Witajcie kochani czytelnicy! Tu Diana. Jak mijają wakacje? Ostatnio notki się nie pojawiały, bo jesteśmy w rozjazdach. Ja mam internet tylko na polu, a Billie tylko w telefonie, dlatego to znowu ja dodaję kolejną część opowiadania. A ja że bardzo dbam o szczegóły zawarłam masę prawdziwych faktów, łącznie z datami. ;)
Dziękuję czytelnikom, którzy pomimo mojego braku czasu wciąż czytają i komentują. No i blogerom dla których czytanie opowiadania to nie jest akacja - komentarz za komentarz.
Nie wiem czy spodoba wam się ta notka... ale cóż czekam na opinie!
Diana
P.S Przepraszam za czcionkę, to dlatego, że pisałam na wordzie ;)
16 Styczeń 1984
Czas przy Michaelu uciekał mi niesamowicie
szybko. Wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że jesteśmy ze sobą już ponad dwa lata!
Mimo upływu czasu, często patrząc na niego odnosiłam wrażenie, że śnię lub
jestem bohaterką pięknej, nierealnej bajki. Oczywiście jesteśmy innymi ludźmi,
mamy różne charaktery, ale zawsze udawało nam się dojść do kompromisu, nie
przeżyliśmy nigdy żadnej poważnej kłótni. Każdy kto choć raz w życiu spotkał
Michaela, wie, że jest niezwykle wrażliwym, czułymi opiekuńczym człowiekiem.
Mimo że sam miał wiele problemów zdrowotnych, rodzinnych i tych związanych z
narastającą z dnia na dzień popularnością, nigdy nie rozczulał się nad sobą.
Powiedziałabym nawet, że nawet ze mną nie lubił rozmawiać o tych sprawach, wolał
udawać, że wszystko jest w porządku. Ja jednak próbowałam do niego jakoś
dotrzeć. Powoli, małymi kroczkami otwierał się przede mną, chociaż mieliśmy
zupełnie różne charaktery. Kiedy mi coś doskwierało, zawsze czułam potrzebę
wygadania się bliskiej osobie. Być może właśnie fakt, że często zwierzałam się
Michaelowi, powodował że on odpowiadał tym samym.
To jak diametralnie zmieniło się jego, a
przy okazji moje życie przez ostatnie dwa lata chyba nie trzeba opisywać.
Thiller odniósł niespodziewany, ogromny sukces. Do czasów wydania ostatniego
albumu Mike był rozpoznawalny, ale nie na taką skalę. Ku mojemu nieszczęściu
zakochały się w nim nastolatki, kobiety z całego świata. Oczywiście zawsze w
niego wierzyłam i bardzo cieszyłam się z jego sukcesu. Niestety wszystko ma
swoją cenę. Od dłuższego czasu widywaliśmy się naprawdę rzadko. Oprócz tego, że
mój ukochany nie miał wolnej chwili dla siebie, a tym bardziej dla mnie,
ponieważ całe dnie spędzał w biegu
między studiami nagrań, pracami nad teledyskami, piosenkami, galami i wywiadami,
to w dodatku spotkania utrudniała nam jego wcześniej wspomniana popularność.
Nie było szans by poszedł na spacer, czy do sklepu. Dlatego też Michael
opracował pewien patent. Wychodząc na zewnątrz zakładał wąsy, perukę i
specyficzną czapkę. Nigdy nie zapomnę dnia, w którym po raz pierwszy zapukał do
drzwi takim stroju. Cały wieczór musiał mnie uspokajać, bo za każdym razem
kiedy wyobraziłam sobie jego komiczny wygląd, nie mogłam powstrzymać się od
śmiechu. Właśnie.. Apropo mieszkania... Niestety nie udało mi się dość do
porozumienia z Victorem. Jak najszybciej wyprowadziłyśmy się ze Stacy z
mieszkania, które wynajmowałyśmy od ojca naszego starego przyjaciela. Od tego
czasu nie kontaktowałyśmy się więcej z tą rodziną. Może to i dobrze, bo
zachowanie Victora nie należało do normalnych. Był zaborczy i nachalny,
przynajmniej w stosunku do mnie.. W każdym razie znalazłyśmy sobie inne miejsce.
