piątek, 29 sierpnia 2014

OGŁOSZENIA! :)


Witajcie kochani czytelnicy!


     Cóż to były za zwariowane wakacje! Przyznam szczerze, że takich jeszcze nie miałam i nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Masa wyjazdów, wycieczek, przygód. Miało też to swoje konsekwencje - mianowicie trochę zaniedbałyśmy naszego bloga. No cóż pora na wyjaśnienia...
1. DZIĘKUJĘ za życzenia urodzinowe. Na pierwszym miejscu mojej, kochanej Billie za pamięć i tę notkę na blogu, wzruszyłam się wtedy, serio! Oczywiście specjalne podziękowania należą się WAM! Bez was nie byłoby tego bloga, więc szczególnie cieszę się że kilka osób w dodatku napisało tak miłe rzeczy.
2.   Mam to szczęście, że obchodzę urodziny w tym miesiącu co Michael, więc gdziekolwiek on jest, życzę mu szczęścia :)
3.Co do notek i opowiadania... Planujemy małe "zawieszenie". Do końca września z wiadomych nam przyczyn nic nie pojawi się na blogu.  :/ To nie jest tak że nam się pomysły wykończyły, bo mamy szeroko opracowaną fabułę, do samego końca, jednak planujemy ten miesiac poświęcić na napisanie notek na 'zaś'. Dlaczego? bo teraz czeka nas MATURA! (co mnie osobiście dobija i przeraża, gdyż postawiłam sobie bardzo wysoko poprzeczkę, co do ilości zdawanych przedmiotów) W związku z czym notki nie będą tak częste jak rok temu. Mam nadzieję, że poczekacie! ;)
4. Udanego roku szkolnego, akademickiego i jak komu co pasuje! :)
Pozdrawiam i ściskam gorąco
Diana

środa, 13 sierpnia 2014

Surprise!

Kochani!
Dziś Diana ma swój wielki dzień! 18-nastka, początek dorosłego życia! Zbierzmy się i życzmy jej jak najlepiej! Diano, do moich wcześniejszych życzeń chce dołączyć podziękowania. Dziękuje Ci za to, że nie raz pomagasz mi przy notkach, a kiedy nie jestem w stanie ich napisać robisz to za mnie. Wkładasz dużo siebie  w tego bloga i na pewno bez Ciebie nie byłby taki jaki jest. Dziękuję za to, że jesteś. Nie wiem co bym bez Ciebie zrobiła! I jeszcze raz:



                            WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO!




wtorek, 12 sierpnia 2014

Neverland!

Hej Kochani!
W dzisiejszej notce, prosimy o wsparcie. W ostatnim czasie pojawił się problem. Neverland ma zostać sprzedany. Nie możemy na to pozwolić. Michael chciałby, żeby ten budynek tam stał. Chciałby, żeby Neverland mógł być azylem, chwilą zapomnienia i radości w ciężkim życiu chorych dzieci. To jest jego przeznaczenie. Ten budynek jest również bardzo ważny dla Nas - fanów. Jest to swojego rodzaju pamiątka po Michaelu. Coś co wciąż nam o Nim przypomina. Coś co daje nam cząstkę Niego.
Neverland zawsze był ważny dla Michaela. Był nie tylko azylem dla chorych dzieci. Był przede wszystkim azylem Michaela. Mimo, że sam pod koniec w to zwątpił.

Podajemy link do jednej z petycji. Wydaje nam się, że do jednej z ważniejszych, ponieważ jest to petycja od Jermaine. Podpisujcie wszystkie jakie znajdziecie. Im więcej petycji tym większa szansa na ocalenie rancza.

PETYCJA

Podpisujcie. Postarajmy się. Zróbmy coś dla Michaela.

Billie&Diana

sobota, 2 sierpnia 2014

OPOWIADANIE! -część 27!

Hej Kochani! Wybaczcie, że notkę dodaje z opóźnieniem. Obie z Dianą ciągle jesteśmy w rozjazdach i nieustannie się mijamy. Długo nie miałam dostępu  do komputera. Mam nadzieję, że ta notka wam to wynagrodzi. :) Dziękuję Dianie za pomoc. Ta część powstała wspólnie z Nią.
PS: W lipcu minął rok odkąd prowadzimy bloga. Chciałybyśmy wam bardzo podziękować za obecność. Dla takich czytelników jak wy warto pisać! Dziękujemy, że jesteście!

