Witajcie! My z Billie właśnie zaczęłyśmy ferie! Mam nadzieję, że uda nam się w przeciągu tych dwóch tygodni wstawić więcej notek, więc zaglądajcie do nas częściej ;)
Zaczął się rok osiemnastek. W ten weekend miałam dwie, dlatego dodaję opowiadanie dzisiaj. Tak się składa, że urodziny to moytw przewodni dzisiejszej częsci. Mam nadzieję, że was nie zanudzę, obawiam się, że ten odcinek nie wyszedł mi tak jak chciałam. Jeśli nas odwiedzacie, dodawajcie komentarze! Prosimy! ;)
Słuchając wywodu Stacy, po raz kolejny spojrzałam w lustro. Moja kreacja miała intensywny, czerwony kolor i już przez to czułam się nieswojo, ponieważ generalnie unikałam rzucających się w oczy barw. Jak wspominałam wcześniej miała bardzo duży dekolt. Poza tym była dopasowana w talii, ale rękawy miały spore bufki (był to prawdziwy hit lat osiemdziesiątych!) Od pasa szły 4 warstwy falbanek i kończyły się kilka centymetrów przed kolanami. Spojrzałam na siebie z góry na dół, zakręciłam się wokół własnej osi i w końcu doszłam do wniosku, że raz się żyje! Sukienka co prawda była seksowna, ale zarazem nie wyzywająca.
- Masz rację! Ubiorę ją jutro!
- Super! Nareszcie! Myślałam, że na serio z niej zrezygnujesz! - piszczała Stacy, skacząc po pokoju.
- Czy mogłabyś przyjść jutro wcześniej i ułożyć mi włosy?
- Oczywiście! Hmm... Chyba domyślam się dla kogo masz zamiar się tak wystroić.
-Ejjj! To, że zaprosiłam Michaela, nie znaczy, że chcę dla niego ładnie wyglądać. Będzie na moich urodzinach, tylko i wyłącznie dlatego, że jest moim przyjacielem.
- Dobrze wiesz, że mnie nie oszukasz. - Stacy mówiąc to poruszała dwuznacznie brwiami. No tak, ona nie wiedziała jeszcze, że postanowiłam go sobie wybić z głowy.
- Stacy! Postanowiłam, że dam sobie spokój z Michaelem. Jest dobrze tak, jak jest. Nie chcę się łudzić i oszukiwać. Przypominam ci, że on z dnia na dzień staje się coraz większą gwiazdą. - wyjaśniłam jej wszystko, mówiąc spokojnym i stanowczym tonem.
- Niech ci będzie, ale i ja tak wiem swoje! Muszę już lecieć, Tom prawdopodobnie czeka na mnie w kawiarni już jakieś pół godziny. Muszę ci jednynie powiedzieć, że uczuć nigdy nie oszukasz, pamiętaj.
- Może jednak mi się uda.
-Zrobisz, co będziesz chciała. - Stacy objęła mnie na pożegnanie, po czym wybiegła z mojego pokoju.
***
Obudziłam się bardzo wcześnie rano, co było do mnie niepodobne. Od zawsze byłam typem "sowy". Wieczorami mogłam siedzieć do późna, ale nigdy nie lubiłam porannego wstawania. Dzisiejszy dzień był jednak wyjątkowy. Byłam zbyt przejęta i podekscytowana, by tracić czas na sen. W końcu osiemnaście lat kończy się tylko raz w życiu. Leżąc na łóżku spojrzałam na wiszącą na wieszaku, wyprasowaną sukienkę, która była przygotowana na dzisiejszy wieczór. Uśmiechnęłam się do siebie. Zaczęłam wspominać całe moje dzieciństwo i ostatnie przeżyte lata. Trudno uwierzyć, że jeszcze kilka lat temu wydawało mi się, że osiemnastolatkowie to dorośli ludzie. Teraz, kiedy ja sama wkraczałam w "dorosłe" życie miałam wrażenie, że jestem dużym dzieckiem. W zasadzie nawet nie mogę powiedzieć, że dużym, ponieważ jestem niższa, od wielu osób, które są ode mnie sporo młodsze.
Nie mogąc dłużej leżeć w jednym miejscu, pospiesznie ogarnęłam pokój i założyłam codzienne ubrania. Kiedy tylko to zrobiłam do pokoju wpadła cała, moja, kochana rodzinka. Wszyscy stanęli jak wyryci, ponieważ najprawdopodobniej zepsułam im ich chytry plan - chcieli mnie obudzić!
