Witajcie! Z mojej strony chciałam was przeprosić, że tak dawno nie działałam na blogu i wieloma rzeczami musiała się zająć Billie, ale musiałam przygotować pracę na konkurs.
Dziękujemy Wam za ponad 20000 wyświetleń! Każdy czytelnik jest dla nas ważny, naprawdę! Motywujecie do działania, dlatego mam nadzieję, że nie opuścicie nas w przyszłości. :)
Chciałam oficjalnie ogłosić, że ostatnia notka była z okazji PRIMA APRILIS! Mam nadzieję, że się nie obrazicie z tego powodu... Nie napisałyśmy jej bez powodu. Chciałyśmy się dowiedzieć czy ktoś czyta nas naprawdę, czy tylko okazjonalnie bądź promuje swojego bloga. Byłyśmy naprawdę wzruszone czytając wszystkie komentarze! DZIĘKUJEMY! :) Więcej refleksji na temat prowadzenia blogów znajdziecie w najbliżej notce, na którą z góry już zapraszam
Zachęcam do komentowania stałych jak i nowych, anonimowych czytelników.
A teraz w wasze ręce oddaję kolejną część, czekam na opinię.
Diana
- Stacy! Już nie mogę! Zlituj się! - nie zwracając uwagi na przechodniów, wołałam moją przyjaciółkę, która pędziła kilkadziesiąt kroków przede mną.
- Kondycja, kochana kondycja! - odparła z wyższością Stacy, która w końcu przystanęła na chwilę.
- Miałyśmy szukać odpowiedniego mieszkania, a nie biegać jak szalone po sklepach z ubraniami!
- Rany! Przecież wiesz, że muszę kupić sobie dzwony.
- Tak... to jest twoja najwyższa potrzeba. Masz około dwadzieścia par tych spodni!
- Ale one są takie wspaniałe!
-Nie wątpię. Tylko nie wiem czy znajdziesz jakiś inny model, bo chyba w twojej szafie są już wszystkie.
- Dlatego musimy odwiedzić wszystkie sklepy na tej ulicy!
-Wprost nie mogę się doczekać! - odrzekłam z ironią. Moja przyjaciółka była totalną wariatką, ale chyba właśnie za to ją kochałam. Każdego potrafiła zarazić swoją energią oraz wystrzałowymi pomysłami.
- Boże, kiedy przyjedzie ten Tom... - powtarzałam ze zniecierpliwieniem, stojąc przed przymierzalnią
-A co, tęsknisz za nim? - zawołała Stacy przez zasłonę.
- Nie zanim, tylko za naszym mieszkaniem!
- Będzie za dziesięć minut na tym osiedlu.
-Za 10 minut!? Mogłabyś się gwiazdo łaskawie pospieszyć z przymierzaniem tych spodni! Spóźnimy się!
-Taada! I Jak? - nagle przede mną stanęła znana mi dobrze osoba ubrana w granatowe dzwony, które po bokach miały żółte wstawki.
- Wyglądasz jak pajac, ale bierz. - wydałam swoją, jakże wymowną opinię.
- Dzięki kochana, wiem że Ci się podobają. Kupuję!
- Tylko szybko! Ja czekam przed wejściem. - dodałam niezmiernie szczęśliwa, że Stacy, w końcu skończy ten "dzwonowy" cyrk.
Kiedy dotarłyśmy na umówione miejsce Tom czekał na nas od dłużej chwili. Był jak zwykle stylowo ubrany. Jak na przyszłego prawnika przystało miał na sobie marynarkę, ale nie zapomniał o młodzieżowym luzie, na co wskazywała lekko rozpięta koszula, oczywiście pozbawiona krawatu. Gdyby nie to, że w moim sercu już od dłuższego czasu nieszczęśliwie siedział pewien znany wam wszystkim osobnik, może nawet Tom by mi się podobał. (nie mówię o zakochaniu, czy odbijaniu go Stacy!!!)
Po wspólnym przywitaniu udaliśmy się na spotkanie z właścicielem mieszkania, od którego miałyśmy je wynająć. Tom bardzo zachwalał to miejsce oraz faceta, który posiadał tutaj swój dobytek. Nie bez powodu - synem właściciela był stary kumpel chłopaka Stacy. Sama podchodziłam do jego koncepcji, delikatnie mówiąc sceptycznie, ponieważ oglądałyśmy już około piętnastu "apartamentów", w czym jedna część była w opłakanym stanie, druga miała cenę czynszu wyjętą z kosmosu, a trzecią rządzili chorzy psychicznie ludzie - dosłownie!