Billie&Diania
          


      Jadąc do szpitala w głowie miałam najczarniejsze scenariusze. Nie wiedziałam nic oprócz tego, że miał wypadek. Nawet nie wiedziałam czy żyje. Wiedziałam tylko jedno. Teraz nie liczyło się nic, ani nikt. Tylko On. Chciałam już być przy Nim. Wiedzieć, że jest cały i nic mu nie będzie. Z minuty na minutę byłam coraz bardziej zdenerwowana. Ruch uliczny powodował, że wraz z upływem czasu stawałam się strzępkiem nerwów. Dlaczego zawsze jest tak, że kiedy najbardziej zależy nam na czasie, zawsze coś musi stanąć na przeszkodzie? Tak też było i tego dnia. Najpierw utknęliśmy w korku, a potem przez centrum wlekliśmy się za emerytem który jechał około trzydzieści kilometrów na godzinę. Mimo emocji nie krzyczałam, tylko nerwowo spoglądałam na Andrew'a który sam bardzo się martwił, chciał jak najszybciej dojechać na miejsce, jednak los jak zwykle musiał płatać figle. W końcu udało się nam dotrzeć na miejsce. Byłam przerażona tym, co zobaczyłam. Przed szpitalem panował okropny harmider, na około biegały tłumy ludzi. Fotoreporterzy, fani i jeszcze Bóg wie jakie przybłędy. Widząc co się dzieje mój brat postanowił poczekać w samochodzie, a ja sama podjęłam próbę przedostania się przez rozwrzeszczany tłum.
Wchodząc do budynku nie wiedziałam gdzie się udać. Podeszłam do recepcji. 

- Przepraszam. W której sali leży Michael Jackson?
- Jest Pani z jego rodziny? Jeśli tak potrzebuję odpowiednie dokumenty potwierdzające tożsamość. 
- Nie, to znaczy prawie. Jestem jego przyjaciółką.
- Przykro mi, ale takich informacji udzielamy tylko rodzinie. Pan Jackson jest znaną osobą i nie Pani pierwsza podaje się za jego przyjaciółkę. Przepraszam, muszę już iść. 

        Byłam zawiedziona. Co prawda mogłam się tego spodziewać. Kto normalny udzieliłby takich informacji? Mój chłopak jest znany na cały świat. Tłum jego fanów koczuje pod szpitalem. A ja głupia wchodzę i mówię, że chce się z nim zobaczyć. Zupełnie tego nie przemyślałam. Niestety w sytuacji w której się znalazłam zupełnie straciłam głowę, nie potrafiłam podjąć żadnej przemyślanej, rozsądnej decyzji. Mało brakowało, abym usiadła i rozpłakała się na środku holu ze strachu i bezsilności. Postanowiłam jednak wziąć się w graść, nie dla siebie, ale dla Michaela. Szłam przed siebie na oślep, licząc na cud. 
W pewnym momencie, na końcu korytarza dostrzegłam Katherine Jackson. Serce mocniej mi zabiło. Pobiegłam w jej stronę.

- Co z Nim? - zapytałam zdenerwowana. 
- Operują go. - łza pociekła jej po policzku.Pode mną ugięły się nogi. Opadłam na najbliższe krzesło. Chciałam poznać się więcej szczegółów od mamy Michaela, dowiedzieć się co się tak naprawdę stało, na ile stan osoby którą kocham najbardziej na świecie jest poważny. Niestety we wszystkim przeszkodziła mi pseudo rodzina Michaela. Pewnie pomyślicie, że przesadzam z tym określeniem. Nie! Zdecydowanie nie. Co z tego, że są z nim powiązani biologicznie? Nie mają nic wspólnego z prawdziwymi braćmi. Michael od zawsze był dla nich dobrą okazją do wypromowania się, nie mówiąc już o "ojcu".