-Dziecko! Ty już nie śpisz? Ty nigdy nie wstajesz o tej porze! -zapytał zszokowany dziadek.
-Tak wyszło... Dzisiaj się wyjątkowo wyspałam. - odparłam z uśmiechem.
- Skoro tak, to uwaga moi drodzy... Trzy, dwa, jeden... i ... Sto lat! Sto lat! - zaczął mój ukochany staruszek. Kiedy reszta zaczęła "śpiewać", szybko pobiegłam zamknąć uchylone okno. Wolałam, by przechodnie i sąsiedzi nie słyszeli naszej antymuzykalnej rodziny. Ja sama nie mogłam powstrzymać od śmiechu, szczególnie dlatego, że podkład dawał Philip siedząc i stukając pałeczkami w zabawkowy bębenek.
Po zakończeniu tego niesamowitego koncertu pierwsza podeszła do mnie mama. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć łza spłynęła jej po policzku. Od zawsze była niesamowicie wrażliwą i serdeczną osobą. Jak już sami się przekonaliście, właśnie po niej odziedziczyłam skłonność do płaczu.
- Nie wiem kiedy mi tak wyrosłaś! Kochanie, wszystkiego najlepszego!
-Dziękuję Mamusiu! -odparłam, tuląc się w jej ramiona.
Za nią życzenia składali mi kolejni członkowie rodziny. Dostałam ogromnego pluszaka, który zajął chyba połowę mojego pokoju, nowe przybory do malowania, płótna, a także wymarzone książki z obrazami moich ulubionych artystów. Byłam naprawdę mile zaskoczona i zadowolona z prezentów. Jednak największą niespodziankę sprawił mi dziadziuś. Podszedł do mnie na końcu. Był wyjątkowo poważny i spokojny, chociaż na co dzień zachowywał się niezwykle zabawnie i wybuchowo. Szybko dostrzegłam, że w ręku trzymał małe pudełeczko.
- Lauro, moja wnusiu. Postanowiłem podarować Ci mój największy skarb. - wypowiadając te słowa, wręczył mi drobny upominek. Kiedy tylko go otworzyłam, zabrakło mi tchu w piersiach. Moim oczom ukazał się, śliczny drobny pierścionek wykonany ze starego złota, ozdobiony czerwonymi kamyczkami.
-Boże.. Jaki piękny. - powiedziałam cicho.
-Kochanie, jest to pierścionek zaręczynowy, który podarowałem twojej babci. Czekałem tyle lat, by oddać go w twoje posiadanie. Nawet nie wiesz, ile on dla mnie znaczy. Noś go i nigdy nie zapominaj o mnie i o babci. Pamiętaj , że kochamy cię z całego serca. Jestem pewien, że babcia nieustannie czuwa nad tobą. - dodał wzruszony.
-Dziadziu! Ja także was bardzo kocham i nigdy o Was nie zapomnę.- mówiąc, to rzuciłam mu się w ramiona.
***
- Niepotrzebnie się wygłupiałaś z takim drogim prezentem. Strasznie mi głupio, że się tak wykosztowaliście.- rzekłam do Stacy, która układała kolejne pasmo moich włosów.
-Jeśli będziesz to ciągle powtarzać na serio się obrażę.Po pierwsze składałam się na tego walkmana z Tomem, a po drugie jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Zresztą nie zniosłabym, gdybyś wciąż zatrzymywała się przy tej wystawie! Już od dawna traciłam cierpliwość! Będziesz mogła sobie słuchać piosenek Michaela zawsze i wszędzie!
- Stacy! Ja nie słucham tylko Michaela! Dobrze wiem, co miałaś na myśli! A właśnie, apropo Toma. Mam nadzieję, że można mu zaufać i zachowa dyskrecję.
-Spokojnie, ręczę za niego. Jest naprawdę odpowiedzialnym facetem, a nie głupią, napaloną fanką.
-Nie wątpię.
-Tom na pewno zachowa dla siebie fakt, że znamy się z Michaelem. Specjalnie poinformowałam go o tym wcześniej, aby nie było nieporozumień. Oczywiście, był bardzo zdziwiony ale to było pozytywne zaskoczenie.Wygląda na to, że jeszcze nie poszedł do prasy i dziennikarzy, bo przecież już dawno by o tym dudniono.