W prawdzie było mniejsze, ale za to bardzo przytulne. Znajdowało się także na spokojnym,
nieruchliwym osiedlu, co było wielkim plusem dla Michaela – łatwiej mu było się
do mnie dostać.
Czy
zmieniło się coś w moim (poprawka – naszym) życiu? Raczej nie… no może oprócz
tego, że w domu wszyscy o „nas” wiedzieli. Stało się to we wakacje 1983 roku. Z
jednej strony rodzice byli zaskoczeni, ale z drugiej stwierdzili, że prędzej
czy później nasza znajomość musiała się tak skończyć. Ostatecznie wszyscy byli
bardzo szczęśliwi. Inna sytuacja panowała w domu mojego chłopaka. Tam do tej
pory oprócz Pani Katherine nikt nie wiedział, że spotykam się z Michaelem.
Obawialiśmy się reakcji Josepha, do tego ja nie ukrywałam swojej niechęci do
reszty rodzeństwa, a ważącym argumentem był fakt, że Michael poważnie rozważał
całkowite rozstanie się z zespołem. Bardzo na to nalegałam, ale nie dla moich
własnych korzyści. Po prostu wiedziałam, że to Michaelowi wyjdzie na dobre.
Sytuacja rodzinna była tam delikatnie mówiąc niezdrowa, Mike musiał wreszcie
się uniezależnić. Był na tyle zdolnym i wyjątkowym człowiekiem, by samemu
poradzić sobie zawodowo.
Szesnastego
stycznia postanowiłam w końcu porządnie
się wyspać. Kiedy przekręcałam się z boku na bok nagle, ku mojemu zaskoczeniu
usłyszałam dzwonek. Zaspana i rozczochrana sennie ruszyłam ku drzwiom, by je
otworzyć. O tej porze spodziewałam się wszystkich, tylko nie jego…
-Michael co ty tu robisz?
-Czyżby moja księżniczka się nie wyspała? – zapytał z
uśmiechem na ustach, po czym wparował do mieszkania jak do własnego domu.
-Właśnie mnie obudziłeś.
- Oj, wybacz mały śpioszku! – odparł, podarowując mi buziaka
na przeprosiny. – Ale muszę ci powiedzieć coś ważnego!
-Słucham uważnie. –spojrzałam na niego z czułością
- Musisz dziś ze mną pójść na wręczenie nagród American Music Advards!
- Co? Żartujesz?
- Mówię całkowicie poważnie. Wszyscy sugerują mi, że
powinienem w końcu się z kimś oficjalnie pojawić... Podobno to jest dobre dla
mojego, a teraz już naszego wizerunku.
- Mike, wiesz że nie tak się umawialiśmy. Mieliśmy pozostać
anonimowi.
- No tak, ale już trochę ze sobą jesteśmy. Zresztą wtedy
mógłbym przestać odwiedzać cię w tym zabawnym przebraniu.
_ Tak, a za tobą przybiegłoby do mnie tysiąc fotoreporterów.
– usiadłam zrezygnowana na krześle.
- Lauro! Zrozum, że ja chcę w końcu trochę pożyć normalnie.
Nie chcę już dłużej się ukrywać tego, że jesteśmy razdem, jakbyśmy robili coś
złego.
- Zrozum, że niestety twoje życie już nigdy nie będzie
wyglądać do końca normalnie…
- To moja wina?
- Mike, to cena sukcesu.
- Aaa.. więc tak mi kibicujesz?
-Nie kochanie. Ja ci się staram wytłumaczyć, że nie ma nic za
darmo. Lepiej będzie, jeżeli pozostaniemy anonimowi. Chociaż w tej sferze
będziesz miał spokój od mediów.
- Ehh... Wiesz… skoro ty nie chcesz to na pewno sobie znajdę
kogoś, kto chętnie się ze mną wybierze na galę.
- Bardzo proszę! Każda panienka z ulicy chętnie z tobą tam
pójdzie i nie tylko.
- Daj sobie już spokój. – powiedział z rezygnacją i wyszedł.
Nawet nie miałam
ochoty go gonić. Nie mogłam zrozumieć co mu się stało. Trudno uwierzyć, że ten
świetny, inteligentny facet momentami był naiwny niczym dziecko. Jak on to
wszystko sobie wyobrażał? Sądził, że po prostu bez żadnych przeciwności
przyjdzie po mnie do domu, a potem wyjdziemy na romantyczny spacer? Naprawdę
zabawne.
