Witajcie! Mamy wrzesień,
zaczyna się nauka, dużo pracy. Na pocieszenie wrzucam kolejną część
opowiadania, gdzie Laura obchodzi.... Boże Narodzenie. Ja sama już nie mogę się
doczekać grudnia! :)
Zachęcam wszystkich do komentowania
naszego bloga! Anonimy podpisujcie się, prosimy! ;)
Diana
Uwielbiam
święta... zresztą, kto ich nie lubi? Właśnie zbliżał się ten długo wyczekiwany,
przez wszystkich czas. Dzień przed Wigilią… Tak właśnie Wigilią. W Stanach
Zjednoczonych obchodzi się po prostu, Boże Narodzenie, ale babcia przyniosła
ten zwyczaj z Polski i wciąż go celebrujemy. Oczywiście podczas świątecznej
gorączki nie brakuje konfrontacji i sprzeczek.
Stałam, przybrana ubrudzonym od różnych kuchennych składników fartuchem i
zdezorientowana przysłuchiwałam się kolejnej, poważnie wyglądającej dyskusji
mamy z dziadkiem. Tak naprawdę, patrząc na nią z boku , wyglądała zabawnie, a
chwilami słysząc moją rodzinkę bardzo trudno było mi powstrzymać śmiech.
- Jak to osiem?! –wołał dziadek.
- Tato, spokojnie. Planuję
przygotować osiem potraw na wieczerzę, ponieważ od dobrych kilku lat połowę
tego jedzenia kilka dni później się wyrzuca – argumentowała mama.
-Więc ja zjem tę drugą połowę!
- Proszę cię… Nie żartuj. Dobrze wiem, że
będzie jak co roku. Już po barszczu powiesz o bólu wątroby i spróbujesz
wszystkiego tylko symbolicznie.
- Tym razem będzie inaczej!
Zapowiadam!
- Ta… Już to widzę.
- Dziecko, czy ty naprawdę nie
rozumiesz, że musi być dwanaście potraw? Taka jest tradycja.
- Tato! Ta tradycja jest kultywowana
tysiące kilometrów stąd.
- Przecież twoja mama ją tu, w tym domu
zapoczątkowała i dopóki ja żyję ma ona trwać! Kiedy umrę będziecie mieć już
święty spokój i urządzicie sobie święta, jak wam będzie pasowało, po
nowoczesnemu!
Dziadek już obrócił się na pięcie i miał
zamiar zmierzyć ku wyjściu, gdy nagle podbiegła do niego mama.
- Tato! Nigdy nie gadaj takich głupot.
Będą wszystkie potrawy, nie martw się. Tak jak mama przygotowywała od lat.
Pomyślałam sobie, że moglibyśmy zaprosić na Boże Narodzenie moją przyjaciółkę z
rodziną i wtedy na pewno nic się nie zmarnuje.
- Dziękuję ci kochanie – mówiąc to
pocałował mamę w czoło. Szczerze mówiąc, uwielbiałam kiedy to robił. Po
chwili dodał:
- Powiem ci, że nowi goście to świetny
pomysł! Nowe tematy, nowe dyskusje! Nie mogę się doczekać.
-Ja również. Tato, tylko błagam cię…
Żadnych rozmów i kłótni o polityce!
- Oczywiście! Będzie jak sobie życzysz
córeczko.
Dziadziuś zakończył rozmowę i udał się do
pokoju mojego małego brata. Wymknęłam się mamie z kuchni i podążyłam za nim.
Przyglądanie się dziadkowi z ukrycia, kiedy zajmuje się Philipem, od jakiegoś
czasu stało się moim nowym hobby. Często się wzruszam widząc, gdy dziadziuś ze
szczerą miłością opiekuje się bobaskiem.
W końcu podeszłam do niego i zażartowałam.
- Dziadziuś… Uważaj, bo będę zazdrosna!
Widzę, że teraz Philip jest twoim oczkiem w głowie.
- Jest, jest.
- A ja? Twoja jedyna wnuczka?
- Kochanie, ty zawsze będziesz moją
ulubienicą! Jestem najszczęśliwszym mężczyzną na ziemi.
-Jak to?
- Od zawsze byłem otoczony wspaniałymi
kobietami. Pomyśl tylko, ożenić się z najwspanialszą kobietą na świecie, mieć
najcudowniejszą córkę, a do tego najsłodszą wnuczkę…. Żyć nie umierać! Nikt nie
jest takim szczęściarzem jak ja.
- Oj dziadku… -szepnęłam i wtuliłam się w
jego ramiona. Mimo jego szaleńczych zachowań, był naprawdę cudownym
człowiekiem. Uczciwy, szczery, kochający…A do tego prawdziwy amant! Święta od
zawsze miały w sobie coś niezwykłego, że zbliżały do siebie ludzi. Czasem
miałam wrażenie, że wszystko dzieje się pod wpływem prawdziwej magii.