-No tak, masz rację. Cieszę się, że oboje będzie. Zdajesz sobie sprawę, że nie mogę zrobić wielkiej imprezy ze względu na niego. Nie wyobrażam sobie tego dnia bez Michaela, a wiesz co by było gdyby moi znajomi dowiedzieliby się, że jesteśmy przyjaciółmi. Dlatego przyjedzie dziś głównie rodzina. Na szczęście będziemy mieli się z kim bawić. Pojawi się najbliższe, niezastąpione kuzynostwo: Eve, Katie, Sarah, Chris i Jack. Oni znają Michaela już od wielu lat.
-Ufff... to dobrze! Już się przestraszyłam, że będzie sztywno! O rany! Zapomniałabym, że mam w torbie najważniejszą część prezentu! Starość nie radość! Skleroza to moja rodzona siostra! Cholera jasna!- stacy, pobiegła do swojej torby. - Proszę, to dla Ciebie. Własnoręcznie wykonany album z naszymi najfajniejszymi wspomnieniami.
-Nawet jeśli powtarzałabym dwieście razy, że jesteś najwspanialszą przyjaciółką na świecie to i tak było by to za mało! Dziękuję! - przytuliłam się do mojej, kochanej wariatki.
-Tylko mi tu nie płacz, bo ja zaraz zacznę! Koniec tych czułości! za chwilę okaże się, że nie zdążę Cię uczesać na czas i powitasz gości z wytapirowanymi włosami. Swoją drogą uniesienie twoich włosów do góry to prawdziwa sztuka!
-Wiem, nawet nie wiesz jak mnie to denerwuje! Cały dzień chodziłam we francuzie, by dodać im objętości. Wszyscy mają loki, zakręcone trwałe, tylko moje włosy są proste jak druty. Nigdy nie będę miała modnej fryzury!
-Spokojnie, zaraz skończę i gwarantuję ci, że siebie nie poznasz.
Stacy przez godzinę nie pozwoliła mi patrzeć w lustro. Chciała, abym zobaczyła tylko efekt końcowy.
-Ooooo!!! Dziękuję Ci!!! Kobieto! Chyba minęłaś się z powołaniem! Zamiast prawnikiem, powinnaś zostać fryzjerką i makijażystką!
- Bez przesady. Sądzę, jednak nie chciałabym spędzić całego życia na układaniu fryzur.
Moja przyjaciółka naprawdę miała talent w tej dziedzinie. Miałam w końcu uniesione, pofalowane włosy, makijaż był delikatny, ale zarazem podkreślający moje rysy twarzy. Byłam z niej naprawdę dumna!
- Lauro! Goście do Ciebie przyszli. - usłyszałam głos mamy.
-Idealnie wyrobiłyśmy się w czasie!- dodała Stacy, po czym pospiesznie zbiegłyśmy na parter.
Zaraz po tym, jak zjechała się cała rodzina, przyszedł Tom. Kiedy złożył mi życzenia, czekałam już tylko na jednego gościa...
Gdy zadzwonił dzwonek do drzwi, miałam wrażenie, że wyskoczy mi serce. Szybko pobiegłam je otworzyć. W progu stał oczywiście Michael, zasłonięty ogromnym bukietem herbacianych róż.
Jeden moment wystarczył, aby cały mój plan się rozpadł. Poczułam te cholerne motyle w brzuchu. Wszystko mogłam zrobić, zachować dystans, unikać go itd. Wszystko by tylko się odkochać, ale niestety nad pewnymi rzeczami nie mogłam zapanować... Uczucie wiercących dziurę w brzuchu motyli, mocno bijące serce, pojawiało się niezależnie ode mnie.
-Wypuścisz, mnie dzisiaj do środka? - zachichotał Michael, sowim charakterystycznym, słodkim głosem.
-Oczywiście, przepraszam.
Kiedy stanęliśmy w progu, podarował mi ten ogromny bukiet. Wtedy moim oczom ukazała się wielka śliwa pod okiem mojego przyjaciela.
- O Boże! Mike! Co ci się stało?
- W domu był Jospeh, kiedy wychodziłem na twoje przyjęcie. W końcu powiedziałem mu prawdę, stwierdziłem , że nie będę dłużej ukrywać naszej przyjaźni, czy się mu to podoba, czy nie.
- I za to cię uderzył? - zapytałam smutno, wiedząc jaka będzie odpowiedź.
-Jak widać... Ale nie przejmuj się! Dzisiaj jest twoje święto, dlatego przejdę do życzeń: Kochana (kiedy wypowiedział to słowo, myślałam, że wyjdę z siebie - dosłownie.), wiedz, że jesteś moją najdroższą przyjaciółką i będę najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, jeśli spełnią się wszystkie twoje marzenia. Jesteś dla mnie bardzo ważna, więc postanowiłem podarować ci coś, co mam nadzieję sprawi, że nawet jeśli znaleźlibyśmy się na dwóch różnych biegunach ziemskich, nigdy o mnie nie zapomnisz. Proszę, stań do mnie tyłem i zamknij oczy.