* * *
-Lauro! Już jestem! Specjalnie skróciłam moje spotkanie z
Tomem, byśmy mogły w spokoju obejrzeć twojego przystojniaka w TV .W końcu
dzisiaj wielka gala!
-Niepotrzebnie wróciłaś z randki. Nie mam ochoty go oglądać.
-Ja chyba śnię! Zawsze gdy ma się pojawić w mediach skaczesz
jak napalona fanka. Czyżby pierwsza, przedmałżeńska kłótnia?
-Przestań….
- Ej, ej… Masz usiąść natychmiast i mi wszystko opowiedzieć.
-Oh. Stacy. Był tu dzisiaj rano Michael i zaproponował mi
wyjście na American Music Advards. Oczywiście nie zgodziłam się, wiesz jakie byłyby tego
konsekwencje. Zresztą nie taką decyzję kiedyś podjęliśmy… Mike nie był
zadowolony z mojej reakcji i wyszedł. Acha, wspomniał jeszcze, że znajdzie sobie
kogoś, kto na pewno się zgodzi.
- O rany… Więc tym bardziej musisz zobaczyć, czy rzeczywiście
się z kimś wybrał.
-No dobrze. Włączaj ten telewizor!
Kiedy Stacy szukała
odpowiedniego kanału serce na moment mi stanęło. Zastanawiałam się jak
rzeczywiście Michael się zachowa. Byłam pewna, że mnie kocha, ale świadomość,
że twój facet ma wokół siebie miliony fanek, zawsze lekko dawała do myślenia.
To co zobaczyłam
przeszło wszelkie moje oczekiwania…
- ONA?! Wszyscy tylko nie ona! Boże! Mógłby paradować z dwudziestoma
napalonymi fankami, tylko nie z NIĄ! Ta głupia krowa, o końskiej mordzie! –
krzyczałam na całe mieszkanie.
- Spokojnie Laura, spokojnie…
- Jak ja mam być spokojna?!. – w tej chwili po raz kolejny
spojrzałam na TV. Po tym co zobaczyłam, zakręciło mi się w głowie i opadłam na
kanapę. – Boże, nie wierzę. Oni trzymają się za ręce.
- O królu na niebie… Spletli je jak para….
- Stacy! Nie dobijaj mnie!
- odrzekłam już histerycznie. W szklanym ekranie widziałam niemalże
idealną parę. On przystojny, o śniadej cerze, ubrany w specyficzny, czerwony
strój. Ona piękna, młoda, zgrabna, wysoka. Odziana była w śliczną białą
sukienkę, a jej czekoladowe włosy zostały ładnie uniesione i pofalowane. – Kim ja jestem w porównaniu z Brooke…-
szepnęłam, ze zrezygnowaniem w głosie.
- Laura! Przestań. Ona jest wielka i ma twarz jak facet. Ej,
ty płaczesz?
- Dlaczego on mi to zrobił? Przecież wie, że za sobą
delikatnie mówiąc nie przepadamy. Czemu oni się tak trzymają?!
- Na pewno sobie wszystko wyjaśnicie. Zakładam, że ona go tak
złapała, by pokazać się fotoreporterom. Wiesz jak ta gówniara do niego
lgnie. – podając mi chusteczkę,
przyjaciółka próbowała mnie pocieszyć.
*
* *
Obudził mnie
przenikliwy ból głowy. Czułam, że oczy mam bardzo spuchnięte, a wszelkie
dolegliwości spowodowane są przepłakanym wieczorem. Po chwili dostrzegłam, że
nade mną stoi zatroskana Stacy.
- Wyglądam jak dziecko wojny, co nie? – zapytałam, siląc się
na uśmiech.
-Nie przeczę. – odpowiedziała.
- Nie obraź, się ale chyba dziś wrócę na kilka dni do domu.
Wolę tam sama przyjechać, niż czekać aż zaczną wydzwaniać i pytać się co się
stało. Zresztą muszę sobie wszystko na spokojnie przemyśleć.
- Oczywiście kochana.