Kilka minut później wróciłam do kuchni, by kontynuować przygotowywanie
potraw. Nienawidziłam gotowania, dlatego też zawsze wyręczałam mamę w
pieczeniu, co sprawiało mi ogromną przyjemność. Robienie mas, rozpuszczanie
czekolady…coś niesamowitego! Nie wspominając oczywiście, o kosztowaniu
wszystkich przygotowanych wcześniej smakołyków.
Ucierałam masło, gdy nagle zadzwonił
dzwonek do drzwi.
- Spodziewasz się kogoś? – zapytała mama.
Pokiwałam przecząco głową, więc ona pospiesznie ruszyła do przedpokoju.
- Laura! Masz gościa!- usłyszałam.
Zdziwiona, podeszłam do drzwi wejściowych,
gdzie moim oczom ukazał się Michael.
- Cudownie! – pomyślałam. – Brudna,
rozczochrana, nieogarnięta. On zawsze wybierze idealną porę na wizytę.
- Cześć, przepraszam, że przeszkadzam.
Wiem, że jesteś teraz zajęta, te przygotowywania…- jednym zdaniem sprawił, że
kompletnie zapomniałam o moim wyglądzie i frustracji.
- Nie skąd! Cieszę się , że przyszedłeś.
Wejdziesz?
- Nie, nie będę nikomu zawracać głowy.
Chciałem tylko złożyć ci życzenia świąteczno- noworoczne. Wszystkiego
dobrego, dużo zdrowia, ale przede wszystkim życzę by spełniły się
wszystkie marzenia, które masz w swoim małym serduszku.
- Ojej! Dziękuję. Tobie też życzę
wszystkiego najlepszego! W odpowiedzi na moje słowa Michael zachichotał rozbawiony.
- Powiedziałam coś śmiesznego?
- Nie skąd. Po prostu masz mąkę na nosie.
- Super…Laura bez kompromitacji nie
istnieje.
- Mam dla ciebie jeszcze mały
prezent.
- Michael! Niepotrzebnie…Ja... Ja nic dla
ciebie nie mam.
- To nic takiego, żadne pierścionki i tym
podobne – zaśmiał się . -W tej paczce jest kaseta. Od jakiegoś czasu pracuję
nad solową płytą i jedną piosenkę nagrałem specjalnie dla ciebie, moja droga
przyjaciółko.
- Naprawdę? Michael! Dziękuję! Jesteś
kochany! – mówiąc to, jak jakaś napalona fanka rzuciłam mu się na szyję.
- Oh, spokojnie Mała! To nic takiego.
Posłuchaj i oceń. Jeśli Ci się spodoba, daj mi znać. Teraz muszę uciekać do
studia! Wesołych Świąt!
- Do zobaczenia Mike. – Po tych słowach,
stałam w progu jeszcze dobre pięć minut. Kiedy przeciętni znajomi mówili, że
jestem mała, okropnie mnie to denerwowało. Jednak kiedy to mówił On…
- Laura, długo jeszcze? – z „zawiasu”,
brutalnie wyrwał mnie głos mamy.
* * *
Boże Narodzenie
spędziliśmy w prawdziwie świątecznej atmosferze. Było ciepło, rodzinnie i
tradycyjnie. Jedynym negatywnym skutkiem uroczystości, były bóle brzucha
dziadka, który postanowił postawić na swoim i zajadał się wszystkimi potrawami
bez umiaru. Takim sposobem, jeszcze długo po ucztowaniu wciąż musiał
ciągle pić różne herbatki ziołowe.
Kilka dni po Świętach,
zadzwonił do mnie Michael. Zrobiło mi się strasznie głupio, bo to ja miałam dać
znać, czy prezent mi się spodobał. Piosenkę oczywiście wysłuchałam nie raz....
nie dwa… BA! Sto razy!
- Hej. Nie chcę Ci się narzucać, ale chyba
to moje „ dzieło” jest niewypałem, skoro nie dałaś znać.
- Mike! Ta piosenka jest cudowna! Słucham
jej codziennie. Przepraszam, że zapomniałam zadzwonić. To całe świąteczne
zamieszanie…
- Wiem, wszystko rozumiem…, Ale na pewno
Ci się podoba?
- Bardzo! Dzięki Tobie…yyy, Dzięki
tej piosence poczułam się…Hmm… wyjątkowa? Chyba pierwszy raz…
- Naprawdę jesteś wyjątkowa. Miałem
nadzieję, że przypadnie Ci do gustu, bo wiem, że lubisz i umiesz tańczyć.