- Witam Panie, Cześć Tom! - drzwi otworzył nam niski mężczyzna, wyglądający na około 50 lat. Był podobno bardzo bogaty, jednak jego ubiór wcale na to nie wskazywał. Miał na sobie zwykłą koszulę w kratkę i jasne spodnie. Nie da się ukryć, że największą uwagę w jego osobie przykuwał bardzo wystający brzuch, który jak później dostrzegłam bardzo utrudniał mu codzienne życie.
- Dzień dobry! - kulturalnie przywitałyśmy się i weszłyśmy do środka. Kiedy zobaczyłam wnętrze, szczęka opadła mi z wrażenia. Mimo że mieszkanie nie nie miało wielkich rozmiarów, było urządzone w bardzo nowoczesnym stylu, jak na początek lat osiemdziesiątych. Szczególe wrażenie zrobiły na nas, pomalowane mocnymi kolorami ściany i świetnie dobrane do nich różne dekoracje. Kiedy pan John oprowadził nas już po wszystkich zakątkach, zbliżał się najbardziej nieprzyjemny dla nas moment - cena czynszu. Byłyśmy ze Stacy przekonane, że taki facet ja on, ma bardzo wygórowane wymagania.
Ku naszemu ogromnemu zdziwieniu, koszt okazał się bardzo niski, w stosunku do panujących tam warunków. Nie ma co ukrywać, że była to zasługa Toma , który załatwił nam ten blok, po prostu po znajomości.
- Czyli mam rozumieć, że podpisujemy umowę? - zapytał z uśmiechem właściciel.
- Tak, będzie nam bardzo miło. - odparłam, po czym umieściłam swój podpis na specjalnie przygotowanej kartce papieru.
Gdy tylko wykonałam tę krótką czynność, usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Wszyscy odwróciliśmy się w stronę korytarza. Moim oczom ukazał się wysoki, szczupły blondyn z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Cześć tato, witam Panie! Tom! Stary! - po tych słowach bratersko uścisnął chłopaka Stacy, po czym dodał : Mam rozumieć, że to są te damy, o których tak dużo mi opowiadałeś i będą wynajmowały mieszkanie ojca?
- Ma się rozumieć - odparł Tom.
-Jestem Victor, miło mi - przedstawił się, do tej pory nieznany mi chłopak. Kiedy podawał mi rękę, zobaczyłam w jego oczach, bardzo specyficzny błysk.
- Ja już drodzy idę do domu. Oczekuję was dziewczyny tutaj w nowym roku akademickim, a wtedy ustalimy szczegóły pielęgnowania tego miejsca. - z uśmiechem pożegnał się pan John.
- Do widzenia! - odrzekliśmy chórem.
Kiedy zostaliśmy we czwórkę, mieliśmy okazję lepiej się poznać. Bardzo dobrze rozmawiało nam się z Victorem. Był pewny siebie,a za zarazem niearogancki. Zapomniałabym o najważniejszym - potrafił rozbawić człowieka do łez! Dosłownie! Po dwóch godzinach spędzonych w jego towarzystwie, myślałam, że policzki pękną mi z bólu. Niestety, im fajniejsza jest atmosfera, tym czas szybciej biegnie. Kiedy dostrzegłam, że zegar kuchenny wskazywał szesnastą, pospiesznie zerwałam się z krzesła.
- Przepraszam was bardzo, muszę już się zbierać. - wyjaśniłam.
- Dlaczego tak szybko? Dzień się jeszcze nie kończy. - zapytał z lekkim wyrzutem Victor.
- Jestem umówiona. - odparłam, z lekkim zakłopotaniem.
- Randka? - nowo poznany kolega wymownie poruszał brwiami.
- Nie, to nie jest randka. - stwierdziłam, śmiejąc się z zabawnych tricków na jego twarzy.
- Skoro już musisz iść, to ja jeszcze jako gospodarz tego mieszkania odprowadzę cię.
- Dziękuję.
Będąc już w progu, Victor zapytał:
- Może miałabyś kiedyś ochotę na dłuższe spotkanie?
- W sumie, czemu nie. Zapisz sobie mój numer telefonu. - odparłam, po krótkim zastanowieniu.
- Nie muszę, zapamiętam.
- Serio? Przekonamy się za kilka dni. Papa!
- Do zobaczenia!
Gdy tylko drzwi się za mną zamknęły, głęboko odetchnęłam. Byłam zdziwiona swoją spontanicznością, chociaż w zasadzie nie zrobiłam nic specjalnego, przynajmniej pozornie. Może jestem dziwakiem, ale odkąd zadłużyłam się w Michaelu, nie chciałam, bałam się spojrzeć na jakiegokolwiek chłopaka, nie mówiąc już o jakimkolwiek umawianiu się. Po krótkim zawiasie, na szczęście doszłam do wniosku, że nie robię nic nadzwyczajnego i że pogadać zawsze można. Postanowiłam zakończyć rozmyślania o tak błahych sprawach, ponieważ czekało mnie o wiele ważniejsze spotkanie.