- Co ona tutaj robi? - usłyszałam okropny głos Josepha.
- Tak jak my, martwi się o Michaela. - broniła mnie jego matka.
- To nie jest Twój interes. Wynoś się stąd!
- Nie wyjdę dopóki nie dowiem się jak on się czuje! Mam prawo to wiedzieć!
- Nie należysz do naszej rodziny! Więc żadne prawa cię nie obowiązują!
- On jest moim przyjacielem! Dowiem się jak on się czuje i zniknę wam z oczu.
- Wynoś się stąd! Myślisz, że jesteśmy idiotami? Wiadomo o co ci chodzi. Za chwilę pójdziesz i ogłosisz wszystko gazetom i zrobisz z naszej rodzinnej tragedii niezły interes. - Jermain kibicował ojcu. Nie rozumiałam tej ich nienawiści do mnie. Nic im nie zrobiłam. Po prostu martwiłam się o ich brata.
- Nie... Nigdy bym czegoś takiego nie zrobiła. Nie jestem taka jak wy. Mi na pieniądzach nie zależy.
-Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam i przyłożę tej rozwydrzonej dziewusze! - Joseph wpadł w szał, na szczęście z kłopotów uratował mnie lekarz.

- Szpital nie jest miejscem do kłótni. Leżą tu chorzy, którzy potrzebują spokoju. Rodzinne przepychanki proszę załatwiać poza szpitalem. 
- Panie doktorze, co z moim synem? - zapytała zdenerwowana Katherine.
- Operacja się już zakończyła. Pan Jackson doznał poparzeń III stopnia i niezbędny był przeszczep skóry. Na szczęście udało nam się go wykonać. To w jakim stopniu poparzenia odbiją się na jego wyglądzie i zdrowiu dowiemy się w najbliższej przyszłości. W każdym razie Pan Jackson jest w ciężkim stanie, posiada naprawdę głębokie rany.
- Czy można go zobaczyć? - wypaliłam.
- Na razie wybudzamy go z narkozy. Dostał też dużą dawkę środków przeciwbólowych. Ale myślę, że za 30 minut będzie można z nim porozmawiać. Prosiłbym jednak o stosunkowo krótkie spotkanie. On musi teraz odpoczywać.
- Dziękujemy doktorze. - Gdy tylko lekarz się oddalił Jermaine znowu na mnie naskoczył.
- Słyszałaś? Już wiesz co z Nim. Możesz sobie iść. Tam są drzwi! - mówiąc to odwrócił się na pięcie i razem ze swoim ojcem odszedł.
- Dziecko, najlepiej będzie jeśli teraz pójdziesz. Nie chcemy przecież, żeby Michael się denerwował. Ale przyjdź wieczorem. Męża i syna już nie będzie. -szepnęła do mnie mama ukochanego.
- Dobrze... Dziękuje Pani. - byłam rozczarowana i zła. Jak mogli mnie tak potraktować? Przecież chciałam jak najlepiej dla Michaela. Wiem, że ja również się uniosłam, ale nie mogłam sobie pozwolić by bezpodstawnie mnie obrażali. Dobrze, że chociaż jego matka stała po mojej stronie. 
Przed szpitalem czekał na mnie Andrew. Z daleka było widać, że był bardzo zaniepokojony. W końcu od dłuższego czasu znów bardzo się przyjaźnili.

- I co z Nim?
- Jest o operacji. Poparzenia III stopnia. Konieczny był przeszczep. - mówiłam krótkimi zdaniami, nie miałam już na nic siły.
- O matko... Widziałaś się chociaż z Michaelem?
- Jego braciszek mi nie pozwolił. Pani Katherine powiedziała, żebym przyszła wieczorem kiedy ich nie będzie. Mam do ciebie prośbę. Podwieziesz mnie? Chyba nie jestem w stanie dziś prowadzić...
- Bezczelni. Chociaż ona jest normalna. Oczywiście, zawsze możesz na mnie liczyć siostrzyczko. 
-Dziękuję, kocham cię. - po tych słowach wtuliłam się w ramiona mojego wspaniałego brata. W tamtej chwili nie potrzebowałam nic innego tylko szczerego uścisku.