- Ok. Rozumiem, że możesz wiedzieć, że
lubię tańczyć, ale że umiem? Nie umiem, zresztą nie wiesz jak tańczę.
-Myślisz, że nie pamiętam, kiedy miałaś
kilka lat i przychodziłaś do nas na próby? My śpiewaliśmy, a ty przed nami
ciągle się kręciłaś. Nigdy nie zapomnę gdy spadła Ci spódnica i zostałaś w
samych rajstopach! Hahaha!
- Wariacie! Nie musisz wypominać mi moich
życiowych kompromitacji! A właśnie, mam do ciebie sprawę.
- Tak?
- Możesz mi wytłumaczyć, co znaczą słowa w
piosence : „ I love the way, you shake
your thing, especially?!
- Yyy… słowa do rymu mi pasowały! Zresztą,
mam nadzieję, że to kiedyś na żywo zobaczę!
- Bardzo śmieszne! Muszę uciekać!
Podyskutujemy jeszcze o tym później!
- Pa! Życzę Ci miłego popołudnia – słodko,
zresztą jak zawsze pożegnał się Michael.
* * *
Nowy rok miałam
powitać razem ze Stacy, w jej mieszkaniu. Nie mogłam się doczekać. Sylwester
był dla mnie od zawsze wyjątkowym dniem w roku, kiedy mogłam się wyszaleć,
potańczyć. Mając chwilę wolnego czasu i kontemplując nad zbliżającą się,
wyjątkową nocą postanowiłam po raz kolejny puścić na odtwarzaczu
piosenkę, którą Michael napisał z myślą o MNIE, dla MNIE!
"Ah get on the floor and dance...”, “there's chance for dancing all
night long…” O mój Boże! I Jak tu nie tańczyć,
gdy słyszy się takie słowa? A ta melodia?! Zaczęłam powoli lekko poruszać nogą.
Długo jednak nie wytrzymałam. W połowie piosenki kręciłam biodrami,
skakałam, nuciłam, jednym słowem szalałam po pokoju. Złapałam krzesło, usiadłam
na nim, wychyliłam się w dół, wyobrażając sobie, że mój partner…. A konkretnie
Michael wykonuje ze mną figurę taneczną na środku parkietu. Nagle usłyszałam,
że ktoś gwałtownie otworzył drzwi do mojego pokoju. Grrr…Dlaczego ja nie mam
klucza?! Zerwałam się na równe nogi.
- Eee… siostra co ty robisz?
Yyy... Nic, nic braciszku. Tylko ehm…. To
krzesło chyba ma zepsutą nogę, chciałam sprawdzić.
- Wiesz, potem mogę ci naprawić.
Teraz wychodzę na miasto. Właściwie to przyszedłem się zapytać, czy dobrze
wyglądam.
Dopiero kiedy Adrew zapytał się o moje
zdanie, zauważyłam jak bardzo się odstawił. Ciemne jeansy, czerwona koszula.
Byłam pod wrażeniem. Mówiąc nieskromnie, mój brat był naprawdę
przystojny. Wysoki, szczupły, o jasnych włosach i niebieskich oczach. Nic
dziwnego w tym, że miał powodzenie u dziewczyn, jednak mimo tego do tej
pory z żadną nie spotykał się na poważnie.
- Hello! Znowu złapałaś nawias? Mogę tak
iść czy nie? – ocknął mnie Andrew.
- Jasne, jasne! Wyglądasz obłędnie
braciszku! Gdzie Ty się właściwie wybierasz? Raczej nie na spotkanie z
kolegami, prawda?
- No nie…
- Wiedziałam! Powiedz mi, kim jest ta
szczęściara.
- Nie chcę zapeszać… Wszystkiego dowiesz
się w swoim czasie.
- Adrew! Zaczekaj jeszcze chwilę! Wiesz…
Nie zdążyłam ci wcześniej powiedzieć, ale przed świętami był u mnie Michael i
przyniósł mi kasetę z jego nową piosenką. Posłuchasz?
- Sorry, nie mam czasu.
- Ej… Przecież to tylko trzy minuty!
- Nie mam ochoty słuchać jego piosenek.
- Andrew, dlaczego? Pokłóciliście się?
Wydawało mi się, że znów jest wszystko w porządku.
- Nie, po prostu, z tego co wiem on nie
jest takim niewiniątkiem na jakiego wygląda. Laura, bardzo Cię kocham, więc
uważaj na niego.
- O czym ty mówisz? Przecież, już od dawna
wiesz, że się przyjaźnimy! Od kogo dowiedziałeś się takich bzdur?
- Nieważne.. I to nie są bzdury! Ok.?!
Po tych słowach Andrew szybko
opuścił pokój. Przeszły mnie ciarki, nie tylko dlatego, że trzasnął drzwiami,
tak jakby chciał wybić wszystkie okna w domu.