Siedziałam pod cieplutkim, domowym kocem i
próbowałam skupić się na czytaniu powieści. W końcu miałam chwilę czasu dla
siebie, przerwa semestralna dobrze mi zrobiła, szczególnie dlatego że od
początku tego roku akademickiego zaczęłam studia na drugim kierunku. Oprócz
sztuki, zdecydowałam się na psychologię. Zabawne jest to, że chciałam pomagać innym, a sama nie potrafiłam poradzić
sobie z własnymi problemami. Za każdym razem, gdy przeczytałam kilka linijek
książki, mimowolnie spoglądałam na biurko, gdzie stała ramka ze zdjęciem.
Widniały na nim oczywiście dwie postacie – ja i Michael. Cały dzień próbowałam
wytłumaczyć sobie co się wczoraj stało. Niestety przez głowę przechodziła masa
scenariuszy, także te najgorsze…
- Księżniczko! Tu jesteś! Wszędzie cię szukałem!
- Nie mów tak do mnie. Miałeś wczoraj inną” księżniczkę”. –
odparłam z niechęcią. Wcale nie cieszyłam się, że Mike do mnie przyszedł.
Wszystkiego, czego potrzebowałam tego dnia był tylko i wyłącznie święty spokój.
- Jesteś na mnie zła?
-Nie, skąd. Tylko poszedłeś na galę z Brooke, a co najlepsze
obściskiwałeś się z nią przed każdym fotografem. Naprawdę nic się nie stało.
- Nie chciałaś ze mną pójść, więc zaprosiłem przyjaciółkę…
-Przyjaciółkę mówisz?! Czy to normalne, że przyjaciele tak
się trzymają za ręce?
- To naprawdę nie miało żadnego podtekstu. Sama mi mówiła, że
jestem dla niej jak brat.
-Proszę cię nie rozśmieszaj mnie! Dobrze wiesz, że zależy jej
na tobie, głównie pod kątem popularności i zainteresowania mediów.
- Nie wiem, dlaczego jesteś tak uczulona na Brooke. Ja ufam
swoim przyjaciołom, w przeciwieństwie do ciebie, bo ty nawet nie wierzysz mi!
- Pomyślałeś może jak ja się wczoraj czułam?! Co miałam
powiedzieć rodzinie, która widziała wszystko od A do Z?! Widziałeś co piszą
wszystkie gazety? Może rzeczywiście coś jest na rzeczy! Kim ja jestem w
porównaniu z młodą, zgrabną aktorką?
-Nie chce mi się tego słuchać. Okazuje się nawet, że bardziej wierzysz
brukowcom. Po prostu świetnie!
- To nie chodzi o
gazety, ale o to jak mnie potraktowałeś.
- To jest chore. Źle cię traktuje, gdyż wyszedłem z Brooke na
imprezę? Kiedy idę z Dianą, nie przeszkadza ci to. Zresztą bardzo miło, że pogratulowałaś mi
nagród. Nie ma to jak wsparcie od ukochanej osoby.
- Gratuluję ci, ale teraz wyjdź.
- Ależ oczywiście, taki miałem zamiar. - spotkanie zakończyło się głośnym
zatrzaśnięciem się drzwi.
27 stycznia 1984
Po raz dziesiąty
tego dnia spoglądałam w dobrze mi znaną fotografię stojącą w moim pokoju. Od
czasu ostatniej kłótni nie rozmawialiśmy z Michaelem ani razu. Obydwoje
jesteśmy strasznie uparci, dlatego żadne z nas pierwsze nie wyciągnęło
ręki. To była nasza pierwsza, poważna
kłótnia. Z dnia na dzień brakowało mi go coraz bardziej. Żadnych odwiedzin, ani
jednego telefonu... Postanowiłam jednak unieść się honorem i nie odezwać się
pierwsza. Dlaczego miałam to zrobić? Przecież to on sprawił mi przykrość.
Najgorsze było to, że coraz częściej zastanawiałam się, czy my właściwie
jeszcze jesteśmy razem…
- Lauro! Czy ty wiesz co się stało?!- z wielkim hukiem drzwi
otworzył Andrew.
- Coś poważnego? – zerwałam się na równe nogi i zapytałam z
niepokojem.
-Michael miał wypadek! Wybuchł pożar, kiedy kręcił reklamę do
Pepsi!
- Na pewno on tam był? – czułam, że serce bije mi coraz
mocniej.
- Widziałem się z Panią Katherine, ona też niewiele
wiedziała, ale podobno jest jedyną i bardzo poważną ofiarą.
-O Boże…. Jedziemy do szpitala!