Obróciłam się i poczułam, że Mike zawiesza coś na mojej szyi. Kiedy tylko uchyliłam powieki zobaczyłam na sobie cudowny, srebrny wisiorek, w kształcie serca. Jego środek był wypełniony prawdziwym, mieniącym się szafirem. Po chwili dostrzegłam, że mogę go otworzyć. W środku była wygrawerowana dedykacja: " Kochanej Laurze, Michael". Przez chwilę miałam wrażenie, że tracę grunt pod nogami. Oparłam się o ścianę, nie spuszczając wzroku z tego napisu.
-Mam nadzieję, że ci się podoba... - powiedział niepewnie Michael.
W tamtym momencie o mały włos się na niego nie rzuciłam. Na szczęście zachowałam trochę zdrowego rozsądku i przypomniałam sobie sytuację, która miała miejsce w domu Michaela. Dlatego też, delikatnie go objęłam i szepnęłam: Dziękuję, jesteś wspaniały. Niespodziewanie, poczułam kilka, ledwie wyczuwalnych pocałunków na moim policzku. Pomyślałam sobie:"Boże, dlaczego on mi to robi". Niestety, a może stety nasza bliskość nie trwała długo, gdyż w korytarzu pojawił się dziadek.
-Gołąbeczki! W salonie są same głodne, żarłoczne kaczki, które wzrokiem pochłaniają urodzinowy tort! Ileż można czekać! Na gruchanie będziecie mieć czas później!
-Dziadku, nie żartuj! - odparłam zakłopotana, a zarazem rozśmieszona, kolejną "metaforą" dziadzia... Chociaż, porównanie mojej rodziny do żarlocznych kaczek, nie było głupim pomysłem. Szybko, idąc za dziadkiem razem z Michaelem dołączyliśmy do pozostałych.
Kilka godzin później zabawa nabrała szalonego tempa. Każdy z tańczył, skakał, śpiewał. Część osób szalała na kanapie, fotelach, na ladzie. Co chwilę wujki podrzucali mnie prawie do sufitu. No tak... ale to jest specyfika mojej szalonej rodzinki. Najbardziej jednak wszystkich rozbawił dziadek, który przywiązał do swojej laski dwa balony i stwierdził, że to jego partnerka. Był prawdziwym królem parkietu! W końcu opadł zmęczony na krzesło i zawołał:
-Mamy tutaj taką gwiazdę, a jeszcze nie dała nam solowego występu. Od razu wszyscy zrozumieli o kogo chodzi i zaczęli wołać Michaela, klaskać i namawiać go do zaśpiewania piosenki. Ja sama wiedziałam, że chociaż na scenie jest prawdziwym demonem, to poza nią to bardzo nieśmiały i wstydliwy facet. Dlatego nie byłam zdziwiona tym, że długo się opierał.Wiedziałam, że nikt nie odpuści, więc postanowiłam się wtrącić:
-Mike, proszę, zrób to dla mnie z okazji moich urodzin.
-Ehh.... No dobrze.
Wszyscy zaczęli gwizdać i głośno klaskać, kiedy Michael wyszedł na środek sali. Po chwili salon ogarnęła prawdziwa cisza. Michael zaczął śpiewać bez żadnego podkładu piosenkę "Rock with you" całe towarzystwo zamilkło, a do tego połowie zgromadzonych opadły szczęki. Większość nie miała okazji słyszeć go na żywo, dlatego każdy rozkoszował się jego wyjątkowym, oryginalnym, a zarazem pięknym głosem. Nasza Gwiazda nie poprzestała na śpiewaniu. Michael zaczął wyklaskiwać rytm. Kiedy dotarł do drugiej zwrotki, podszedł do mnie tanecznym krokiem i wyciągnął rękę, zapraszając w ten sposób do tańca.Chociaż oboje byliśmy nieśmiałymi ludźmi, w tamtym momencie czuliśmy się naprawdę swobodnie. Nie przeszkadzało mi to, że cała uwaga była skupiona na nas, a do tego czasem słyszałam głosy typu: "Jak oni do siebie pasują" "Cudowna para". Miałam wrażenie, że cały świat to Michael, Ja, nasz taniec i jego śpiew...
I wanna rock with you (all night)
Dance you into day (sunlight)
I wanna rock with you (all night)
We're gonna rock the night away....
Billie&Diana