                                            ***

      Dzień dłużył mi się jak nigdy. Postanowiliśmy, że nie będziemy wracać do domu, tylko pojedziemy do jakiegoś sklepu. Kupiłam dla Michaela kilka owoców, soki i coś słodkiego. Nie mogłam wytrzymać. Chciałam za wszelką cenę być już w szpitalu. Przy Nim. Odliczałam każdą minutę. Z drugiej jednak strony, kiedy już trochę ochłonęłam zaczęłam zastanawiać się, czy właściwie Mike będzie chciał mnie widzieć. Przecież nie rozmawialiśmy ze sobą od kilku tygodni. Bałam się, że on już nie potrzebuje mnie, lecz Brooke. Przez chwilę myślałam, że stchórzę i wrócę do domu. Na szczęście pragnienie zobaczenia go, troska i tęsknota okazały się silniejsze niż strach. Przecież on wciąż był najważniejszą osobą w moim życiu!
Dlatego też, kiedy wreszcie nastała odpowiednia godzina, biegłam jak szalona na spotkanie z Panią Katherine. Wiedziałam już, w której leży sali dlatego od razu skierowałam się w tamtą stronę. Stanęłam przed drzwiami. Położyłam dłoń na klamce, nacisnęłam i weszłam do środka. Łzy poleciały mi po policzkach. Wszystkie duszone emocje nie tylko w czasie tego potwornego dnia, ale ostatnich kilkunastu dni w końcu się uwolniły. Właśnie gdy zobaczyłam go w takim stanie jeszcze lepiej uświadomiłam sobie, jak bardzo go kocham.  Wyglądał okropnie. Całą głowę owiniętą miał w bandaże. Oczy podpuchnięte i zamknięte. Widać było, że cierpi i jest bardzo zmęczony. 

- Michael? - szepnęłam. Lekko uchylił powieki.
- Laura... Jak dobrze, że jesteś.
- Tak bardzo się o Ciebie martwiłam. - podeszłam do jego łóżka i usiadłam. Miałam ochotę go dotknąć, jednak nie chciałam zadać mu kolejnego bólu. - Co się stało?
- Do końca sam nie wiem... Wychodziłem na scenę. Skupiałem się tylko na tym. Chciałem jak najszybciej nakręcić tę reklamę i wrócić do domu, miałem złe przeczucia. Nagle poczułem zapach palonych włosów, a za chwilę przeszywający całe ciało ból. Potem leżałem w karetce. Następne co pamiętam to szpital... - mówił szeptem. Wiedziałam, że każde słowo było dla Michaela ogromnym wysiłkiem.
- Przepraszam, że nie było mnie wcześniej. - nie chciałam mu mówić o sytuacji z Jego rodziną. Nie teraz. 
- Nic nie szkodzi. Ciesze się, że tu jesteś. - wtedy dostrzegłam, że mój ukochany lekko poruszył dłonią. Od razu zrozumiałam. Pospiesznie, ale delikatnie spletliśmy palce.
- Tak bardzo chciałabym Ci pomóc.
- Pomagasz. Swoją obecnością. - uśmiechnęłam się. - Lauro... chciałbym Cię przeprosić. Za tą sytuację z Brooke...
-  Ciśś...Przestań. -subtelnie dotknęłam dłonią jego ust. To już nie ważne. Nie mów nic więcej. Zdaję sobie sprawę, że każde słowo jest dla ciebie ogromnym wysiłkiem.- Teraz musimy skupić się na tym, żebyś poczuł się lepiej. - po tych słowach skierowałam dłoń na jego policzek, potem podbródek. Nie mogłam się powstrzymać. Dopiero kiedy byliśmy tak blisko siebie, uświadomiłam sobie jak bardzo za nim tęskniłam. Michael przymknął oczy.
-  Oj.. przepraszam. Boli cię, prawda? - momentalnie oderwałam rękę.
-Nie... Brakowało mi twego dotyku. Pocałuj mnie. - spojrzałam na niego z czułością, po czym nachyliłam się w jego stronę i  prawie niewyczuwalnie dotknęłam swoimi wargami jego.
- Miałeś już nic nie mówić - uśmiechnęłam się.
- Pozwól.. Ostatnie słowo...
- Zastrzegam, ostatnie!
- Kocham Cię. - tym sposobem Mike po raz kolejny doprowadził mnie do łez. Nie były to jednak łzy strachu lub smutku, lecz SZCZĘŚCIA.
- Ja ciebie jeszcze bardziej Michael.