Wieczorem stałam pod domem, którego widok zawsze przysparzał mi palpitacji serca. Przed każdym spotkaniem z NIM byłam bardzo zestresowana. Kiedy otworzył mi drzwi Michael i zapewnił, że nie ma nikogo w domu, bardzo mi ulżyło, ponieważ zawsze będąc tutaj, obawiałam się problemów z Josephem oraz konfrontacji z jego rodzeństwem, za którym niestety nie przepadałam.
Będąc w jego pokoju, dostrzegłam leżącą na komodzie tubkę z brązową substancją, przypominającą element makijażu.
- Michael, to jest podkład? - zapytałam z ciekawością. On, kiedy usłyszał moje słowa, szybko podszedł, wyciągnął mi go z rąk i wrzucił do szafki.
- Można tak powiedzieć. To jest specjalnie dla mnie... Nie zdążyłem dokończyć...
-Spokojnie przystojniaku, mi to nie przeszkadza.
- Sam nie wiem... Jeśli zauważyłem ostatnio, że niektórzy członkowie rodziny dziwnie przyglądają się moim plamkom, to co dopiero obcy.
- Obcy? Ja obca?
- Nie to miałem na myśli... - odparł smutno.
- Przecież wiem. Chodź do mnie - skinęłam do niego ręką, po czym schowałam się w jego ramionach. Kiwaliśmy się w tej pozycji przez dłuższą chwilę, po czym Michael nie puszczając mnie zapytał:
- Co dziś porabiałaś?
- Podpisałyśmy bardzo korzystną umowę w sprawie wynajmu mieszkania. Dzięki znajomościom Toma, będziemy mieszkać w bardzo ładnym miejscu za niską cenę. Okazało się, że właściciel jest bogaczem, który ma jeszcze sześć innych apartamentów, więc nie zależało mu na wygórowanej cenie, tym bardziej, że jego syn przyjaźni się z chłopakiem Stacy.
- To rzeczywiście wspaniale!
- Wciąż nie mogę w to uwierzyć! A ty jak spędziłeś dzień? - zapytałam mojego ukochanego (dosłownie) przyjaciela, po czym spojrzałam w górę, by móc podziwiać jego wyjątkowy uśmiech.
- Nic specjalnego. Byłem u Quincego, a potem czekałem na ciebie.
- Czekałeś na mnie, czuję się wyjątkowo. - zaśmiałam się
- Bo jesteś.
- Nie.
-Tak.
-Nie!
-Tak i koniec! Właściwie to chciałem porozmawiać z tobą o starej, niewyjaśnionej sprawie. - powiedział tajemniczo, po czym wypuścił mnie z objęć.
- Co masz na myśli?
- Sprawę z Dianą.
- Proszę cię... Tu nie ma czego wyjaśniać. Nie chcę do tego wracać. Bardzo ją lubię, a o akcji z dziadziem po prostu zapomnijmy.
- Ale ja nie chcę.
-Dlaczego?
- Ponieważ, chcę ci to wyjaśnić.
- Skoro musisz...
- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i pragnę być z tobą w stu procentach szczery. Dianę znam od dziecka. Od zawsze była kobietą, która mnie inspirowała, którą podziwiałem. Była właściwie moim drugim autorytetem po mamie, a pierwszym w kwestii artystycznej. Kiedy zacząłem dorastać, moja dziecięca fascynacja przerodziła się w zauroczenie. Kiedy przeszedłem ten burzliwy wiek, zrozumiałem jednak, że zawsze będzie dla mnie wiele znaczyć, ale jako przyjaciółka, mentorka, będę ją cenić i widzieć w niej piękną kobietę. Nie było jednak i nie ma mowy o jakiejś miłości czy zakochaniu.
Słysząc wyznanie Michaela, siedziałam jak zahipnotyzowana. Cała moja teoria dotycząca uczuć, mojego przyjaciela legła w gruzach. Nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie mi powiedział. Byłam w takim szoku, że nie potrafiłam się nawet cieszyć. (może to i dobrze, bo w ramach radości mogłabym się na niego rzucić, albo znając mnie zrobić jeszcze jakąś inną, gorszą głupotę) Udało mi się jedynie wydusić z siebie jedno słowo:
- Dlaczego?
-Laura, bo ja....
- Kurwa, co ona tu robi?! - Do pokoju wpadł Joseph. Zrobił to z takim tupetem, że o mało nie podskoczyłam ze strachu. Wiedziałam, że szykują się kłopoty, w szczególności dla Michaela....