina. Na szczęście będziemy mieli się z kim bawić. Pojawi się najbliższe, niezastąpione kuzynostwo: Eve, Katie, Sarah, Chris i Jack. Oni znają Michaela już od wielu lat. 
-Ufff... to dobrze! Już się przestraszyłam, że będzie sztywno!  O rany! Zapomniałabym, że mam w torbie najważniejszą część prezentu! Starość nie radość! Skleroza to moja rodzona siostra! Cholera jasna!- stacy, pobiegła do swojej torby. - Proszę, to dla Ciebie. Własnoręcznie wykonany album z naszymi najfajniejszymi wspomnieniami. 
-Nawet jeśli powtarzałabym dwieście razy, że jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie to i tak było by to za mało! Dziękuję! - przytuliłam się do mojej, kochanej wariatki. 
-Tylko mi tu nie płacz, bo ja zaraz zacznę! Koniec tych czułości! za chwilę okaże się, że nie zdążę Cię uczesać na czas i powitasz gości z wytapirowanymi włosami. Swoją drogą uniesienie twoich włosów do góry to prawdziwa sztuka!
-Wiem, nawet nie wiesz jak mnie to denerwuje! Cały dzień chodziłam we francuzie, by dodać im objętości. Wszyscy mają loki,  zakręcone trwałe, tylko moje włosy są proste jak druty. Nigdy nie będę miała modnej fryzury!
-Spokojnie,  zaraz skończę i gwarantuję ci, że siebie nie poznasz.
    
 Stacy przez godzinę nie pozwoliła mi patrzeć w lustro. Chciała, abym zobaczyła tylko efekt końcowy. 
-Ooooo!!! Dziękuję Ci!!! Kobieto! Chyba minęłaś się z powołaniem! Zamiast prawnikiem, powinnaś zostać fryzjerką i makijażystką! 
- Bez przesady. Sądzę, jednak nie chciałabym spędzić całego życia na układaniu fryzur. 
Moja przyjaciółka naprawdę miała talent w tej dziedzinie. Miałam w końcu uniesione, pofalowane włosy, makijaż był delikatny,  ale zarazem podkreślający moje rysy twarzy. Byłam z niej naprawdę dumna!
- Lauro! Goście do Ciebie przyszli. - usłyszałam głos mamy.
-Idealnie wyrobiłyśmy się w czasie!- dodała Stacy, po czym pospiesznie zbiegłyśmy na parter.
 Zaraz po tym, jak zjechała się cała rodzina, przyszedł Tom. Kiedy złożył mi życzenia, czekałam już tylko na jednego gościa...

   Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, miałam wrażenie, że wyskoczy mi serce. Szybko pobiegłam je otworzyć.  W progu stał oczywiście Michael, zasłonięty ogromnym bukietem herbacianych róż. 
Jeden moment wystarczył, aby cały mój plan się rozpadł. Poczułam te cholerne motyle w brzuchu. Wszystko mogłam zrobić, zachować dystans, unikać go itd. Wszystko by tylko się odkochać, ale niestety nad pewnymi rzeczami nie mogłam zapanować... Uczucie wiercących dziurę w brzuchu motyli, mocno bijące serce, pojawiało się niezależnie ode mnie.
-Wypuścisz, mnie dzisiaj do środka? - zachichotał Michael, sowim charakterystycznym, słodkim głosem.
-Oczywiście, przepraszam.
Kiedy stanęliśmy w progu, podarował mi ten ogromny bukiet. Wtedy moim oczom ukazała się wielka śliwa pod  okiem mojego przyjaciela.
- O Boże! Mike! Co ci się stało? 
- W domu był Jospeh, kiedy wychodziłem na twoje przyjęcie. W końcu powiedziałem mu prawdę, stwierdziłem , że nie będę dłużej ukrywać naszej przyjaźni, czy się mu to podoba, czy nie. 
- I za to cię uderzył? - zapytałam smutno, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
-Jak widać... Ale nie przejmuj się! Dzisiaj jest twoje święto, dlatego przejdę do życzeń: Kochana (kiedy wypowiedział to słowo, myślałam, że wyjdę z siebie - dosłownie.), wiedz, że jesteś moją najdroższą przyjaciółką i będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jeśli spełnią się wszystkie twoje marzenia. Jesteś dla mnie bardzo ważna, więc postanowiłem podarować ci coś, co mam nadzieję sprawi, że nawet jeśli znaleźlibyśmy się na dwóch różnych biegunach ziemskich, nigdy o mnie nie zapomnisz. Proszę, stań do mnie tyłem i zamknij oczy.
 Obróciłam się i poczułam, że Mike zawiesza coś na mojej szyi. Kiedy tylko uchyliłam powieki zobaczyłam na sobie cudowny, srebrny wisiorek, w kształcie serca. Jego środek był wypełniony prawdziwym, mieniącym się szafirem. Po chwili dostrzegłam, że mogę go otworzyć. W środku była wygrawerowana dedykacja: " Kochanej Laurze, Michael". Przez chwilę miałam wrażenie, że tracę grunt pod nogami. Oparłam się o ścianę, nie spuszczając wzroku z tego napisu.
-Mam nadzieję, że ci się podoba... - powiedział niepewnie Michael.
W tamtym momencie o mały włos się na niego nie rzuciłam. Na szczęście zachowałam trochę zdrowego rozsądku i przypomniałam sobie sytuację, która miała miejsce w domu Michaela. Dlatego też, delikatnie go objęłam i szepnęłam: Dziękuję, jesteś wspaniały. Niespodziewanie, poczułam kilka, ledwie wyczuwalnych pocałunków na moim policzku. Pomyślałam sobie:"Boże, dlaczego on mi to robi". Niestety, a może stety nasza bliskość nie trwała długo, gdyż w korytarzu pojawił się dziadek. 
-Gołąbeczki!  W salonie są same  głodne, żarłoczne kaczki, które wzrokiem pochłaniają urodzinowy tort! Ileż można czekać! Na gruchanie będziecie mieć czas później!
-Dziadku, nie żartuj! - odparłam zakłopotana, a zarazem rozśmieszona, kolejną "metaforą" dziadzia... Chociaż, porównanie mojej rodziny do żarlocznych kaczek, nie było głupim pomysłem.  Szybko, idąc za dziadkiem razem z Michaelem dołączyliśmy do pozostałych.

     Kilka godzin później zabawa nabrała szalonego tempa. Każdy z tańczył, skakał, śpiewał. Część osób szalała na kanapie, fotelach, na ladzie. Co chwilę wujki podrzucali mnie prawie do sufitu. No tak... ale to jest specyfika mojej szalonej rodzinki. Najbardziej jednak wszystkich rozbawił dziadek, który przywiązał do swojej laski dwa balony i stwierdził, że to jego partnerka. Był prawdziwym królem parkietu! W końcu opadł zmęczony na krzesło i zawołał:
-Mamy tutaj taką gwiazdę, a jeszcze nie dała nam solowego występu.  Od razu wszyscy zrozumieli o kogo chodzi i zaczęli wołać Michaela, klaskać i namawiać go do zaśpiewania piosenki. Ja sama wiedziałam, że chociaż na scenie jest prawdziwym demonem, to poza nią to bardzo nieśmiały i wstydliwy facet. Dlatego nie byłam zdziwiona tym, że długo się opierał.Wiedziałam, że nikt nie odpuści, więc postanowiłam się wtrącić:
-Mike, proszę, zrób to dla mnie z okazji moich urodzin. 
-Ehh.... No dobrze. 
Wszyscy zaczęli gwizdać i głośno klaskać, kiedy Michael wyszedł na środek sali. Po chwili salon ogarnęła  prawdziwa cisza. Michael zaczął śpiewać bez żadnego podkładu piosenkę "Rock with you" całe towarzystwo zamilkło, a do tego połowie zgromadzonych opadły szczęki. Większość nie miała okazji słyszeć go na żywo, dlatego każdy rozkoszował się jego wyjątkowym, oryginalnym,  a zarazem pięknym głosem. Nasza Gwiazda nie poprzestała na śpiewaniu. Michael zaczął wyklaskiwać rytm. Kiedy dotarł do drugiej zwrotki, podszedł do mnie tanecznym krokiem i wyciągnął rękę, zapraszając w ten sposób do tańca.Chociaż oboje byliśmy nieśmiałymi ludźmi, w tamtym momencie czuliśmy się naprawdę swobodnie.  Nie przeszkadzało mi to, że cała uwaga była skupiona na nas, a do tego czasem słyszałam głosy typu: "Jak oni do siebie pasują" "Cudowna para".  Miałam wrażenie, że cały świat to Michael, Ja, nasz taniec  i jego śpiew...
I wanna rock with you (all night)
Dance you into day (sunlight)
I wanna rock with you (all night)
We're gonna rock the night away....





Billie&Diana